wtorek, 25 września 2012

Oszczędzanie znienacka :)

Przypomniał mi się kawał/anegdota, które wzięło się z prawdziwej historii z któregoś forum, gdy zrozpaczony internauta płci męskiej skarżył się i pytał jednocześnie jak zapuścić włosy, bo jego rodzice na to nie pozwalają. Odpowiedź była równie błyskotliwa jak i samo pytanie: "zapuść znienacka" :)



Ale przechodząc do sedna, o którym mowa w temacie.Z racji wesela, które nadchodzi małymi, lecz wciąż zbliżającymi mnie do tego dnia krokami, a także w związku ze skromnym, wręcz ledwo zauważalnym przychodem postanowiłam wypracować sobie system oszczędnościowy, który zbytnio mnie nie ograniczy, a mógłby ułatwić mi życie.


W gimnazjum i liceum(a także chyba jeszcze na początku studiów?) miałam obsesję na punkcie zbierania grosików. 1gr, 2gr i 5gr – nic innego nie kolekcjonowałam. Dostałam od siostry drewniany kuferek na „pierdoły” do którego namiętnie wrzucałam każdą monetę. W końcu rodzina, a nawet znajomi zaczęli mi podrzucać „żółtaki”, których po prostu nie chcieli mieć w portfelu i tylko im się poniewierały.
Po roku kuferek ważył około 6 kilo i było tam coś około 120złotych. Przeliczyłam, zapakowałam w folijki, opisałam i wymieniłam bez problemu w sklepach. Sprzedawczynie cieszyły się na te drobniaki, bo zawsze im brakuje do wydawania :) A ja mogłam dowolnie zainwestować swoje pieniążki.

Minęło trochę czasu, w tym roku stwierdziłam, że oszczędzanie naprawdę uratowałoby mi skórę, albo chociaż uchroniło od wydawania na małe przyjemności pieniędzy, które są przeznaczone na dojazdy. Małe przyjemności czyt. Kosmetyki, ubrania, coś pysznego itd.:) Poza tym z racji związku na odległość, w którym tkwię od prawie siedmiu lat ciągle jestem na walizkach i ciągle jeżdżę, co jest kolejnym wydatkiem, przez który „każdy grosz się liczy”.
Postanowiłam więc wypracować nowy system oszczędności „przyjaznej dla codziennego życia”, a szybciej rosnącą kwotą w skrzyneczce na pieniążki.

Od lat uważam, że świnka skarbonka, która jest zamknięta na cztery spusty i dostać do niej można się tylko przez rozbicie, wyciąganie zawleczki, lub majstrowanie wsuwką w otworze do wrzucania monet to strata czasu i pieniędzy.
Więc po kolei co według mnie jest bardzo ważne?

1.Po pierwsze, trzeba mieć stały kontakt: wizualny i namacalny z tym co się zbiera. Inaczej to nie sprawia radości, a przybywa tego dość sporo. Takie luźno otwierane i zamykane pudełeczko jest w sam raz.

2. Po drugie: Postanowienie. To chyba najważniejsze, by przemóc się przed samym sobą i powiedzieć sobie w duchu: „tak, będę oszczędzać!”. Nawet rozrzutna siostra zaczęła zbierać, gdy się z tym pogodziła :) Bez tego nie da rady i nawet nie ma sensu.

3. Wyznaczenie sobie jasnych celów do których dążymy. Przykładowo:
a) Mój cel to około 100złotych na miesiąc.
b) Biorę pod uwagę moje wydatki- czy jest to codziennie jakaś pierdoła/bilet do miasta, paliwo? Czy też głównie siedzę w domu, wydając pieniądze sporadycznie. Ponieważ trudniej jest z tym drugim a aktualnie mam zapracowany wrzesień i tak będzie już przez następny rok wybieram bramkę 1 – codziennie wydaję po trochu.

Gdybym wybrała siedzenie w domu musiałabym być wobec siebie bardziej rygorystyczna i poszerzyć swoje zbiory o monety 1złotowe i być może 2 złotowe.

Jako, że codziennie jestem zmuszona posługiwać się komunikacją publiczną(dojazd samej zupełne mi się nie opłaca..) zostaje mi jakieś dwie, lub więcej monet 0,50gr w portfelu. Do tego dochodzi jakieś ciasteczko, czasem herbata i znów drobniaki. A więc zbieram jedynie monety 10gr, 20gr i 50gr. (Żółtki daję siostrze, która też zbiera zawzięcie i ostatnio wymieniła dość spora kwotę:) )

Z racji tego, że mieszkam z rodzicami ktoś czasem mi sypnie jakieś grosze, a gdy są to takie drobne od razu odkładam. Wiem, że teraz przeliczając nawet 1zł/dzień po miesiącu zbierania wychodzi 30zł, ale odkładając wszystkie te monetki, które naprawdę zdecyduje się bardzo rygorystycznie NIE wydawać – zbiorę stówę. Np. gdy pani w sklepie pyta o 50groszy, no cóż, mówię, że nie mam (zdecydowanie wciskając jej pięciozłotówkę, mimo, iż w portfelu czai się ich ze trzy :)

No i na koniec systematyczność, najlepiej codzienna rutyna. Gdy tylko posiadam monetę, którą odkładam to od razu wrzucam ją do przechowalni – inaczej będzie kusić i kusić, żeby wydać, aż w końcu tak się stanie.

Dla potwierdzenia sprawdzalności, w tym roku za zbiory(również te, gdy siedziałam w domu i podwyższyłam sobie poprzeczkę do 2zł) kupiłam sobie między innymi:
-wyposażenie studia fotograficznego
-lampę błyskową reporterską
-softbox
-statyw
-marynarkę
- i wiele pierdół :)

No i jako dowód moja skrzyneczka napełniona jeszcze "żółtkami" :P Teraz jest tu bardzo srebrno.

Miałam straszny problem z odkładaniem, ale jakoś tak poczułam chęć przełamania i odłożenia. Z racji tego, że do interesów głowy nie mam, a za korepetycje nie biorę dużo – trzeba się nauczyć żyć z samym sobą.

A tak z innej beczki, refleksje po dzisiejszym dniu w szkole. Praca z gimnazjalistami i podstawówką wygląda zupełnie inaczej niż z licealistami. Dzisiejsza lekcja mimo stresów na początku (o Boże, jak ja będę mówić po tym rusku do tych dzieciaków z moim chamsko angielskim akcentem?) było bardzo miło. Na luzie ale z dyscypliną. Już rozumiem moja wychowawczynię, gdy pytałam, czemu ona nie pójdzie uczyć na uczelnię? Przecież jest świetnym mówcą, ma ogromną wiedzę i to jest jej pasja. Odpowiedziała, że w szkole średniej czuje, że jeszcze może nam coś wlać do głowy i naprowadzić, ma z nami kontakt i to wszystko odbieramy zupełnie inaczej. 

Ale mnie wzięło na wspomnienia...
Jednak utrzymuję, że nie będę nauczycielką :)

1 komentarz:

  1. kiedyś też odkładałam niemal wszystkie monety. Ale byłam wtedy bogata! A teraz... pierwszy raz od paru lat zaczęłam przelewać kasę na osobne konto. Zawsze coś ;)

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się pięknie w podzięce za każdy komentarz! C;
Pisz śmiało, krytykuj konstruktywnie i dziel się swoją opinią - takie komentarze zawsze czytam chętnie nie tylko ja, ale też inni, którzy tu zaglądają.