Przypomniał mi się kawał/anegdota, które wzięło się z prawdziwej historii z któregoś forum, gdy zrozpaczony internauta płci męskiej skarżył się i pytał jednocześnie jak zapuścić włosy, bo jego rodzice na to nie pozwalają. Odpowiedź była równie błyskotliwa jak i samo pytanie: "zapuść znienacka" :)
Ale przechodząc do sedna, o którym mowa w temacie.Z racji wesela, które
nadchodzi małymi, lecz wciąż zbliżającymi mnie do tego dnia krokami, a także w związku
ze skromnym, wręcz ledwo zauważalnym przychodem postanowiłam wypracować sobie
system oszczędnościowy, który zbytnio mnie nie ograniczy, a mógłby ułatwić mi
życie.
W gimnazjum i liceum(a
także chyba jeszcze na początku studiów?) miałam obsesję na punkcie zbierania
grosików. 1gr, 2gr i 5gr – nic innego nie kolekcjonowałam. Dostałam od siostry
drewniany kuferek na „pierdoły” do którego namiętnie wrzucałam każdą monetę. W
końcu rodzina, a nawet znajomi zaczęli mi podrzucać „żółtaki”, których po
prostu nie chcieli mieć w portfelu i tylko im się poniewierały.
Po roku kuferek ważył
około 6 kilo i było tam coś około 120złotych. Przeliczyłam, zapakowałam w
folijki, opisałam i wymieniłam bez problemu w sklepach. Sprzedawczynie cieszyły
się na te drobniaki, bo zawsze im brakuje do wydawania :) A ja mogłam dowolnie
zainwestować swoje pieniążki.
Minęło trochę czasu, w tym
roku stwierdziłam, że oszczędzanie naprawdę uratowałoby mi skórę, albo chociaż
uchroniło od wydawania na małe przyjemności pieniędzy, które są przeznaczone na
dojazdy. Małe przyjemności czyt. Kosmetyki, ubrania, coś pysznego itd.:) Poza tym
z racji związku na odległość, w którym tkwię od prawie siedmiu lat ciągle
jestem na walizkach i ciągle jeżdżę, co jest kolejnym wydatkiem, przez który „każdy
grosz się liczy”.
Postanowiłam więc
wypracować nowy system oszczędności „przyjaznej dla codziennego życia”, a szybciej
rosnącą kwotą w skrzyneczce na pieniążki.
Od lat uważam, że świnka
skarbonka, która jest zamknięta na cztery spusty i dostać do niej można się
tylko przez rozbicie, wyciąganie zawleczki, lub majstrowanie wsuwką w otworze
do wrzucania monet to strata czasu i pieniędzy.
Więc po kolei co według
mnie jest bardzo ważne?
1.Po pierwsze, trzeba mieć
stały kontakt: wizualny i namacalny z tym co się zbiera. Inaczej to nie sprawia
radości, a przybywa tego dość sporo. Takie luźno otwierane i zamykane
pudełeczko jest w sam raz.
2. Po drugie: Postanowienie. To
chyba najważniejsze, by przemóc się przed samym sobą i powiedzieć sobie w
duchu: „tak, będę oszczędzać!”. Nawet rozrzutna siostra zaczęła zbierać, gdy
się z tym pogodziła :) Bez tego nie da rady i nawet nie ma sensu.
3. Wyznaczenie sobie jasnych celów do których dążymy. Przykładowo:
a) Mój cel to około
100złotych na miesiąc.
b) Biorę pod uwagę moje
wydatki- czy jest to codziennie jakaś pierdoła/bilet do miasta, paliwo? Czy też
głównie siedzę w domu, wydając pieniądze sporadycznie. Ponieważ trudniej jest z
tym drugim a aktualnie mam zapracowany wrzesień i tak będzie już przez następny
rok wybieram bramkę 1 – codziennie wydaję po trochu.
Gdybym wybrała siedzenie w
domu musiałabym być wobec siebie bardziej rygorystyczna i poszerzyć swoje
zbiory o monety 1złotowe i być może 2 złotowe.
Jako, że codziennie jestem
zmuszona posługiwać się komunikacją publiczną(dojazd samej zupełne mi się nie
opłaca..) zostaje mi jakieś dwie, lub więcej monet 0,50gr w portfelu. Do tego
dochodzi jakieś ciasteczko, czasem herbata i znów drobniaki. A więc zbieram
jedynie monety 10gr, 20gr i 50gr. (Żółtki daję siostrze, która też zbiera
zawzięcie i ostatnio wymieniła dość spora kwotę:) )
Z racji tego, że mieszkam
z rodzicami ktoś czasem mi sypnie jakieś grosze, a gdy są to takie drobne od
razu odkładam. Wiem, że teraz przeliczając nawet 1zł/dzień po miesiącu zbierania wychodzi 30zł, ale odkładając wszystkie te monetki, które naprawdę zdecyduje się
bardzo rygorystycznie NIE wydawać – zbiorę stówę. Np. gdy pani w sklepie pyta o
50groszy, no cóż, mówię, że nie mam (zdecydowanie wciskając jej pięciozłotówkę, mimo, iż w portfelu czai się ich ze trzy :)
No i na koniec
systematyczność, najlepiej codzienna rutyna. Gdy tylko posiadam monetę, którą odkładam to od razu wrzucam
ją do przechowalni – inaczej będzie kusić i kusić, żeby wydać, aż w końcu tak się
stanie.
Dla potwierdzenia
sprawdzalności, w tym roku za zbiory(również te, gdy siedziałam w domu i
podwyższyłam sobie poprzeczkę do 2zł) kupiłam sobie między innymi:
-wyposażenie studia
fotograficznego
-lampę błyskową
reporterską
-softbox
-statyw
-marynarkę
- i wiele pierdół :)
No i jako dowód moja skrzyneczka napełniona jeszcze "żółtkami" :P Teraz jest tu bardzo srebrno. |
Miałam straszny problem z
odkładaniem, ale jakoś tak poczułam chęć przełamania i odłożenia. Z racji tego,
że do interesów głowy nie mam, a za korepetycje nie biorę dużo – trzeba się
nauczyć żyć z samym sobą.
kiedyś też odkładałam niemal wszystkie monety. Ale byłam wtedy bogata! A teraz... pierwszy raz od paru lat zaczęłam przelewać kasę na osobne konto. Zawsze coś ;)
OdpowiedzUsuń