niedziela, 30 marca 2014

Czy Sleek jest eko?

Cześć Dziewczyny!

Dziś wracam po weekendzie pełnym nauki i tygodniu pełnym malowania, żeby pokazać Wam jak wygląda moja pierwsza i jedyna paletka Sleeka jaką posiadam - Au Naturel. Miałam na nią taka chcicę, jak na mało jaką rzecz i w końcu we wrześniu 2012 szczęśliwie stałam się jej właścicielką.

Zalety posiadania paletki?
Jeśli trafisz z kolorami to wystarczy Ci jedna paleta do całego makijażu oka (co)dziennego oraz na wieczorne podboje. Zazwyczaj kolory w paletkach są dobierane tak, aby dobrze się je łączyło,a le nie jest to zasada :D Ponadto oszczędzamy miejsce - tu dwanaście cieni, a wyobraźcie sobie dwanaście osobnych pudełeczek z cieniami O.O

Ja z kolorami lepiej trafić nie mogłam. Paletka zaspokajała moje potrzeby dzienne i pozwalała tworzyć piękne makijaże na wieczór w stonowanych kolorach. W ogóle, dlaczego wyrażam się w czasie przeszłym? Dalej super się nią maluje :) Maty pozostawiają wiele do życzenia, ale moi ulubieńcy, czyli złoto (nr 6) i bliżej nieokreślony odcień brązu (nr 8) to po prostu cud, miód i maliny!



A teraz moje krótkie, subiektywne rozkminy, czy warto wydać teraz już prawie 40 złotych za tą paletkę? (ja kupiłam za 30zł :))
1. Pierwszy cień, kremowy - znikł jakoś zbyt szybko. Trzeba było go nakładać dużo, bo się osypywał, a jak już było go widać na powiece, to był naprawdę piękny. 
2. Drugiego - szarego - nie używam wcale. Nie dość że ma właściwości kremowego, to nie wygląda na mnie dobrze. 
3. Trzeci - beżowy, nadaje się super do rozcierania krawędzi.
4. Czwarty - żółty - wybrany bynajmniej nie dlatego, że uwielbiam żółć na powiekach, ale wielokrotnie chciałam ożywić makijaż kolorowym elementem i padało na żółty. A żeby go było widać, trzeba było się napracować jak przy cieniu 1...
5. Piąty pomarańczowy - podobnie jak z żółtym, tylko zawsze szybciej odpuszczałam...
6. Szósty złoty - boski odcień złotego, pięknie się mieni, rozświetla spojrzenie, super pasuje do wielu kolorów. Wystarczy niewiele, żeby uzyskać piękny kolor. Nie pyli tak i nakłada się z łatwością. Używałam nałogowo, na pewno parę razy każdego tygodnia. Dopiero dziś zauważyłam mały prześwit dna.
7. Siódmy - nasycony, ceglasty brąz - bałam się tego koloru, niepotrzebnie. Jest bardzo fajny i dopiero teraz zaczynam go eksploatować :) Ma trochę inną i gorszą konsystencję niż złoto opisywane powyżej, bardziej się osypuje. Ale jest bardzo ładny.
8. Ósmy - ochy i achy! Piękny kolor brązu trochę dla mnie zmieszanego z nutą oliwki. Idealny dla mnie, do każdego makijażu, zawsze. Konsystencja i nakładanie jak złotka z numeru 6. <3
9. Dziewiątka - matowy ciemny brąz - bardzo fajny kolor i co najważniejsze - jeden z lepszych matów w tej paletce. Podkreślałam nim brwi, cieniowałam i naprawdę go lubię. Ma fajny odcień - nie za chłodny nie za ciepły...
10. Dziesiątka - ciemny brąz w wersji świecącej - ładny, tylko kiedy już decydowałam się na ciemny brąz raczej wybierałam mat powyżej. Konsystencja pomiędzy ulubioną złotego cienia(6), a dziwną ceglastego brązu(7).
11. Jedenaście zgaszony fiolet - nie wiem, nie widzę się w takich kolorach, ale ten odcień wyjątkowo mnie zadowala. Odnajduje się w nim w makijażach bez eyelinera :)
12. Dwanaście - czerń - osypuje się, ale jest mocno napigmentowana. Dobrze maluje się nią kreski, rozciera i też nie trzeba bardzo dużo, aby uzyskać ładną, głęboką czerń. 

