środa, 29 stycznia 2014

Ślubne rozważania 7 - fryzura "idealna"


Cześć Dziewczyny!

Nie ma mnie tu dość długo, bo zdałam sobie ostatnio sprawę, że wraz z imprezą Sylwestrową weszliśmy w rok 2014, a jest to rok mojego wesela (nie tam, żeby moje poczucie teraźniejszości było jakieś załamane, wciąż powtarzam, że do wesela jeszcze mam dwa lata....)

Wraz z nabyciem świadomości, że zostało mi niecałe 8 miesięcy wzięłam dupę w troki i zabrałam się za ogarning. Pomogła mi w tym kochana Nadine która wybrała się ze mną na dzikie pląsy po zimnym, mokrym i brydnym Krakowie w poszukiwaniu i przymierzeniu sukni, przynajmniej w pewnym sensie przypominającej tą, którą zamiar mam w lutym zamówić.

Zniszczyło to całkowicie mój światopogląd, gdyż znalazłam dwie suknie idealne, które pięciokrotnie przewyższały ceną suknię dotąd idealną i co najgorsze - śnią mi się po nocach. Na górze posta wkleiłam jedną z tych ideałów (nawet nie wiecie jak żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia na sobie - była idealna! Na wieszaku wisi tak smutno...)

Ale dopiero gdy panie wpinały welon i patrzyłam na siebie w tych białych długich cudach zaczęłam się zastanawiać - okej, ale co ja będę mieć na głowie???




Z jednej strony świetnie czuje się w upiętych i podniesionych włosach, co pasowałoby do księżniczkowej sukienki. Z drugiej strony - zapuszczam jak głupia od dwóch lat włosy do wesela i chciałam, żeby było to choć trochę widać :) Jednak patrząc na różne zestawienia zdjęć wciąż urzekają mnie upięcia... Będąc na paru weselach, gdzie pani młoda miała włosy rozpuszczone podziwiałam po paru godzinach oklapłe strączki... To pewnie albo wina ciężkich włosów posiadaczek, albo słabego utrwalacza, ale to tam.... Ponadto felerne cięcie, które możecie podziwiać TUTAJ niejako zmusza mnie do podpięcia tego co mi z włosów pozostało.

A więc decyzja zapadła gdzieś pomiędzy chowaniem ramiączek stanika pod gorset sukni, a głębokim wdechem gdy gorset został zasznurowany i zobaczyłam się w lustrze:
"Ja moje smutne strączki podepnę":)

Stąd poniższe inspiracje:





Tak jak wspomniałam i wspominać pewnie jeszcze nie raz będę - pozbawiono mnie brutalnie większej części mych włosów. A do wesela czas płynie, jakby co najmniej jakiś gość nad nami włączył nagle tryb przyspieszony. Po szpitalu włosy zaczęły na dodatek szalenie wypadać, więc poradziłam się przyszłej szwagierki-farmaceuty i zaczęłam kurację-suplementację...

Na pierwszy ogień poszedł VITAPIL, którego połknęłam tylko jeden płatek składający się z 15 tabletek. Po tygodniu włosy przestały wypadać :) Teraz kończę BIOTEBAL (włosy jak przestały wypadać, tak siedzą na głowie :)) a wykupuję REVALID.

Co do tego ostatniego mam ogromne nadzieję, gdyż przyjaciółka po felernym cięciu  do ramion dzięki REVALIDOWI zapuściła w ciągu paru miesięcy naprawdę piękne długie włosy! (niestety nie mam zdjęć przed, a te po są już po PARU ŚCIĘCIACH!, ale tyle ile jej odrosły to mi oczy na wierzch wychodzą!) Wiem, na każdego działa co innego, ale nie mogę się oprzeć pokusie i będę obserwować tabletki pod kątem przyspieszania porostu :)

A Wam jakie fryzury najbardziej się podobają u Panny Młodej? :)

piątek, 24 stycznia 2014

Co się dzieje pod oczami?


