wtorek, 28 lutego 2017

Termoloki - odhaczone z listy must have!













Cześć wszystkim!



Świadoma swego lenistwa jak i mając na uwadze coraz bardziej absorbujące popołudnia zdecydowałam się wrócić do swojego blogowego świata :) Wybiłam sobie już dawno z głowy ambitne pisanie parę razy w tygodniu, ale na pewno będę wracać z jakimiś ciekawymi recenzjami. Kurde, skłamałabym mówiąc, że tak naprawdę to wcale nie chce mi się rzygać wchodząc na komputer w domu, po tym jak przez 8 godzin w pracy gapie się w ekran monitora...


No więc co mnie do tego skłoniło?
A no ostatnio złapałam się na tym, że szukając opinii na temat peelingu szukałam recenzji właśnie na blogach, jakoś tak mając na uwadze, że dziewczyna, która taką notkę tworzy nie różni się wiele ode mnie :) To tak bardzo w moich oczach zawsze podnosiło obiektywność opinii i do tej pory często sięgam po Wasze wrażenia odnośnie danego cacka/kosmetyku/lifehacka na blogi.

Ponieważ ja w swój mały skrawek internetu włożyłam dużo serca, czasu i wysiłku na pewno kasować go nie będę, a mogę jedynie wzbogacić o jakieś nowinki, które zasilają mój skromny arsenał w bitwie o piękno :) A znalazło się takowych ostatnio niemało!

Dziś na tapecie termoloki!
Nie wiem, czy mogę je zaliczyć do zachciewajki, czy już może podchodzą pod miano marzenia? Po prostu jak zobaczyłam moją Gabrysię po stylizacji na termolokach - postanowiłam, że nie spocznę, póki sama takich sobie nie wyhoduję! Albo ewentualnie sobie nie kupię...


Jakoś tak po wakacjach udało mi się zebrać parę groszy i w końcu je sobie sprezentowałam :)
Zdecydowałam się na REMINGTON, bo marka znana i lubiana, cena była przyjemna a wysyłka darmowa. Interes oczywiście znaleziony na serwisie aukcyjnym(gdzie porównałam sobie najbardziej interesujące mnie oferty i w końcu wahałam się jedynie pomiędzy Babyliss a tym) i całościowo wyniósł mnie całe 149złotych. No i dobra, teraz czy był tego wart?



Moja skrzynka(tak, jest to dość duża plastikowa skrzynka) mieści w sobie 20 wałków pokrytych miękką, czarną welurową otoczką. 12 wałków jest większych, dzięki których można uzyskać grube loki, albo po prostu nadać trochę objętości. 8 pozostałych jest trochę mniejszych - skręt uzyskany przy ich pomocy jest dość znaczny. 

Nie będę pisać epopei, ale wypiszę parę punktów o których z pewnością warto wspomnieć.

1. Każdy wałek ma swój klips i mówiąc klips mam na myśli plastikową klamrę, która docelowo znajduje się na nagrzewanym wałku i również się nagrzewa. Także zawinięty włos jest grzany od wewnątrz - od wałka ale i też z zewnątrz - od plastiku. 
2. Wałki znajdują się na nagrzewającej się, metalowej szynie. Każdy wałek ma rozcięcie po długości, dzięki któremu bez problemu na tejże szynie można go umieścić do nagrzania. Większość dostępnych na rynku termoloków jest "nasadzana" na nagrzewające się szpikulce i wałek nie ma żadnego przecięcia po swojej walcowej powierzchni. Tu jednak spotykamy się z tym nieszczęsnym rozcięciem. Dlaczego nieszczęsnym? A no bo gdyż abyż ponieważ niestety, odznaczam to jako duży minus, ponieważ podczas ściągania termoloków włosy najzwyczajniej w świecie włażą w ten rowek i szarpią się przeokropnie.



3. Czas nagrzania jest świetny - już po 5 minutach można spokojnie zakładać wałki, a im dłużej trzymamy tym jest goręcej! Do zestawu producent dołączył rękawiczkę, którą każdy normalny człowiek pewnie by używał gdy plastik w termolokach staje się nie do utrzymania... A ja po prostu zwilżam place nawilżaczem typu ślina i próbuję szybko zaaplikować rolkę w swe kłaki :) Od dawna nie mam pojęcia gdzie jest moja rękawiczka, nie znalazła zajęcia zamiennego, pewnie gdzieś leży zawieruszona wśród pojedynczych skarpet :D
4. OGROMNY PLUS to niesamowity wpływ termoloków na połysk. Najdziwniejsze jest to, że wałka nie trzeba trzymać żeby wywołać błysk na włosie - wystarczy nagrzanym wałkiem potrzeć włosa od nasady w dół, ot takie cuda :)
5. Uwaga na odgniecenia! Jeśli zakręcamy włosy po samą nasadę to może się pięknie odgnieść :D

Instrukcja użycia łatwiejsza niż lokówki : rozgrzewamy, zawijamy, czekamy i ściągamy! Najlepiej oczywiście zawijać z góry, no i uważać na grzywkę - na niej najbardziej będzie widać ewentualne odgniecenie :)





Ok, przyznam szczerze, że od wielu lat nic się nie zmieniło i nie mam serca wstawać rano, żeby cokolwiek ze sobą robić :D Dlatego też najczęściej zakładam termoloki przed spaniem na około 15-30 minut. Generalnie włosy wtedy są bardziej lśniące, nie puszą się aż tak, a końcówki są ładnie wywinięte. Po nocy w standardowym koczku prezentują się na co dzień zazwyczaj tak jak na środkowym zdjęciu poniżej :)


 Oczywiście przy dłuższym nagrzewaniu skręt robi się naprawdę ciekawy i przy odpowiednim ułożeniu i utrwaleniu robi się nam fryzura weselna :D Jako fanka nieskomplikowanych fryzur jestem za burzą loków! :)
No i oczywiście po założeniu na naolejkowane włosy całość szybciej się rozprostowywuje, wygląda naturalniej i błyszczy jeszcze bardziej :3 Lubię to bardzo!

No i cóż, podsumowując przyznaję, że termoloki to bardzo wygodna sprawa i jestem bardzo z nich zadowolona. Zdecydowanie wpłynęły na coś, co od zawsze było moją bolączką - czyli połysk włosowy. Używam ich regularnie od chyba października i jeśli chodzi o zniszczenie włosów to chyba jest ono znikome? Przynajmniej nie zauważyłam, żeby moje końcówki rozpadały się szybciej ani też wolniej niż standardowo... Bardzo lubię w nich to, że gdy zakładam termoloki zaraz po myciu włosów na wysuszone kłaki końcówki będą podkręcone do następnego mycia bez używania lakieru. Warto jednak zaznaczyć, że moje włosy są bardzo podatne na wszelkiego rodzaju skręcanie i wykręcanie. 

Natomiast wałki założone na dwudniowe, przyklapnięte włosy dają super objętość i odbijają przyklapnięte włosy od nasady :)

"Gdybym wiedziała to co wiem teraz..." 
Na pewno wybrałabym trochę inne termoloki - nasadzane na szpikulce, ponieważ te rowki w moich osobistych naprawdę potrafią napsuć krwi przy ściąganiu, kiedy wplątają się w jakichś dziesięć zamotanych włosów na karku...

Nie wiem czy miałyście do czynienia z termolokami, jeśli macie  na nie chęć, a jeszcze się wahacie pomiędzy kupić a nie kupić - zdecydowanie polecam! :)
Ściskam Was mocno!