No cóż, na dwanaście cieni 2 to moi totalni faworyci [ 6,8 ]
2 to cienie, które uważam za naprawdę super [ 1,12 ]
3 to sztuki, których piękno zaczynam odkrywać na nowo [7, 9, 10]
Jeden cień idealnie wpasował się w zepsucie zasady "brzydko mi w tych barwach" [11]
a 4 to dla mnie totalne niewypały [2,3,4,5]
W tym zestawieniu paletka nie wychodzi tak źle :)


A skąd pytanie czy Sleek jest eko? Patrząc na moją paletkę jedna z dziewczyn zapytała, czy ta paletka nie zaczęła się już przypadkiem sama rozkładać :D 
No cóż, nie ukrywając - paletka jest zrobiona z bardzo słabego plastiku. W pierwszych miesiącach odpadło mi lusterko, potem zepsuło się zamykanie, paletka trzymała się na "w imię ojca..."
Dołączony aplikator może i by się nadawał do czegoś... Na początku oswajałam nim maty. I radził sobie ok, ale przez rozpadające się pudełko - zgubił mi się szybciej, niż zdążyłam się spostrzec. 
No i lusterko, które wiecznie jest upier....niczone:) Always...
Ale jakoś wybaczyłam przyzwyczaiłam się i żyję z nią spokojnie... Uważam ją za dobry zakup. A wkrótce makijaż mojej siostry z wykorzystaniem tejże paletki :)

A Wy co myślicie o paletkach i jaka Waszym zdaniem jest godna polecenia?

środa, 26 marca 2014

Cień niepewności


Cześć Dziewczyny!

Dziś krótko o pewnej szmince, która dzięki Bogu zaspokoiła moją kobiecą ciekawość, ale też uratowała portfel :D

Był zimny wtorkowy wieczór, wyszłam o 19.30 z pracy i ruszyłam leniwym krokiem w stronę Lidla po bułkę na dzień następny. I tak sobie idąc między regałami i próbując powstrzymać monstrualne ziewnięcie przed upublicznieniem trafiłam na półkę w kosmetykami Cien :) Rzuciwszy na nią okiem pomyślałam od razu:
"Ehe, ludzie na pewno przegrzebali i wszystko jest fuj!"

Ale podeszłam bliżej a tu uszanowanko! Wszystko zafoliowane, jak chcesz coś spróbować to bierz i kupuj! To skłoniło mnie do zakupu.

Szminka kosztowała zawrotne 5 złotych i dzięki niej po raz kolejny upewniłam się jak bardzo źle mi w ciemnych ustach xD Ale nigdy nie widziałam się w fioletowo-buraczkowym, więc okazja a i cena jak najbardziej temu sprzyjały.


Próbowałam zrobić zdjęcia, żeby pokazać kolor owej szminki. Jednak co światło - to kolor wychodzi inny. W chłodnym świetle lampy czasem wychodzi nawet fioletowy, przy lampie w pokoju, buraczkowy, w świetle złamane bordo... Szminka kameleon :D


Co w niej lubię? Tą przezroczystą werwę w czarnym plastiku, dzięki której widać jaki to kolor.Wiem, niejeden powie, że to tandeta, ale ja lubię rzeczy które ułatwiają mi życie i gdybym miała parę takich szminek - wolałabym móc je rozróżniać (a producenci tych pięknych mazideł niejednokrotnie na tym polu leżą...).

Cóż, niestety na temat trwałości nic nie powiem, nie wytrzymała sama ze sobą dłużej niż godzinę :)
Z ważniejszych informacji szminka wygląda na suchą i tempą, ale jest miła i kremowa. 


 Chciałabym jeszcze przygarnąć koralową, żeby móc powiedzieć o trwałości :) Ja jestem bardzo zadowolona, do jakichś dzikich sesji zdjęciowych kolor będzie jak znalazł!