Cześć Dziewczyny!


Dziś chciałam Wam krótko przybliżyć dwa specyfiki pod oczy, które wpadły jakoś w me łapki... nie wiem jak to się stało :)

Pierwszy z nich to kończąca się już kuracja lipidowa od Ziaji. Nie pytajcie ile kosztował - dostałam od mamy i nie mam pojęcia, ale znając życie Ziaja nie przesadza z cenami. 
Po dwudziestych drugich urodzinach postanowiłam dbać o okolice oczu, bo z nimi mam dość spory kłopot. Mam w tym miejscu za mało tłuszczu, przez co widoczne są sińce pod oczami, a dodatkowo moja sucha skóra, która ma tendencję do szybkiego starzenia się postanowiła zacząć mi powoli sprezentować pojedyncze małe zmarszczki.


Przy kremie pod oczy chciałam przede wszystkim uzyskać: dobre nawilżenie, jakieś delikatne efekty anty-aging i brak reakcji alergicznej. A no z tą ostatnią było najgorzej, bo wszystkie inne kremy pod oczy (Avon, Eveline, FlosLek, Lirene...) powodowały potok łez, spuchnięcie i ból. Nie powiem - gdy zapuchły mi oczy sińce znikały ale bez przesady - nie o to chodzi :D

Ziaja nie wywołała u mnie reakcji alergicznej więc przyjęłam ją z radością. I kończąc to małe 15ml opakowanie muszę stwierdzić, że nie tylko nie wywołała reakcji alergicznej, ale też nie zrobiła nic innego...


Nawilżenie było skromne, na tyle skromne, że krem do twarzy radził sobie z tym lepiej. Na opakowaniu jest napisane, że kuracja uzupełnia ubytki fizjologicznych składników skóry, intensywnie nawilża oraz zmniejsza utratę wody, redukuje podrażnienia, nie narusza warstwy lipidowej naskórka.

Nie potrafię powiedzieć nic na temat tego kremu: ani dobrego, ani złego. Po prostu nic. 


I tu pojawia się Dax i jego hydrożelowe płatki  pod oczy. Nie zdziwcie się tym 65+ - było w pakiecie na dzień babci, jedno więc podkradłam z ciekawości :D 

Ponadto nie wiem, czy to zasada narzucona w mojej drogerii, ale im wyższa grupa wiekowa tym tańsze kremy? 

Po pierwsze zdziwiło mnie, że płatki nanosi się na warstwę kremu (mój mózg pytał się mnie po co mi w takim razie ten płatek??) ale działałam według instrukcji. Płatek po jednej stronie jest taki wacikowo-milutki, a po drugiej stronie żelowy z jakimiś skrzącymi drobinami. 


Trzymałam pół godziny podczas którego nie mogłam patrzeć w dół i generalnie było mi niewygodnie :D Ale płatki trzymały się mocno skóry. Ze zdjęciem ich nie miałam problemu, no właśnie, ale zdjęłam je i co? I dupa. 



Wstawiam zdjęcie, bo dziewczyny używające płatków były w stanie pokazać, jak mokry płatek rozpulchniał skórę i potem efekty były widoczne przez wiele godzin. U mnie ten płatek nie zdziałał cudów, nawet nie wzmocnił działania kremu. Sucha jak wiór skóra wróciła do suchego stanu szalenie szybko.
Dla mnie te konkretne płatki to klapa, o kremie swoją opinię przemilczę. 

Poszukuję DOBREGO kremu pod oczy, który w miarę możliwości mnie nie uczuli i nie obrobi z całej wypłaty :D
Polecacie coś?

środa, 22 stycznia 2014

Gram w Simsy w realu :)

Cześć Dziewczyny!

