niedziela, 28 października 2012

Włosowa historia w toku :)

Mimo, że weekend spędziłam w domu, to w towarzystwie mego Lubego, więc wejścia na komputer były czynnością sporadyczną :) Po szybkim nadrobieniu zaległości co w „blogach piszczy” mogę zabrać się za pisanie! A dziś może bardziej zdjęciowa relacja, a właściwie to coś o czym ja sama lubię czytać najbardziej – coś co nazywa się historią włosową, moją własną :) A natchnęło mnie, ponieważ dziś w końcu, pierwszy raz od kwietnia tego roku mogę powiedzieć, że zauważyłam, że coś mi te włosy trochę rosną! A więc poznajcie mnie od włosa strony :D


Od dziecka miałam grube, gęste i piękne choć mysiato-brązowego koloru włosy. Moja mama lubiła się nimi bawić, wiązać, dotykać. W końcu standardowo po komunii czekało mnie ścięcie na boba, (bardzo krótkiego zresztą) i z taka fryzurą chodziłam dość długo, bo wszystkim się podobała, a mnie było to wówczas wszystko jedno. Na głowie mojej pojawiły się też pierwsze blond(dla mnie złote:P) pasemka, które były dla mnie całym życiem i o które mama musiała się chodzić tłumaczyć do szkoły :) Jednak nadeszła przeprowadzka, wraz z nią bardzo wydoroślałam o postanowiłam stać się bardziej dziewczęca i zapuścić włosy. Wszystko było ok. aż do gimnazjum, kiedy to odkryłam zło konieczne – prostownicę.  Ale nie normalną prostownicę – totalną taniochę, która paliła włosy jak leci! Do tego doszły nowe i nowe pasemka. Mimo, że nie prostowałam włosów codziennie, to bez użycia jakiegokolwiek zabezpieczenia, bez użycia choćby odżywki do włosów na efekty nie musiałam czekać długo. Włosy z gładkich i lśniących stały się chropowate, sianowate i matowe. Ktoś polecił jedwab na końcówki, mama kupiła odżywkę, ale włosy wyglądały „jako tako” tylko po wyprostowaniu… Poznałam mojego Ukochanego, któremu podobał się złocisty busz, co nakręciło mnie do kontynuacji „DBANIA” o włosy. 




Skończyłam gimnazjum i stwierdziłam, że spełnię marzenie, by stać się całkowicie złotowłosąKupiłam jakąśtam pierwszą z brzegu farbę, którą nakładałam sama(w połowie zabiegu okazało się, że specyfiku zabraknie więc tata musiał jechać do sklepu, żeby dokupić…). W rezultacie na włosach wyszła mi jajecznica, bardzo ładna, żółciutka, jak ze swojskich jajek. Na dodatek końcówki były tak spalone, że należało je podciąć. Mijały wakacje, nie zadbane blond jajeczne pukle zrobiły się sianowate, kolor wyblakł, zaczęły pojawiać się odrosty. Mi zaś ubzdurało się, że może skoro w blondzie było mi źle, pójdę z kolorem w druga stronę? Wymarzył mi się granatowo-czarny kolor. Kupiłam tym razem szamponetkę, która miała się zmyć po 2-3 myciach. Co tym razem wyszło mi na głowie? Ciemny FIOLET. Boże jak ja wtedy wyglądałam… Mój TŻ nie mógł na mnie patrzeć a ja myślałam, że spalę się ze wstydu gdy tylko wychodziłam z domu. Oczywiście kolor nie zmył się po 2-3 myciach… A gdy się zmywał, to wyglądałam jakbym siwiała. Było coraz gorzej…


Mama kupiła mi „kasztan” z jakiejś lepszej firmy i położyła na włosy przed pójściem do liceum, żebym wyglądała jak człowiek. I owszem wyglądałam. Tylko moje włosy były tak suche i końcówki zniszczone, że znów wypadało połowę obciąć.

W nowej szkole poznałam dziewczyny z cieniowanymi włosami. Tak pięknie im się zawijały, układały, ach! Ja też zapragnęłam mieć cieniowane! Skoro nie kolor, to może nowa fryzura mnie zadowoli? Dała się obciąć początkującej fryzjerce iiii….
Włosy na początku były milutkie, ale nie mogłam ich okiełznać! Wywijały się w każdą stronę. Fryzura wyglądała jako tako, gdy była wyprostowana, ale było wtedy widać, ile zostało z moich grubych włosów „Mysia kitka”… Parę razy nie suszyłam włosów i zauważyłam, że coś tam się wywijają więc suszyłam je pianką i próbowałam coś z tego wyczarować z sensem - bezskutecznie... Robiły się takie ładne spiralki, ale całe pozlepiane pianką i bez życia, poza tym, nie podobałam się sobie w takich włosach, bo moim marzeniem były proste. I tak aż do studniówki nosiłam takie coś na głowie farbując je na różnorakie kolory…
 



Od razu po wielkim balu nie zważając na przestrogi, żeby nie ścinać przed maturą wyrównałam włosy aż do ramion. Dobrze się czułam, włosy odżyły.