Na koniec małe zdjęcie of mła w tym jakże nietwarzowym dla mnie kolorze :D


Macie jakąś szminkę w takim diabelskim kolorze w swych asortymentach?
Buziaki! :*

sobota, 22 marca 2014

Dziennik Włosomaniaczki


Cześć Dziewczyny!

Długo zastanawiałam się czy upubliczniać mój Dziennik, a raczej Album Motywacyjny :) Wiecie, to czego nie widział jeszcze nikt jest owiane swego rodzaju tajemniczą wyjątkowością. A po drugie, nie ukrywając - publikowanie setek mych twarzy w jednym miejscu mogłoby zakrawać o narcyzm, ale ma to na celu jedynie mobilizować mnie do ciągłej walki i uświadomić mi, że powoli, ale dążę do celu :)

Otóż zawsze podobały mi się zdrowe, ale zadbane i ułożone włosy. Sama takich pragnęłam, choć one wywijały się na wszystkie możliwe strony. Moją walkę zaczęłam i prowadziłam dość krótko i nieudolnie (moim głównym sprzymierzeńcem była prostownica...) zaraz po studniówce. Wtedy to stwierdziłam, że długie włosy są ok, ale popalone wycubrzone kłaki nie są ozdobą i pozbyłam się włosów zostając z fryzurką do ramion. Od pierwszego drastycznego cięcia po studniówce stworzyłam mój album, który prowadzę do dziś :) Choć oficjalne zapuszczanie do ślubu zaczęłam we wrześniu '12 :)
Proste wklejki w Paint'cie... Bo podobno najwięksi internetowi graficy i artyści to malują w tym programie :D :D



Wklejam w nim co jakiś czas zdjęcia z przodu na których widać moją aktualną długość/fryzurę/mniej więcej stan włosków. Nie ważne, że mam głupie miny, że na jednym zdjęciu straszę chrupkiem a na drugim robię dobrze winogronowi... Nie zamazuję też twarzy, bo chcę dokładnie wiedzieć jak w danej długości, fryzurze wygląda moja własna, starzejąca się mordka.

Zdjęcia z tyłu? Ok! Też mam takie, tylko one są o wiele bardziej drastyczne... Tu też mam mały "dziennik" tylko rzadziej do niego zaglądam, bo serce mnie boli jak oglądam co zrobiła z moimi włosami pewna wredna fryzjerka... Jeśli nie widziałyście - ku przestrodze polecam popatrzeć TUTAJ, żebyście czasem nie dały sobie ścinać loków na prostownicę!

Tymczasem wklejam mały (de)motywacyjny albumik "od tyłu" dla tych którzy lubią od tyłu... oczywiście oglądać zdjęcia włosów! (zboczuchy!) xD

Numer 3 pierwszy rząd = bad hair day xD

Może dla jednych to szalone, ale podczas chwil zwątpienia, które nadal mnie czasem nachodzą (oj pisałam o zapuszczaniu kręconych włosów i zwątpień TU...) zaglądam do mojego albumu i robię wielkie ufff.... I wtedy wiem, że dotrwam!

Pytano mnie czy wyszubrane włosy odrosły. Na razie pokażę Wam poniżej jak było PRZED ścięciem po prostowaniu, po ścięciu bez niczego i po trzech miesiącach intensywnej terapii na prostowaniu :) Niestety teraz loków nie noszę, dalej mam obsesję, że włosów mam sto razy mniej więc raczej noszę się "na prosto" bo wydaje się ich dużo...;)


Idzie ku lepszemu, nie mówię ani nie obiecuje sobie, żeby nie zapeszać, choć włoski ładnie się zagęściły :)
Może któraś z Was też ma taki albumik i chciałaby się z nami podzielić?? :)

czwartek, 20 marca 2014

Szaleństwo na zimno po studencku :)


Cześć Dziewczyny!