Zostawiłam Was z postem podsumowującym 2013 rok i poszłam grać w Simsy na żywo :) zawsze lubiłam tą grę, ale jarałam się nią tylko do momentu, gdy mogłam budować dom (oczywiście na kodach, na pełnym wypasie i z wszystkimi gadżetami, które chciałabym mieć sama w swoim prawdziwym domu).

Choć w prawdziwym życiu nie mogę sobie wpisać kodu, po którym przybędzie mi pieniążków, to zdarzają się nam... dobre wróżki:) Dzięki nim mój nowy pokój po przeprowadzce przestał świecić pustkami, pojawiły się fotele, kanapa, w drugim pokoju meble które muszę jeszcze złożyć...


Od paru dni odcinam się od komputera, żeby urządzić sobie swoją małą przestrzeń "jak najładniej" no i oczywiście nie obyło się bez kupna paru ślicznych maleństw, które mogłyby mi pomóc w procesie upiększania wnętrza. 


Z malowaniem czekam do wakacji, a teraz kończę ustawianie, czekam na moją naprawioną toaletkę i będę mogła powiedzieć, że czuję się jak w domu!

Co do koloru ścian - może macie jakieś linki, albo propozycje do inspirujących i ciekawych połączeń kolorystycznych w pokojach?? 
(Zieleń odpada na wstępie:P)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

PicoLove w 2013


Cześć Dziewczyny!

Dziś post totalnie po całości subiektywny, bo chciałam podsumować miniony Rok 2013 pod względem kosmetycznych ulubieńców. Ulubieńców, a więc kosmetyków, po które sięgałam najchętniej, których efekty mnie zachwycały, albo... w jakiś inny sposób wywołały ciepło na mym serduchu.
Nie myślcie sobie, że jestem aż tak opóźniona, ale zwlekałam z tym aż do połowy stycznia, bo nie wszystkich kosmetyków miałam zdjęcia, a sama lubię pooglądać co tam u Was piszczy, więc myślałam, że i Wam będzie się przyjemniej tak oglądać :)
Panie i Panowie - moje wynurzenia czas zacząć!




Zacznę od mojej "bazy" i obowiązkowego rytuału namiętnego smarowania ryjka. Gdy wyszły na nim dziwne palące czerwone plamy a potem różne wysypki - udałam się do dermatolog. Ta dała mi garść próbek i zaleciła kupienie tej, która uśmierzy pieczenie. Uriage to się udało. Skusiłam się na ogromne opakowanie Xemose za 50złotych i końća nie widać! Moja skóra bardzo go lubi, co więcej - współpracuje z wszystkimi używanymi przeze mnie podkładami. Recenzję naskrobę wkrótce :)




Przekraczając dwudziestkę stwierdziłam, że najwyższy czas zadbać o zmarszczki pod oczami :) Zadbać, w sensie sprawić, żeby jak najdłużej trzymały się ode mnie z daleka(choć już widzę nieprzyjaciela...). Więc umyślałam sobie, że zacznę używać kremów pod oczy. I nie było to takie łatwe postanowienie! Próbowałam kremów z Avonu, Eveline, FlosLeku, Lirene i każdy wywoływał u mnie podrażnienia, łzawicę i pieczenie. Ta Ziaja nic takiego nie robi :) Smarowałam namiętnie bo... bo nie uczulała i jest pod oczy. Perełka :D haha! Recenzja się pisze.


Tak, to jest odkrycie! Przeczytałam o Skin Balance na paru blogach i narobiłam sobie na niego małego smaka... Gdy dowiedziałam się, że nie robi krzywdy dziewczynom o suchej skórze - poleciałam szukać go po sklepach. Jest idealny - kremowy, kryjący przy naturalnym efekcie finalnym, nie ściera się i nie odbija na ubraniach, wodoodporny... Idealny? Jedynie najjaśniejszy odcień po tym jak zbladłam jest już za ciemny. Ale czekam na przypływ gotówki, bo Pierre Rene wypuściło nowy jaśniejszy kolorek :) Recenzji jako tako nie ma, ale parę słów i swatch jest TU.


