poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rzym oczami nie-podróżnika :)



Cześć Dziewczyny!

Ja wróciłam z włoskiego wyjazdu i choć tematyka mojego bloga odbiega dalece od tej związanej z podróżowaniem(w tej kwestii moim guru jest Bina, która dzielnie przemierza świat - koniecznie ją odwiedźcie! Bina ma jaja większe niż niejeden facet w dzisiejszych czasach!:D ) ale sama szukałam porad i wskazówek jak się odnaleźć właśnie w internecie, więc może i moje dwa słowa komuś gdzieś kiedyś się przydadzą?


Jadąc "w sezonie" byłam przygotowana na upały, ale NIE TAKIE! Duchota i kosmiczne temperatury skutecznie uniemożliwiały poruszanie się w godzinach 10-17, dodatkowo tworząc z mojego mózgu całkowicie niechłonny budyń. Jedyne o czym marzyłam to znalezienie jakichś płytek na których mogłabym się nago rozłożyć i ochłodzić(nie było mowy o zimnym prysznicu, bo "zimna" woda lecąca z kranu też była ciepła:D). Na szczęście trafiła się burza i duchota ustąpiła. Upały nie, ale jakoś łatwiej je było znosić mogąc oddychać :)
Nie zaznaczyłam w swoim notatniku, że okres wakacyjny dotyczy również Rzymu, którego mieszkańcy(jak się okazało) wybierali się na wakacje w góry lub za granicę "żeby się schłodzić"... Przez to cała najbliższa okolica w której mieliśmy przyjemność być zakwaterowani wyglądała jak jakieś opuszczone osiedle. 


Wycieczka do Rzymu to dla mnie, no cóż, nie owijając w bawełnę - nogi wchodzące do dupy. Chodziliśmy dużo, chodziliśmy wszędzie nie wliczając momentów, gdzie przemiłe zakonnice nas podwoziły. Chodzenie w takim upale pomimo najwygodniejszych sandałów(a potem już japonek...) zafundowało mi kosmiczne odparzenia stóp i nosa, który do dziś wygląda jakbym piła cugiem ostatni miesiąc :D 
Postanowiliśmy nie wykupywać obiadów i kolacji w Domu Pielgrzyma, gdzie mieszkaliśmy z paru powodów:
- po pierwsze były tam polskie dania(które możemy sobie zjeść w Polsce)
- po drugie wychodziło to trochę drogo, a w związku z teraźniejszym zakupem nasz budżet leży i kwiczy wołając o jakiekolwiek oszczędności :)
Biorąc te dwa punkty do kupy zdecydowaliśmy się POCHODZIĆ(o jak cudownie...) za jakimiś lokalnymi żarełkami, nastawiając się na pizzę i makarony. Ja ściągnęłam z internetu listę ciekawych barów i restauracji godnych odwiedzenia, spisałam ulice,zlokalizowałam na mapie i wybraliśmy się na podboje! Tacy dzielni i nieustraszeni!
Niestety, nie przewidzieliśmy jednego...
Właściciele lokali, pracownicy i cała szlachta wyjechała na wakacje...
Zostało nam stołować się dzień w dzień w jednej z knajp oddalonych o pół godziny marszu, gdzie właściciel wraz z rodziną zdążyli już z wakacji wrócić.
:)


Wspomniałam już o tym, że było gorąco, ale też że zastała nas burza. Chyba nigdy w życiu nie byłam byłam tak blisko burzy jak w Watykanie :D Błysk-grzmot, błysk-grzmot powtarzały się kolejno tuż nad naszymi głowami i atakowały zmęczone oczy niczym flesze wszechobecnych azjatów, którzy robili zdjęcia wszystkiemu... Nawet klamkom od ubikacji!
Skłoniło mnie to do głębszej refleksji - czy u nich klamki wyglądają inaczej?


Ogrody Watykańskie to z całą pewnością cudowne miejsce, bardzo czekałam na to, żeby je zobaczyć. Choć jestem zwolenniczką albo totalnej dziczy, albo idealnej geometrii niesamowity klimat i całokształt ogromnej powierzchni zieleni przypadł mi do gustu. Tylko w tych ogrodach trawa była zielona. Wszędzie indziej miała raczej kolor złocisty - jakby przypalony przez słońce, co czasem dawało nam mylne wrażenie, że jest już jesień. Nie widzieliśmy papieża przechadzającego się po ogrodzie, jak to zdążyło mi się przyśnić w przeddzień wizyty, ale nadrobiłam to na audiencji :)



Odwiedziliśmy wiele pięknych, wręcz magicznych miejsc. Wiele zachwyciło mnie zdobieniami, czasem rozproszeniem światła po wielkich kamiennych wnętrzach, najczęściej zaś historią. Niektóre zaś budowle odpychały przeładowaniem i przepychem. Najbardziej z wszystkich zaimponowała mi Bazylika św. Pawła, która z zewnątrz przypominała mi jakiś egzotyczny ogród z pstrokato zdobioną budowlą w tle. W środku zaś było pięknie, przestrzennie i nietłoczno. Tutaj wiszą wizerunki papieży i obraz aktualnie piastującego urząd jest podświetlony. Zawsze chciałam to zobaczyć :) To chyba jedyne miejsce w którym byłam w stanie się skupić i wyciszyć. No dobra, nie jedyne ale zdecydowanie najpiękniejsze :)