Piszę na szybkiego, bo znów jestem spóźniona i za minutkę lecę do przedszkola, nawet nie wiem gdzie ucieka mi czas!!! :)
Kilka słów wyjaśnień - ludzie wokół chorują jakby co najmniej jakaś epidemia była, dzięki czemu Ola ma dużo zastępstw i chyba naprawdę zyska miano pracownika miesiąca :D

Ponadto okazało się, że "kosmetyka"  czyli mniejsze załatwienia z weselem są dużo bardziej absorbujące i wymagające kreatywności oraz umiejętności zarządzania czasem i pieniędzmi niż te najważniejsze punkty do odhaczenia (typu sala, fotograf itepe...)

Mogę się jeszcze pochwalić, że moja kochana prababcia kończyła ostatnio 98lat i... tak mnie spiła, że aż wstyd przyznać, że ma się głowę słabszą niż prababcia :D

Na razie jadę w rodzinne strony na sesję foto i parę ciekawostek dla Was, nowości obfocone, ostatnio również mój Towarzysz Życia bawił się w osobistego fotografa i dzięki niemu mogłam wstawić w miarę aktualne zdjęcie na stronę "o mnie" :)

Powiedzcie mi, czy tylko u nas w Krakowie/Wadowicach/Miechowie takie wiatry czy na północy PL też, bo mi to garaż zwiało :D

Buziaki i do usłyszenia wkrótce :*

wtorek, 11 marca 2014

Księżniczka czy gwiazda filmowa?


Cześć Dziewczyny!

Czy Wy też macie wrażenie, że przez makijaż ludzie inaczej Was postrzegają? To znaczy wiecie - ja na przykład jestem świadoma tego, że jestem, jakby na to nie patrzyć dla większości społeczeństwa tapeciarą. No ale najzwyczajniej w świecie codzienny rytuał przemieniania się z czegoś bliżej nieokreślonego normalną dziewczynę jest dla mnie uzależniająco przyjemny (głównie dla oczu:))

Ostatnio słyszałam jak dziewczyny w autobusie obgadywały najwyraźniej swoją znajomą. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
" - Ej no ale jak ja miałabym coś kupić z jej polecenia?
- No ale w katalogu jest dużo fajnych produktów, a ona może na tym zarobić...
- No tak, tylko weź ogarnij jak to wygląda tak jak na niej?!
- Może to tak tylko na niej wszystko spływa...?
- Tiaaa... Dezodorant też? "

Potem okazało się, że chodzi o katalog dość znanej firmy (z której i ja zamawiam) a konsultantka nie szukając eleganckich słów śmierdziała potem i miała obsypany tusz i jeszcze wiele innych rzeczy. Pomijając jak te zgrabne opisy zadziałały na moją wyobraźnię, zaczęłam się zastanawiać o tym - no cóż, jak nas widzą tak nas piszą... A w tym przypadku obgadywana konsultantka stała się wizytówką firmy. Niestety - po rozmowie dziewczyn - niezbyt zachęcającą do zakupów, choć katalog może obronić się sam.

Ale dziś chciałam Wam pokazać moje tapety i bynajmniej nie te na komputerze, ani telefonie, ale na ryjku. Ponieważ z wiekiem mój makijaż uległ metamorfozie (przestałam namiętnie i bez ładu ciapać się cieniami, a zaczęło to przypominać spójna całość) a i moje zdolności manualne rozwinęły się w stopniu zadowalającym - postanowiłam opanować sztukę dopieszczania makijażu poprzez sztuczne rzęsy.

Kępki - niestety nie są dla mnie... Romansuje więc z zadowoleniem z rzęsami na pasku, a KKCenterHK skutecznie mi to umożliwia :) Nie będę Was kłamać - nie pamiętam kiedy kupiłam sobie sama sztuczne rzęsy. Na żadnej płaszczyźnie kosmetycznej nie czuje się tak spełniona jak właśnie z sztuczniakami :)

Chciałam Wam pokazać dwa modele sztucznych rzęs, które cóż tu dużo mówić - są bardzo uniwersalne i proste, a co za tym idzie - pasują do każdego makijażu.