W 2013 zaopatrzyłam się również w kolejne, nowe opakowania Stay Matte w kolorach 01 i 03 :) Nie znam na razie lepszego pudru który ugruntuje makijaż. Choć próbowałam znaleźć mu zamiennika to nie potrafię - zawsze jest coś co mi w innych nie pasuje. Jedyne co to nie nadaje się pod oczy :) Albo inaczej - nadaje się, ale baaardzo oszczędnie :) Jako tako osobnej recenzji nie ma, ale jest widoczny prawie w każdym makijażu, w wielu postach zachwyty, trochę o nim w TYM poście.

Jeśli chodzi o kolor na policzku, to pokochałam róż od Hean. Właściwie ten róż to bardzo ciepła brzoskwinia (pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że bardzo ładnie wpada w znienawidzony w bronzerach pomarańcz) ale jest to taki kolor, który niesamowicie mnie ożywia wizualnie. Za ten efekt i tą cenę używałam go z szaloną przyjemnością regularnie. Teraz trochę wracam do różowych róży, ale 2013 to czas pomarańczy! Recenzja w TYM wpisie.


W zmyciu powyższych cudeniek pomagał mi żel-krem z Biedronki za zawrotną cenę 5 złotych i towarzyszy do teraz :) Jest delikatny i nie podrażnia, nie drażni ranek po wyciskaniu (ups:P) ale jednocześnie radzi sobie z każdym makijażem jaki miałam, nawet wodoodpornym. Fakt, czasem trzeba było umyć twarz dwa razy, ale nawet po tym nie czułam nigdy ściągnięcia, ani nie wywołało to zaczerwienień. Recenzja w TYM i TYM poście.


 Pomimo mojego przerzucenia się na linery żelowe 2013 rok u mnie upłynął z eyelinerem od Eveline. Wersja Celebrities gościła w mojej kosmetyczce naprawdę długo. Bardzo ją lubię i na pewno w gdybym miała szukać czegoś pewnego na szybkości wróciłabym do niej. Co mnie drażni w eyelinerach w takiej formie? Gdy maluje sobie lewe oko zawsze ubabram sobie trochę rzęsy :) Tak już tą prawą ręką śmiesznie wygibuje... Przez co potem przy tuszowaniu mam posklejane rzęsy.
Recenzja w TYM poście.



Max Factor 2000Calorie curved brush... Absolutny hit sezonu bomba :) Znalazłam tusz idealny dla swoich rzęs i ubóstwiam go pod każdym względem. Jedyny tusz po użyciu którego zaobserwowałam podkręcenie, pogrubienie i wydłużenie jednocześnie. Nie rozstaje się z nim i mam nadzieję, że nic się w nim nie zmieni :) Recenzja w trakcie tworzenia..
Baza od Avon. Moje okrycie po nie ukrywając ciężkim związku z Virtualem. Pomimo świetnych efektów baza Virtuala była za zbita i nakładanie było katorgą. Przy tej masełkowatej konsystencji jaką mamy od AVONu aplikacja jest duuużo przyjemniejsza. Baza nie jest droga, wydajna i dobrze radzi sobie z tym czym powinna - przedłużaniem żywotności cieni na powiekach i podbijanie koloru. Recenzja w TYM wpisie.




Paletka Wet n Wild za niecałe 10 złotych to chyba jedna z moich najlepszych inwestycji podczas zakupów na allegro "w ciemno" :) Są tu dwa chłodne brązy, jeden ciemny czekoladowy, kolor przypominający bronzer oraz jasną satynowo-waniliową brzoskwinię. Gdy musiałam ograniczyć kosmetyki do minimum - paletka służyła do podkreślenia brwi, wymalowania oczu, wykonturowania twarzy i zrobienia efektywnej brązowej krechy :) Recenzja TU.




