Dziś post chaotyczny, bo jak w tytule zaznaczyłam - prowadzę nieustanną walkę z moim zegarkiem.
Patrząc wczoraj na mój mały, doślubny odliczacz czasu zobaczyłam same pały - 1 miesiąc, 1 tydzień i 1 dzień. I wiecie co? Jakiś 1 tydzień temu zdałam sobie sprawę, jak to cholernie MAŁO czasu...
Poskutkowało to oczywiście zaistnieniem syndromu "nerwówka", który włączył mi się nagle z dnia na dzień powodując:
- pryszczycę
- opóźnienie comiesięcznej wspaniałości
- ciągłe kłótnie z wszystkimi o byle pierdołę
- kiwanie nogą gdy siedzę spokojnie
- zgrzytanie zębami
- problemy ze spaniem
- dziwne rozkminy egzystencjonalne
- tłuczenie szkliwa znajdującego się w zasięgu moich rąk
- tłuczenie szkliwa znajdującego się w zasięgu moich rąk
....i wiele innych mniejszych rzeczy, które uprzykrzają życie mi i innym dookoła.
Mówiąc krótko - w pewnym momencie nie mogłam sama ze sobą wytrzymać i wdrożywszy w życie plan tabletek uspokajających ogarnęłam rzeczywistość i wyżywam się obecnie na klawiaturze.
Dlaczego chciałam poruszyć temat walki z czasem?
Mój przyszły Mąż pracuje, ja szczęśliwie mam wakacje, podczas których miałam ambitny plan napisać pracę magisterską. Jednakowoż w całej stercie planów, kosztorysów i list do zrobienia "przed ślubem" nikt nie wpisał takich pozycji jak:
- czas na dogadywanie się z wszystkimi na miesiąc/tydzień przed
- sprzątanie/wszelkiego rodzaju remonty
I o ile na to drugie jakoś staram się roztroić i pomóc rodzicom przy wymienianych od dziesięciu lat panelach podłogowych( oraz myciu wszystkich okien/płytek/łazienek/kuchni/wszystkiego w domu...) to naprawdę patrząc na swój przecież wakacyjny "grafik" - nie wiem gdzie mam co upchać... Aż włos mi stanął dęba na plecach, gdy pomyślałam sobie, że pracowałabym przez wakacje i trzeba byłoby ograniczać wszystko do tych paru godzin "po robocie". Te dwa lata szybko minęły! Mam wrażenie, że aż za szybko...
Z rzeczy przyjemniejszych - dodałam sobie 100pkt do samodzielności kupując paski wybielające z eBay i jestem w trakcie testowania. Spodziewajcie się recenzji na dniach, o ile nie wypadną mi po nich zęby obiecuję wstawić również fotorelację racząc Was fotencjami mojego krzywego uzębienia :)
A Wam kiedy najszybciej ucieka czas?
(pomijając już wszystkie odpowiedzi dotyczące rannego wstawania:P)
Buziole!
Nerwy nerwami, ale za to pomyśl jaki czeka Cię piękny dzień! :) Trzymam kciuki za wybielanie :)
OdpowiedzUsuńChciałam napisać to samo co Agnieszka ;) Ponadto jak wszystko minie będziesz szczęśliwą kobietą ;)
Usuńzęby na pewno nie wypadną a praca magisterska napisze się po ślubie :) po stresie przyjdzie czas na radoche w tym dniu :)
OdpowiedzUsuńSpokojnie! :-) Masz masę czasu!
OdpowiedzUsuńKiedy czytam takie wpisy, mam ochotę pocieszać ludzi, mówiąc, ile mi zajęła organizacja własnego ślubu i po jakim czasie od zdecydowania się na to wzięliśmy go. ;-)
Nieważny ślub, ważne, co po nim! Serio! :-)
Czyli wnioskuję, będziesz o miesiąc młodszą mężatką ode mnie :-) Dasz radę, u mnie też było nerwowo, ba... Zaczęłam swoimi wahaniami nastroju denerwować mojego (już ;-)) męża. Ale z każdą godziną trwającego wesela czułam jakby stres powoli opadał a ja coraz luźniej czułam się w niesamowicie dopasowanej sukni ślubnej (czyt. było mi swobodniej bo nerwówka opadała i... sukienka zaczęła się luzować w ten sam sposób co jeansy :-D). Będzie dobrze a swój 'projekt wesele' będziesz mogła tak samo jak ja zamienić na 'przemyślenia młodej żony' albo coś :-D
OdpowiedzUsuńMyślę że wiem o czym mowa, bo jakiś miesiąc temu prawie miałam ślub siostry i tak z miesiąc przed roboty było pełno i nerwów + gadania co jeszcze trzeba zmienić posprzątać dokupić itp. szczególnie moja mama była przejęta (chyba bardziej niż panna młoda :P) ale później już na przyjęciu nerwy 'spuszczają' i można powiedzieć w pewnym sensie 'było warto' :) Także na pewno i Ty będziesz szczęśliwa w tym dniu, mimo tych nerwów teraz :*
OdpowiedzUsuńA czasu jeszcze jest także zdążysz na pewno ze wszystkim :)
to wielki dzień, więc to normalne, że trochę nerwów jest:) nie martw się my wszystkie trzymamy tu kciuki, żeby wszystko poszło po Twojej myśli!:*
OdpowiedzUsuńte wakacje strasznie przelatują i z moją magisterką jestem w dupie:(( ale żeby nie wiem co muszę się po wakacjach obronić:D chyba nigdy nie miałam takiego lenia jak teraz przy samej końcówce studiów, gdzie powinnam się sprężyć i wszystko mieć już z głowy:D
Ja to tych nerwów nie kumam. Znajomi zaręczyli się w styczniu tego roku i w lipcu też tego roku się pobrali. Wszystko załatwili bez pomocy rodziców i wesele było całkiem udane. Podkreślić też trzeba,że Młoda odebrała suknie od krawcowej dwa dni przed ślubem dopiero a wyglądała bajecznie.
OdpowiedzUsuńOla nie denerwuj się :) szkoda nerwów, będzie pięknie i dobrze o tym wiesz, a jak pojawi się jakaś wpadka, to bardziej się z tego uśmiejesz niż będziesz zła :) wierz mi
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki a Ty się relaksuj, bo sama widzisz jakie cudne ;p skutki stresu
zleci tak szybko jak i ten jedyny cudowny dzien.. niestety .
OdpowiedzUsuńdaj znac o tych paskach koniecznie
Nie denerwuj się:) Będzie dobrze:) Później się będziesz śmiać, że miałaś takie nerwy, bo niestety tyle przygotowań, a samo wesele tak szybko mija:(
OdpowiedzUsuńAż boję się pomyśleć jak ja będę się denerwowała...
OdpowiedzUsuńSpokojnie:).
OdpowiedzUsuńOd dwóch tygodni jestem mężatką. Organizacja ślubu i wesela zajęła nam niecałe pół roku. Wszystko robiliśmy sami na odległość (telefony, maile).
Było idealnie.
Trzymam kciuki.
Mam nadzieję, że zęby przetrwają do ślubu we wspaniałej bieli ;-) nigdy zębów żadnymi metodami nie wybielałam, choć powinnam, więc czekam na rezultaty. Ślubu też nigdy nie brałam, więc w sumie nie wiem, do jakiego stopnia bym była zdenerwowana, znając mnie do krytycznego :-D ale dobrze będzie!! wszyscy zawsze mówią, że to był najcudowniejszy dzień i na pewno dla Ciebie też taki będzie :-) a czas nagle się znajdzie ;-) mam nadzieję!!
OdpowiedzUsuń