Pierwszy model to rzęsy z serii Baby Queen o numerze 17. Jest to pudełko składające się z pięciu par rzęs. Największym plusem jest plastik w środku, na każdą rzęsę z osobna. Plastik tworzy swego rodzaju wypukły schodek na którym możemy umocować rzęsy po ich ściągnięciu z oka. Przez to się nie odkształcają i łatwiej o nie zadbać, a co za tym idzie - dłużej nam posłużą. 


Rzęsy są umieszczone na przezroczystym pasku, przez co teoretycznie nie musiałybyśmy robić kreski eyelinerem żeby je nosić. Ale dla mnie ten model jest dość hmm.... widoczny i najlepiej się czuję, gdy towarzyszy mu ładna, czarna kreseczka :)


Czy w tych rzęsach można się czuć jak księżniczka?:D Hahaha... Baby Queen są naprawdę urocze i mam im do zarzucenia tylko jedno - są tyci za sztywne. Poza tym ja czułam się w nich bardzo dobrze. Choć nie wiem czy to dobrze o mnie świadczy, zaczynam być uzależniona od sztucznych rzęs xD



Drugi model to krzyżujące się ze sobą, dłuuugie i bardzo delikatne naturalki o numerku MJ-309. Ten model mnie ciekawił, bo każda sztuczna rzęska wydaje się być tak strasznie cienka, że byłam pewna, że po jednym użyciu rzęsy będą do kosza. Ale tak nie jest!


W opakowaniu jest aż 10 par i tu muszę przyznać, że pudełeczko to klapa... Rzęsy są przymocowane "na płasko" na kropelkach kleju, niektóre włoski są w nie wtopione, a przez ich delikatność odkształcają się... No i po jednym użyciu przykleić dobrze rzęsę na ten nieszczęsny pasek graniczy z cudem... 


Każda rzęsa jest na cieniutkim czarnym paseczku. Próbowałam przyklejać je bez kreski - trochę się nagimnastykowałam, żeby nie było widać paska, ale efekt wart był zachodu :) Te naturalki to długaśnie, wykręcone włoski, które podkreślają nasze spojrzenie, ale w taki subtelny, dziewczęcy sposób. Przykleiłam je na dzień do pracy i nikt nie zauważył :D Ten model jest znacznie krótszy od Baby Queen i nie musiałam go aż tak drastycznie przycinać do swojego oka. Minusy? Przyklejanie rzęs po ich użyciu... Po odcięciu końcóweczki, żeby dopasować długość do oka zaczęła się ona minimalnie rozwarstwiać. Choć wydaje mi się, że jest to też wina tego nieszczęsnego pudełka... Rzęsom uroku odmówić nie mogę :)

Nie wiem czy to tak zdrowo paradować w tych sztucznych rzęsach, ale uwielbiam jak zmieniają makijaż, oko i całą twarz... Zwłaszcza jak wychodzimy z mym Chłopem gdzieś wieczorem i mogę tak do Niego zalotnie trzepotać tymi sztucznymi firankami :D
Które z tych dwóch Wam się bardziej podobają?
Buziaki!!!

(Ps. Gdybyście miały chrapkę i nie boicie się zamawiać przez Internety zza granicy na hasło "picolaworld" dostaniecie na KKCenterHK zniżkę 10%. Jakby któraś z Was nie była pewna jakości, chętnie podzielę się "na próbę" rzęsami ze swoich małych zbiorów :) A o innych rzęsach możecie przeczytać TU )

niedziela, 9 marca 2014

Przełomowa zmiana światopoglądu


Cześć Dziewczyny!

Pisząc dzisiejszy post śmieje się sama z siebie widząc w głowie obraz mnie i mojej kochanej Gabrysi, gdy jak mantrę powtarzamy, że tusze z silikonowymi szczoteczkami to zło i nie są dla nas :) 

Za radą którejś z Was założyłam kartę w Yves Rocher dostając przy tym kupony z rabatami, mnóstwo próbek i zniżkę na tusz Sexy Pul Up za grosz przy zakupie za min. 6,90zł. Zakupu dokonałam i tusz wzięłam i to o nim dziś będzie.