Jeśli chodzi o pielęgnację ust to sprawdzonym sposobem jest pomadka od Forever Living. Mam ją już długo i jestem bardzo z niej zadowolona. Dobrze radzi sobie z regeneracją ust gdy je podle zaniedbam i przepięknie pachnie. Ponadto lubię efekt jaki daje na ustach - taki milutki, nie wazeliniasty :)  Zastanawiałam się na ile mi wystarczy - dał radę calutki rok i trochę mu jeszcze daję... Recenzja w TYM poście.


Pomadka, która otrzymuje miano ulubieńca 2013, to pomadka przeze mnie wygrana. Pomadka ZAO, której koloru niepotrzebnie się obawiałam. Jest ciut ciemniejsza i bardziej nasycona niż mój naturalny kolor ust, przez co totalnie uniwersalna. Ale to co w niej uwielbiam to właściwości pielęgnacyjne. Na początku nie mogłam o nich wiedzieć, teraz po jakimś czasie jestem to w stanie stwierdzić. Ponadto, jest to jedyna pomadka, którą mogę nałożyć na "zaniedbane", zniszczone wiatrem usta i tego nie widać! Pielęgnacja z kolorem i ekologia - wspaniałe połączenie! Recenzja TU.




Serum z olejkiem arganowym od Joanny. Mój absolutny ulubieniec jeśli chodzi o zabezpieczanie końcówek i wygładzanie niesfornych kosmyków. Pięknie pachnie, pomimo gęstej konsystencji nie obciąża(mądrze nałożony), nabłyszcza i nie wiem jak on to robi, ale włosy po jego użyciu są tak miłe, że można się uzależnić od macania :) Pompka działa lepiej niż w niejednym podkładzie. Mam szczęście i dostałam na urodziny kolejne opakowanie :3  Recenzja w TYM poście.


Nigdy nie lubiłam Dove - jakiż to dobry początek:D Jednak po wygranej paczce kosmetyków u Kasi i naprawdę pozytywnym zaskoczeniu po użyciu paru produktów postanowiłam dać firmie szansę (o ja łaskawa:P) i zaopatrzyłam się w parę fajnych kosmetyków. Dwufazowa odżywka b/s jest moim osobistym hitem. Pięknie pachnie, wygładza i ujarzmia puchaty busz, wystarczy bardzo niewiele by zaspokoić całe włosiska. Za to można z nią łatwo przesadzić. Recenzja w trakcie pisania :)




Nie jest to kosmetyk, którego używałam notorycznie, czy też regularnie, ale cudeńko, które nadało moim włosom naturalny wygląd i dzięki któremu nie muszę się martwić o odrost. Delikatne rozjaśnienie dzięki temu sprayowi sprawiło, że granica farbowane-naturalne zatarła się prawie całkowicie. I pomimo parunasto-centymetrowego odrostu wyglądam jak niefarbowana małpa :) Recenzja i efekty w TYM wpisie.






Mycie! A jeśli chodzi o mycie to miałam dylemat... Jednak walory zapachowe i przyjemność jaką czerpałam z wspólnych chwil przeważyły. Ciasteczkowa seria Luksji powaliła mój nos na kolana (czy to możliwe??) Najpierw delektowałam się zapachem wafelków, potem oddałam się wiśniowemu torcikowi. Prysznic stał się mistycznym miejscem prawdziwej przyjemności. Jednym słowem - wspaniały wynalazek! Recenzja może się pojawi :)


Tutti Frutti to uzależniająca sprawa :) Najpierw dostałam w prezencie różową wersję rambutanową, potem zachorowałam na karmel i cynamon. Świetne nawilżenie, natłuszczenie i działanie na przesuszone miejsca. Ponadto po raz kolejny - walory zapachowe. Zapach jest mocny, a na skórze zachowuje się jak perfumy w kremie. Ja i wszyscy w koło czują zapach masełka przez cały dzień. Czasem ubrania przejdą tym słodkim zapachem. I co najlepsze - woń mnie nie męczy i nie boli mnie od niej głowa :) Recenzja TU.

