Postanowiłam podzielić się
moją codzienną, rutynową walką o piękną skórę twarzy.
Jako, że jestem
posiadaczką bardzo suchej skóry wciąż „katuje” się kremem. Co dla mnie znaczy
wciąż? No porządna dawka nawilżenia rano i wieczorem, codziennie od małego. A
dodatkowo gdy mam wolny dzień i siedzę w domu, bez makijażu to też sobie smarnę
coś w trakcie dnia.
Przede wszystkim, krem do twarzy staram się zmieniać co
miesiąc. A no teoretycznie, żeby zauważyć działanie jakiegoś kosmetyku,
należy go stosować regularnie, ale z drugiej strony skóra łatwo się do niego
przyzwyczaja i działanie nie będzie już takie WOW!... Przykład miałam na
kosmetykach z Garniera. Swego czasu zaniedbałam i przesuszyłam skórę do takiego
stopnia, że zaczęła się niemiłosiernie łuszczyć. Nie pomagały mi Ziaje ani
Nivea… W drogerii znalazłam serię Garniera do suchej skóry, która nie była tak
droga, więc zainwestowałam. I to było to! Z nocy na noc efekty były widoczne i
stan skóry znacznie się polepszył. Zadowolona działaniem używałam namiętnie najpierw
jednego, potem drugiego opakowania. I znów zaczęłam mieć suchą twarz. Garnier
nie wystarczał, więc wróciłam do Ziaji. I tym razem znowu cera powoli wracała
do siebie. Staram się teraz regularnie zmieniać kosmetyki, żeby po pierwsze:
uniknąć suszu na twarzy, po drugie: nie rezygnować z ulubieńców ale też szukać
nowych, dobrych i zazwyczaj niedrogich zamienników. Krem do twarzy rozprowadzam
też na szyję.
I tu wspomnę może o małej anegdocie związanej z
moją małą siostrą, kiedy to mama tłumaczyła jej pielęgnacje kremem.
„-Musisz kremować nie tylko twarz,
żeby była ładna i milutka nawet jak będziesz starsza. Trzeb także wykreować
szyję, bo jest ona przedłużeniem twarzy”
Siostra również ma suchą skórę i
łatwi poznać, czy używa kremu, czy nie. Gdy mama spytała ją po miesiącu, czy
kremuje szyję, ta odparła wystraszona:
„-Nie będę kremować szyi bo nie chcę
wyglądać jak żyrafa!”
Okazało się, że słuchała jednym uchem
i po miesiącu przeinaczyła słowa mamy, że szyja jest przedłużeniem twarzy w
stwierdzenie, że kremowanie szyi ją WYDŁUŻA! Ale śmiechu było co niemiara…
Kremów pod oczy też sobie nie żałuje, choć nie oczekuje od nich nic więcej, jak
maxymalnego nawilżenia, odżywienia i regeneracji. Sprawdziłam już tyle kremów
rozświetlających o tak lipnym działaniu, że w tej kwestii stawiam jedynie na
kosmetyki kolorowe.
Co wieczór też nakładam
olejek rycynowy na rzęsy i brwi.
Wyczyściłam dokładnie opakowanie po starym tuszu do rzęs, łącznie z
grzebyczkiem i wlałam tam troszkę gęstego olejku. Dzięki temu aplikacja jest
łatwa i przyjemna i nie brudzę się tak, jak przy nakładaniu palcami. Używam
tego już dość długo i co mogę powiedzieć? Nie, nie wyrosły mi nowe włoski, ani
nie kręcą się bardziej. Ale z całą pewnością są milsze i mniej wypadają(co przy
mojej ilości i jakości rzęs jest rzeczą zbawienną) i łatwiej je ułożyć.
Rzadko zdarza się, żebym
nakładała na twarz specyfiki na wypryski. Mam ich dość sporo, ale są małe i z
doświadczenia zauważyłam, że lepiej jest
gdy skórę nawilżę niż podsuszę takim cudem. Gdy pojawia się jakaś większa
sztuka niechętnie sięgam po preparaty do tego stworzone. Niechętnie, bo przy
mojej skórze dodatkowe wysuszenie jest męką.
I ostatni punkt: Jak nakładać krem? Wersja obrazkowa, na potrzeby wizualizacji(siebie nie pokażę) stworzyłam koleżankę Andzię, czyli mój wirtualny odpowiednik, aby zaprezentowała nakładanie równie wirtualnego kremu :) Ona bardzo chętnie to pokaże :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kłaniam się pięknie w podzięce za każdy komentarz! C;
Pisz śmiało, krytykuj konstruktywnie i dziel się swoją opinią - takie komentarze zawsze czytam chętnie nie tylko ja, ale też inni, którzy tu zaglądają.