"Tiaaa...silikon..." pomyślałam na pierwszy rzut oka tuląc czule do piersi ukochane 2000 kalorii w czarno czerwonym opakowaniu. Ale kalorie się skończyły a mi nie widziało się kupować nowych, bo w końcu weszłam w ten etap, gdzie "żeby kupić coś nowego, trzeba zużyć wszystko inne co zalega na półce" i chciałam się tego mocno trzymać. Chcąc nie chcąc - tusz zaczął mi towarzyszyć w codziennym makijażu. 

Na początku był zbyt wodnisty, szczoteczka mnie przerażała, ale o dziwo malowało mi się nią dobrze. Na końcu zbierał się zawsze (i zbiera do tej pory) tuszowy glut, który trzeba wytrzeć, bo jego niewytarcie skutkuje ubabraniem oka w tuszu... Mijał czas, tusz trochę przyschnął i dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaką jest perełką. To dzięki niemu ostatnio maluje się bez kreski i nie wyglądam źle! Wydaje mi się, że to on jest głównym sprawcą ostatnich komplementów ze strony koleżanek z pracy i paru dzieciaków :)


Jak prezentuje się na oku? Bardzo ładnie moim zdaniem. Ażeby być widocznymi moje rzęsy potrzebowały bardzo mocnego pogrubienia, które nierzadko łączyło się ze sklejaniem. Tu dostaję pogrubienie i pięknie rozczesane włoski, co nie przypomina już pięciu powykrzywianych z bólu odnóg pająka :)


Tusz po przyschnięciu ma idealną konsystencję. Pięknie rozdziela rzęsy, jednocześnie je wydłużając, pogrubiając i mam wrażenie podkręcając. Nic się nie obsypuje, zostaje na swoim miejscu cały dzień. Nie podrażnił moich wrażliwych oczu ani jeszcze wrażliwszych oczu mej rodzicielki. Używałam go na paru osobach malując na różne okoliczności i wszystkie były nim jednakowo zachwycone :)


Nie mam naturalnie pięknych rzęs, nawet pomimo prawie dwóch lat dbania o nie i smarowania najróżniejszymi rzeczami. Jednak ten tusz potrafi z nimi zrobić coś takiego, że patrząc w lustro myślę sobie(całkiem poważnie): "Kurde, ale nie no przecież nawet spoko są te moje rzęsy! "


I wiecie co? Myślę, że ten ruch ze strony Yves Rocher z tuszem za grosz to naprawdę dobra reklama świetnego produktu i zarazem zachęta dla takich nieobeznanych z tuszami kobiet jak ja. Gdybyście zapytały mnie parę miesięcy wcześniej, to wybuchłabym śmiechem i powiedziała, że w życiu bym nie przeznaczyła 57 złotych na tusz! A teraz? Co miesiąc odkładałam sobie po troszku, bo jak skończy mi się to opakowanie co mam - chcę następne i jestem tego pewna :) 

Po lewej wytuszowana tylko góra(tak się lubię:)) po prawej góra+dół

Podobno tylko krowa nie zmienia zdania... 
Już nie będę się upierać, że silikonowe szczoteczki nie są dla mnie :)
A jakie są Wasze typy jeśli chodzi o tusze? Próbowałyście akurat tego???
Buziole!

czwartek, 6 marca 2014

Czekacie na wiosnę? :)


Cześć Dziewczyny!

Wiosna od lat kojarzy mi się z powrotem znad morza, kiedy kwitły drzewa i kwiatki gdzieniegdzie kolorowały łąkę w ogrodzie, a ja leżałam w bluzie na huśtawce, wygrzewając się w słoneczku...
Mmmmm....

Nie wiem jak Wam, ale mi nie widzi się już witać śniegu, więc razem z innymi za sprawą Bobika chcę wrzucić parę swoich zdjęć tak... na przywołanie wiosny, dzięki których w głowie budzi się wiosna :)
Może się przyczynię do naszego szybszego przywdziania wszystkich tych pięknych bluzek bez rękawków i wiosennych bucików... 