Wyjechałam za granicę i całe wakacje nic z nimi nie robiłam. Dosłownie. Bez prostowania, bez suszenia, ale tez bez pielęgnacji. I rosły sobie. Gdy poszłam na studia zauważyłam, ze bardzo szybko mi ich przybywa. Przez parę miesięcy prawie odrosły na długości. Jednak końcówki wołały o pomstę do nieba. 


 Więc ponownie udałam się do fryzjera by je podciąć i na nowo spróbować stać się blondynką, tym razem pod okiem specjalisty. Efekt był bardzo ładny, ale rozjaśnianie strasznie wysuszyło mi włosy, które rosnąc dalej były okropne, szorstkie i wyglądały na wiecznie zniszczone.




Odrosty mnie przerosły, więc wróciłam do brązu i znów we wakacje wyjechałam za granicę dając włosom czas do podrośnięcia. Gdy wróciłam do Polski włosy były już dość długie.

Jednak problem suchych szorstkich końcówek wracał. Miałam tego dość i w 2011 ścięłam się ponownie, ponownie wracając do prostowania, tym razem po każdym myciu. Zmieniłam jednak sprzęt na nową, teoretycznie przyjazną dla włosa prostownicę. Tym razem wynalazłam też prócz jedwabiu do włosów coś takiego jak kosmetyki termoochronne i maskę Kallos i starałam się ich stosować. 
 Od kwietnia tego roku staram się zapuścić włosy „do ślubu” – bezskutecznie. Wciąż są suche, wciąż  nie mogę patrzeć na końce… Chciałam znaleźć jakieś sposoby by ten proces przyspieszyć i tak trafiłam na blog Anweny.

Odkryłam nowe oblicze swoich kłaków. Gdy zmyłam wszystko co złe nazbierało się na nich, odrzuciłam prostownicę i suszarkę okazało się, że moje włosy naturalnie się skręcają. Zawsze myślałam, że te wykręcające się końcówki i puch to złe kosmetyki.
Oczywiście wiąże się to z kosmetykomanią i szukaniem kosmetycznych ideałów, a także dużą ilością czytania i testowania:) Ale jest to bardzo przyjemne!

Są wciąż suche i w słabej kondycji, ale mimo, że nie wyglądają rewelacyjnie, to i tak są o niebo lepsze, a w dotyku czuję kolosalną różnicę. Mam coraz więcej chęci do pracy nad nimi. Ostatni raz poszłam do fryzjera we wrześniu, by przełamać niechęć do cieniowania  i ostrzyc włosy odpowiednio do skrętu. Udało mi się wyperswadować fryzjerce, że dwa centymetry to nie dziesięć i być może ze zdrowszą końcówką uda mi się (ku uciesze mojego TŻta:) )wrócić do długich kłaczków.
Wciąż uważam, że mój naturalny kolor nie jest dla mnie stworzony więc konieczne będzie farbowanie. Mam to szczęście, że każda farba nałożona na moje włosy zmywa się tak równomierne, że nie widać odrostów:) Mimo wszystko przygotowuję się psychicznie do farbowania henną w najbliższej przyszłości i czytam na ten temat gdzie tylko się da, szukając odpowiednich środków.



Ostatni zestaw zdjęć to coś co mogę nazwać małym odrodzeniem i koniec walki z Matką Naturą:) Szkoda tylko, że potrzeba tylu lat, żeby zdać sobie z tego sprawę!
Mam nadzieje, że w dwa lata się wyrobie i osiągnę satysfakcjonującą długość :)
Picola pozdrawia wszystkie Gładkie i Zakręcone Włosomaniaczki!!! :)

