piątek, 27 listopada 2015

1/6 roku bez internetu :)


Czeeeeeeeeeeeeść!!

Czuje się jakbym zakładała jakieś ulubione ubranie, które zagubiło się gdzieś w czeluściach wielkiej szafy. Po całej nieprzyjemnej sytuacji z "pracą" u zboczeńca chciałam zaszyć się pod ziemię i nie pokazywać nikomu na oczy. Proces odcięcia uskuteczniała szybka przeprowadzka, która zafundowała nam dwumiesięczny brak internetu. W przypadku, gdy jest się człowiekiem, który wiele lat temu odpiął od siebie kabel z przekazem telewizyjnym, a radia słucha z open.fm brak internetu jest jednoznaczny z ograniczeniem źródła informacji  do minimum. 

Jak tak żyć?
Ano da się... Jednak trzeba się przygotować na następujące ekscesy:
- na pewno nie dowiesz się o zaręczynach na Haiti Twojej koleżanki...
- o zamachach, rozbojach i prawdopodobnie o wybuchu jakiejkolwiek wojny dowiesz się z parudniowym opóźnieniem... przypadkiem... w kolejce w mięsnym...
- jeśli "uwielbiasz" tak jak ja pisać na dotykowym ekranie to przekonasz się na własnej skórze, że kupowanie przez internet w komórce jest wygodnie...tylko teoretycznie...
- okaże się, że z tych książkowych przepisów można ugotować równie smacznie.
- co robić z wolnym czasem? 

Ostatnie zaczęło doskwierać niedawno, gdy skończyliśmy remonty i urządzanie się i po powrocie z pracy zaczynałam się zastanawiać: "co by tutaj zmajstrować?"
A no właśnie! PRACA!
Jeśli chodzi o socjalizację poza granicami wirtualnej społeczności Małż zmobilizował mnie do ruszenia dupy do ludzi i poszukiwaniu zajęcia. W zasadzie, nie cofnęłabym chyba tych niemiłych zdarzeń, nawet gdybym mogła, wyznając zasadę, że każde przeżycie coś w nas kształtuje i być może bez niego nie byłoby czegoś następnego? 

Tak też znalazłam pracę wśród naprawdę wspaniałych osób, gdzie naprawdę z chęcią wstaje się rano i jedzie podwijając rękawy w gotowości do roboty!
No dobra.
Rano nigdy nie wstaje się z chęcią :D 

Jeśli chodzi zaś o pana zboczeńca:
1. Wiem, tylko tyle, że dostał mandat z inspekcji pracy za zatrudnianie bez umowy.
2. Wysłał mi świadectwo pracy i parę stów bo niby pół etatu, bla bla bla...
3. Mogłabym walczyć o resztę, ale nie mam siły oglądać tej mordy, więc idę do przodu!!

A ja?
Ja jestem najszczęśliwszym potworem na świecie w swoim małym, coraz przytulniejszym mieszkaniu...z Nim :)


Cotton ball'e z Biedronki dobrych kilka pierwszych dni były najładniejszą i najmilszą rzeczą w mieszkaniu gdy się wprowadziliśmy:) Idealnie komponowały się z materacem na ziemi i wieczornym winem. Zestaw zasługujący wręcz na miano trio exclusive :)


Z jedzeniem było ubogo(jak i z finansami) ale zawsze można było liczyć na pobliską piekarnię, zamrożone najróżniejsze potrawy od rodziców no i oczywiście niepodrabialny rosół teściowej :) Przeżyliśmy, z głodu nie umarliśmy, a ja wręcz przytyłam 4 kilo :D 


Obecnie wynieśliśmy się z podłogi w pokoju gościnnym i mieszkamy w pokoju który widzicie wyżej i stąd właśnie do was klepię na klawiaturze :) Co prawda wystrój jest już nieco inny niż na załączonym obrazku, no i są meble, łóżko i inne pierdoły sprawiające, że wnętrze jest przytulne i ciepłe :) Pomimo, że mieszkanie nie wymagało remontu stwierdziliśmy, że jakiekolwiek zmiany najlepiej wprowadzić na początku - gdy nie było tam nic i można było swobodnie manewrować narzędziami.
Albo tak jak ja podczas PMS - zedrzeć z nerwów tapety w dwóch pokojach:)

Mam nadzieję, że odbiornik wi-fi, który wdzięcznie miga do mnie bladoniebieskim światełkiem umożliwi mi powrót na pełnych obrotach do blogowych przyjemności:)
Dziękuję za wszystkie słowa otuchy pod ostatnimi wpisami!
Buziam!

Olo