Gorąco polecam przegląd Waszego folderu ze zdjęciami - a nóż widelec od jutra zaatakuje nas 20-stopniowy, słoneczny dzień? :)
Buziaki!

wtorek, 4 marca 2014

Zapuszczanie naturalek - za i przeciw


Cześć Dziewczyny!

Ja wymykam się od obowiązków i chciałam się podzielić z Wami moimi małymi spostrzeżeniami odnośnie kłakenów, a konkretniej ich naturalnego wcielenia...

Włosy farbuję od... 9/10 roku życia? Najpierw były to pasemka, pierwsze farbowanie i pójście "na całość" zaliczyłam w wieku lat 16 i od tamtej pory zawsze na włosach coś było. Ponieważ z regularnością u mnie akurat nie jest za dobrze - odrosty bywały mniejsze, większe, czasem i ogromne. Ale jakoś nigdy nie zwracałam uwagi na fakturę włosa, blask i dopiero teraz zauważam, że przyklap jaki miałam okresowo co jakiś czas, był spowodowany właśnie naturalnym odrostem...

Ale po kolei! Poczuje się jak na spowiedzi :)
Ostatni raz farbowałam włosy farbą drogeryjną w lutym zeszłego roku...
W lipcu zeszłego roku zapsikałam się rozjaśniaczem w spray'u żeby wyrównać różnicę pomiędzy odrostem a spłukanym kolorem.
W listopadzie 2013 "farbowałam" włosy orzechem.
Od tamtej pory na głowie nie miałam NIC...

Mój szanowny odrost zajmuje już dość dużą część włosów i co najlepsze, bardzo dobrze wygląda. Przynajmniej na żywo, bo na zdjęciach to już różnie bywa :) 

Właśnie, różnie bywa. Na zdjęciu poniżej można zobaczyć aż cztery piękne kolory, które bajecznie się od siebie różnią w kucyku :D


Ale z drugiej strony - na żywo i w rozpuszczonych włosiskach na prawdę kolor jest ŁADNY i wygląda w miarę naturalnie... A tego chciałam najbardziej. Po przejściach w różnych wariacjach kolorystycznych (które możecie pooglądać TUTAJ) stwierdzam, że najlepiej czuje się w brązie.


Co dają mi naturalki?
+ są niesamowicie miłe, gładkie i lśniące
nawet w dzień widać "włosowy blask", włosy przy głowie są tak miłe i delikatne, że aż chce się masować :3
+ kolor jest niesamowity i strasznie mi się podoba!
nie wiem, chyba byłam nienormalna mówiąc że nie podoba mi się mój naturalny kolor włosów! Brąz jest IDEALNY i do takiego dążyłam farbując się przez parę lat :D
+ nie martwię się, że odrost wygląda źle :D
on po prostu wygląda i miał za zadanie się powiększać i odrastać:D 
+ nie wydaję pieniążków na farby
co miesiąc :)
- włosy szybciej się przetłuszczają
kiedy miałam farbowane kłaki myłam głowę raz na cztery dni. Z tym odrostem muszę co dwa dni, bo inaczej bida!
- włosy są przyklapnięte!
winiłam za to kosmetyki/wodę/cuda niewidy a okazało się, że winowajcą mojego przyklapu co jakiś czas był... odrost! Włosy zamiast być odbite od głowy przylizują się na całego - oj nie lubię tego!
- zanim zapuściłabym całe naturell minęłyby wieki
a ja jestem cierpliwa, no ale bez przesady!

Pomimo tego, że plusów jest tyle, minusy naprawdę nie dają mi żyć... I pomimo całej radości z blasku, koloru i świadomość, że włosom naprawdę jest teraz dobrze - wracam do farbowania, bo nie "szczymę"...

Myślałam, że do wesela wytrzymam ale jednak nie...
Planuję zakup farby w piance, bo jest to jedyna farba, której wystarczy mi jedno opakowanie na pokrycie całej głowy + pompka do spieniania szamponu gratis :)
A Wy dajecie czasem włosom "odrosnąć"??? :D
Pozdrawiam gorąco!