16 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki za zapuszczanie - jak już będziesz miała termin ślubu to uwierz mi, że same szybko urosną :P Co do farbowania to polecam farby Inoa - farbuję kilka lat - co prawda u fryzjera ale przy dobrze dobranej farbie chodzę dosłownie kilka razy w roku - farba jest na bazie olejków roślinnych bez amoniaku więc problem wysuszonych końcówek mnie nie dotyczy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! :) Inoa jako alternatywa henny? Muszę poszperać, choć pozytywna opinia i brak suchych końcówek brzmi obiecująco :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, ale fajne fotki! W każdej fryzurze wyglądasz ciekawie.
    Gooosh, obcinanie włosów po komunii to dla mnie coś strasznego- nigdy nie skazałabym na to moich dzieci (o ile w ogóle kiedyś takie istoty na świecie się pojawią). Potem bardzo trudno znowu zapuścić włosy. U mnie na szczęście mama nie pozwoliła na skrócenie włosów- i dobrze, bo ja w krótkich wyglądałabym jak pączek (uroki posiadania okrągłej buźki -,-).
    Co do farbowania- ja moich włosów nie farbowałam nigdy- ominęło mnie nawet modne w podstawówce farbowanie bibułą kolorową :P Teraz jednak też planuję coś zrobić z kolorem. Waham się między henną i naturalnymi farbami. Chciałabym przede wszystkim ocieplić mój kolor włosów.
    Trzymam kciuki za odrastanie Twoich włosków! Ja w tym celu stosowałam Merz Special- miałam 3 miesięczną kurację, w czasie której włosy i paznokcie rosły mi jak szalone. Bardzo polecam też tonik wzmacniający z serii Receptury Babuszki Agafii. Jest to wcierka (warto przelać ją do wygodniejszego opakowania, najlepiej takiego po wcierce Rzepa Joanny), można ją dostać w sklepie Kalina. Nie jestem pewna, czy w Bioarp też nie jest dostępna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet bibuła kolorowa nie znalazła miejsca na twych włoskach? Ojjj... Kurde, ja już zakupiłam hennę :D Właśnie zastanawiałam się nad jakąś kuracją a la suplementy, no i myślałam o Calcium albo Merz... Masz porównanie? :) Dzięki za kciuki! :D

      Usuń
    2. Niestety nie. Z suplementów brałam jedynie Merz Special i Cera Nova z bratkiem, ale to już coś zupełnie innego :P Efekty Merz były u mnie niesamowite- bardzo szybko mi rosły włosy i paznokcie. Nawet koleżanki blogerki to zauważyły (w lipcu przed pierwszym blogowym spotkaniem podcinałam włosy, potem już od tego czasu nie byłam u fryzjera aż do przewczoraj :P 30 września byłam na drugim spotkaniu blogowym i właśnie dziewczyny mówiły, że bardzo mi włosy urosły :)

      Tak mi się dziś podczas mycia włosów przypomniało, że w komentarzu pod tą notką miałam napisać, że też ścinałam włosy przed maturą :P I jakoś żyję, nieźle mi poszło nawet :P

      Usuń
    3. Ale co by to było, gdyby ta wiedza faktycznie była we włosach które ścięłyśmy? :D Najważniejsze to nie dać się zwariować przesądom:) Kusisz Merzem :) (Nie mercem:P na to mnie nie stać:P)

      Usuń
  4. A co to był za "szał" w 2009 roku?;) Zupełna odmiana:) Ale włosy są śliczne i już pultaski są mniejsze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziki szał :D Mam nadzieje, że będą coraz lepsze i suche końce zostaną wyeliminowane!

      Usuń
  5. Ja mam taki problem że po farbowaniach po każdym myciu z włosów robią mi się wręcz dredy i żadne jedwabie, odżywki i maski nic nie dają ;(

    OdpowiedzUsuń
  6. jedyny plus że kremy są wydajne ja taką serię to ponad pół roku katuję więc nie odczuje się tak bydatku na dłuższą metę. za to podkłady to ja zużywam:D

    Marta gadała że się widziałyście :D dzwoniłam do niej dziś coś ją wymęczyłaś bo taka zmarnowana była:D

    OdpowiedzUsuń
  7. a ja z niecierpliwością czekam na pakę:D nie tylko od marty zamówiłam sporo i też urodzinowe prezenty do mnie lecą bo mam w sobotę :D

    OdpowiedzUsuń
  8. No pewnie:D
    zakupy prezenty i wygrana to będzie coś :D

    OdpowiedzUsuń
  9. niezła przemiana :) obserwuję ! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ślicznie wyszłaś na zdjęciu z 2009 i 2010 po przemianie w złotowłosą pod okiem specjalistów :P Ja mam ciemno brązowe włosy,ale zastanawiam się nad zmiana koloru, chodź szkoda byłoby było zniszczyć sobie tak gęste włosy :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana masz piękne loczki, dbaj o nie:)) powodzenia!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję Alinko! Upatrzyłam sobie mieć takie jak Ty :D

      Usuń

Kłaniam się pięknie w podzięce za każdy komentarz! C;
Pisz śmiało, krytykuj konstruktywnie i dziel się swoją opinią - takie komentarze zawsze czytam chętnie nie tylko ja, ale też inni, którzy tu zaglądają.