No to chyba większość "perełek" jakie sobie upatrzyłam w minionym roku...
Ja oglądałam już wiele ulubieńców u Was (bo nie wszyscy są tak opóźnieni z podsumowaniem roku jak ja:P) ale jeśli przegapiłam - nie krępujcie się i wklejajcie linki do Waszych notek :)

sobota, 11 stycznia 2014

Uwaga, zasycham!


Cześć Dziewczyny!

Dziś chciałabym się przyznać do zerwania mojej eyelinerowej monogamii z ulubionym eyelinerem Eveline [o nim TU] na rzecz nowego mazidła do kresek. Oczywiście pomimo obietnic, że eyeliner od Eveline jest najlepszym jaki używałam i że nie ma sensu szukać dalej - kobieca ciekawość wzięła górę nad wszelkimi obietnicami :)

No bo widzę w sklepie wiele takich egzemplarzy typu gel liner różnych marek... Ale jak to to ma działać?? Trwalsze? Lepsza aplikacja? Hmm... Nie, to trzeba spróbować na sobie!


Wybór padł na Pierre Rene, bo... bo tanio i bo pod względem kolorówki firmie ufam. Sam słoiczek z zawartością jest bardzo mały. Niby dobrze niby nie - bo słyszałam, że źle traktowane linery w żelu mogą zaschnąć i być do niczego (szczerze, to zakładałam, że eyeliner mi nie podejdzie i powędruje do kogoś z Was:P) więc tak jak w przypadku bazy pod cienie - małe wcale nie znaczy źle.


Ponadto rączka, która się rozkłada i w której ukryty jest pędzelek. Jeszcze nigdy nie robiłam kreski pędzelkiem! Przynajmniej nie takim, który w zbliżeni wygląda jak miniatura języczkowego do pomadek. Ok. Na początku obsługa czarnym uchwytem szła mi topornie... Ale jak to mówią - praktyka czyni mistrza!

Gdy już nauczyłam się rysować precyzyjne kreski bez drżenia ręki zaczęłam zauważać inne cechy charakterystyczne eyelinera: 
- krechę czarną jak smoła robi się pociągając pędzelkiem parę razy,
- co wynika z pkt. wyżej : intensywność można stopniować,
- krecha powoli zasycha...
- a po zaschnięciu jest nie do ruszenia


Taaaa, liner jest wodoodporny... Wzory które wyrysowałam Wam na ręce żeby pokazać jak sobie radzę z obsługą pędzelka - zmywałam szczoteczką :) Choć potem poszłam po rozum do głowy - można było olejkiem (brawo Aleksandro, doświadczenie życiowe +50 do survivalu...) 



Podkreśliłam ponadto, ze intensywność można stopniować nie bez powodu! Dzięki temu eyelinerem w "dżelu" prócz świetnych kocich kresek na wieczór robiłam też makijaże typu "no make-up"! 

I wiecie co? Mam wersję czarną matową, ale w chwili obecnej rozglądam się za brązową wersję tego linera. Dlaczego? Bo uważam, że będzie się perfekcyjnie nadawał do podkreślania brwi!

Po zaschnięciu liner trzyma się pięknie bez rozmazywania i pękania (co robił mi ten z Wibo) cały dzień! Wyglądałam jak idiotka, ale próbowałam wykreślić sobie pojedyncze włoski czarnym linerem i chodziłam tak cały dzień. Prócz za ciemnej oprawy oczu (i powtórzę: głupiego wyglądu) nic nie zblakło, nie rozmazało się ani nie spłynęło:) 

Jestem bardzo zadowolona! Za niecałe 17zł tyle zabawy, trwałość i uniwersalność. Ciekawa jestem na ile starczy mi ten słoiczek? Mam go już koło miesiąca i przy codziennym regularnym stosowaniu stopniowo go ubywa...

Miałyście?? Jak nie, to Jakich linerów Wy używacie?
Jestem ciekawa czy któraś z Was miała brązową wersję? 

wtorek, 7 stycznia 2014

O starych, dobrych... kosmetykach?? :) + wyniki


Cześć Dziewczyny!

Pisałam, że zabieram się za parę ciekawych dla mnie rzeczy. Ciekawych, ponieważ idąc z duchem czasu i brnąc do przodu często dajemy się nabić w butelkę takimi hasłami jak "innowacyjna formuła", "całkiem nowe efekty", "nieznane dotąd receptury".

Chciałam Wam pokazać bardzo dobre kosmetyki, sprzed łohoho*, które zgubiliśmy w trakcie przeprowadzki  i... dalej są świetne.
*łohoho - czas przeszły bliżej nieokreślony, przypuszczalnie w okresie około 10lat wstecz

Nie, nie uczuliły mnie, choć pewnie część z Was zadrżała, że możnaby nałożyć na siebie coś, co dawno powinno zginąć w kosza czeluściach.

Jednak to że w chwili obecnej trzymam te dwa skarby w rękach by Wam je pokazać jest dla mnie tylko dowodem na to, że kosmetyki kiedyś wcale nie były jakieś "o dupę rozbić" (przynajmniej nie wszystkie)


Pierwszy, który totalnie mnie zauroczył to cień marki HEAN. Bajecznie napigmentowany, TRWAŁY(!) i rewelacyjny w obsłudze. Pienie się ze złości, dlaczego tak źle wyglądam w fiolecie, bo ten fiolet jest po prostu rewelacyjny! Nie wiem, czy to egzemplarz mamy, czy babci - wiem jedno, że miały nosa :)


Myślę, że swatch i kolor po muśnięciu cienia palcem mówi sam za siebie...
Choć przez bazę cień się roziskrzał, sam w sobie ma bardzo delikatne satynowe wykończenie. Z daleka wygląda prawie jak mat. Najbardziej lubię takie właśnie cienie :)


Drugi kosmetyk to szminka, którą posiadam obecnie w nowszej wersji. A mowa tu o kultowy AIRY FAIRY Rimmel. Recenzję nowej wersji możecie podpatrzeć TU, teraz jednak chciałabym popatrzeć czym się różni staruszek Airy Fairy od nowej siostry.


Przede wszystkim kolor! Który bardziej jednak odpowiada mi wersji starszej :P


 Ponadto obie posiadają złote drobiny, obie delikatnie wysuszają usta i obie wyglądają bosko na ustach... Nowsza wersja ma bardziej eleganckie opakowanie - to starsze jest ciut grubsze i całe plastikowe. 

Generalnie - ja miałam niezły ubaw przenosząc się na chwilę w przeszłość i powspominać jak się kradło mamie i babci kosmetyki... Ciekawa jestem jak to będzie za parę lat?

A teraz nie przedłużając, bardzo proszę osoby wymienione wyżej o dane do wysyłki rzęs na podany adres mailowy ( j.olcia91291@gmail.com ) :
holka modrooka
Szpinakożerca
Agata Wójcik
Sznyda
Joanna K.

Gratuluję :)

Czy Wy też macie jakieś takie prehistoryczne egzemplarze? Jak wspominacie "mamine" kosmetyki?

piątek, 3 stycznia 2014

O przezroczystości + chcecie wypróbować?


Cześć Dziewczyny!

Jeśli cały 2014 rok ma wyglądać tak jak początek stycznia, to już się boję, bo nie wyrobię z tyloma załatwieniami na głowie:)

Tworzę wciąż jeden wpis, jednak brak mi do niego zdjęć, a żeby nie zniknąć zupełnie chciałam Wam przedstawić historię sztucznych rzęs, a raczej to, czym się kierować przy ich wyborze.

Żywe kompendium wiedzy w tym temacie to Maxineczka i TO jej nagranie, więc jeśli ze sztuczniakami macie jakiś problem (tak jak ja dwa lata temu) to myślę, że jej porady rozwiążą go choć w jakimś stopniu :)

Dzielnie kierowałam się zasadą - przezroczysty pasek to dobra sprawa. I tak też wyglądały rzęsy o modelu ES-A66 na stronie KKCenterHk z którą już trochę współpracuję :) Zazwyczaj rozglądam się za przezroczystymi paskami,a  te delikatne rzęski wydawały mi się idealne do świeżych, lżejszych makijaży.

(lewa wytuszowana, prawa z sztucznymi rzęsami)

Paczka jak zawsze przyszła szybciutko i z ciekawością zaglądnęłam do pudełeczka (w którym znajduje się aż 10 par rzęs!) i szczerze? Trochę się przeraziłam... 

Przezroczysty pasek jest bardzo gruby i ciężki, przez co rzęsy są dość ciężkie. Dodatkowo wydaje się sztywny i gumowaty. Zniechęciło mnie to trochę, jednak postanowiłam kombinować. Przy paseczku odstawała ledwo widoczna niteczka. Pociągnęłam za nią i oderwałam ją na całej długości gumowego paska. Rzęsy stały się... Takie bardziej "lejące" i plastyczne. jednocześnie utraciły sztywność i nie tylko łatwo dopasowywały się do kształtu jakiegokolwiek, ale też dały się rozciągać :) 


Chyba nie powinnam tak robić, bo to psucie rzęs, ale... Dzięki temu bezproblemowo dopasowałam rzęsy do kształtu oka! Przez to, że są cięższe niż dotychczas używane przeze mnie mam wrażenie że lepiej się trzymały. Jednak czułam je na oku. 

No i najważniejsze - uwielbiam ich efekt! Delikatny, subtelny... upiększający :) Nie miałam w swym asortymencie takich delikatnych rzęs.

(góra wytuszowne, dół - ze sztucznymi rzęsami)

Grubaśny pasek zakryłam czarnym eyelinerem i już nie rzucał się tak w oczy, jednak jest to duży minus tego konkretnego modelu. Jednocześnie nie wiem czy powinnam pisać minus, bo dzięki "ciężkości" te czarne maleństwa wyjątkowo dobrze mi się trzymały na oku :)

Efekt mnie bardzo cieszył, no i tak jak w przypadku brązowych rzęs - moja ciekawość co do efektu została zaspokojona! 

Pudełeczka zawsze wyposażone są w parę sztuk rzęs i generalnie interes z KKCenterHk się opłaca, choć ja sama zamawiania przez zagraniczne strony jeszcze nie uświadczyłam dla tych z Was, które się tego nie boją a chciałyby zamówić coś z szerokiego asortymentu strony mam mały -10% upust na hasło :

picolaworld
(obowiązuje aż do 31 stycznia 2015!)

Ale, ale!
Ponieważ ja sama nie lubię zamawiać w ciemno, mam dla Was pięć paczuszek, a w każdej po jednym zestawie rzęs:

A66 - dzisiejszy wpis

Jeśli chcecie sprezentować sobie i wypróbować którąś z powyższych par - napiszcie w komentarzu.
Zgłoszenia przyjmuję do wtorku 6 stycznia 2014 do godziny 23.59.
W ciągu dwóch dni wybiorę i napiszę komu wyślę rzęsy(będę wtedy prosiła o kontakt na maila i dane do wysyłki). 
Jeśli będzie więcej niż jeden chętny na daną parę, to wybiorę szczęśliwca subiektywnie... po treści komentarza :P 
Wysyłam tylko na terenie Polski i pokrywam koszt wysyłki :)

Buziaki! :*