W ramach oszczędności postanowiliśmy zdecydować się na jedną wycieczkę, na której najbardziej nam zależy. Tak oto padło na Monte Cassino. Prócz pięknych widoków, stromego podjazdu i słynnego cmentarza naszych polskich żołnierzy mieliśmy okazję zwiedzić Opactwo Benedyktyńskie(a raczej jego małą część), które idealnie wpasowało się w moje wyobrażenie starożytnego dziedzińca. Biel, przestrzeń i jakiś charakterystyczny symbol umieszczony w centralnym punkcie. Wiele ochów i achów tam zostawiłam, z chęcią obejrzałabym to kiedyś jeszcze raz, może kiedyś się uda?:) Historia opactwa wydała mi się również niesamowicie ciekawa. Wiecie, zdaje sobie sprawę, że historię też trzeba umieć opowiedzieć i to od przewodnika w dużej mierze zależy jak odbiorą dane opowieści turyści. Na wycieczkę pojechaliśmy bez przygotowania, zdając się właśnie na relację innych.
 

Rzym to nie tylko zwiedzanie i nastawienie na przekazywane historie, ale też dla mnie duże zderzenie kulturowe, które mogliśmy obserwować podczas naszych pieszych eskapad w poszukiwaniu pożywienia(lub też jak to zwykł nazywać mój Małż - podczas polować na jedzenie:P).
Ludzie są bardzo serdeczni, otwarci i chętni do pomocy. Nawet jeśli nie potrafią się wysłowić po angielsku, francusku albo rosyjsku to chętnie pomogą choćby na migi. Parę razy sami podchodzili (najwyraźniej widząc mój zagubiony wzrok) pytając czy potrzeba pomocy. Jednego z naszych kleryków przemiły Włoch zabrał do auta i zabrał do auta i podwiózł do sklepu żeby mógł zrobić zakupy, tak o, po prostu :D Zdaję sobie sprawę, że żyją głównie z turystów, ale generalnie nie skłamię mówiąc, że wszędzie czułam się "jak w domu" i bardzo swojsko:)
Nie widziałam, żeby funkcjonowało coś takiego jak "ruch drogowy" - w sensie policja z takiego wydziału. Zapieprzaliśmy z naszym kierowcą najczęściej 130-160 km/h i była to jak widać najnormalniejsza rzecz na świecie. Ponadto z dwóch pasów można było stworzyć aż cztery do poruszania się i w ogóle czasem mój mały móżdżek nie ogarniał tego co widziałam patrząc na drogę. Ale podobno wypadków jest mniej, tyle że... Każde praktycznie auto jest zarysowane, albo puknięte :D Ale nie słyszałam, żeby ktoś na kogoś trąbił, wyzywał, czy złośliwie zajeżdżał drogę. Tak można żyć :D Po wróceniu do Polski i przejechaniu może 5 kilometrów na drodze pomachaliśmy za to panom z drogówki. Czuć, że Polska :D

Ponadto można a wręcz warto się targować, generalnie jest dość drogo, a moja pierwsza w życiu jazda metrem była nadzwyczaj przyjemna(w niewielu miejscach odnotowaliśmy obecność klimatyzacji - metro było jednym z nielicznych :D)

9 komentarzy:

  1. Byłam w Rzymie 2 lata temu i nie dość, że nie trafiłam na upały, to jeszcze w dodatku lało jak z cebra - akurat tego dnia, kiedy zwiedzaliśmy Ogrody Watykańskie. Ale warto tam pójść, zdecydowanie! W ogóle kocham Włochy i za tydzień będę tam znowu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Luby pomimo, że nigdy nie był nigdy dotąd był zafascynowany Włochami - historią, kulturą. Dlatego wyjazd był bardzo poruszający - zazdroszczę wyjazdu, tez bym wróciła :D
      Nam też zaczęło lać w ogrodach, ale akurat zwijaliśmy do muzeum.
      Mogę powiedzieć z czystym sumieniem - dołączam się do włoskiej miłości ;)

      Usuń
  2. Z tym ruchem drogowym to aż się zaśmiałam. :D Jeśli chcesz zobaczyć jeszcze bardziej hardkorową jazdę samochodem to polecam Maltę i koniecznie musisz się wtedy przejechać autobusem - aż się za głowę łapaliśmy z tatą, że jeszcze o nic nie przytarł... :D
    W Rzymie byłam jakieś hmm... 7 lat temu? Albo 6... Dużo widzieliśmy, ale mamy zamiar pojechać jeszcze raz poza sezonem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa!! Ja byłam jako siedmioletni berbeć i był to wyjazd typowo wypoczynkowy. Jakoś mi się zapamiętało, że woda jest żółta i bałam się, że to dlatego, że ludzie sikają...W tym roku z trwogą dochodziłam do plaży, żeby zweryfikować mroczne wspomnienia :D
      Moi rodzice jeździli do tej pory w lutym/kwietniu i mówią, że dużo lepsza pora na zwiedzanie.
      Malta dochodzi do listy miejsc do odwiedzenia ;*

      Usuń
    2. Polecam Maltę, my akurat byliśmy w czasie majówki, czyli teoretycznie przed sezonem - w miarę pusto było. :) Sporo osób, nawet starszych, bardzo dobrze mówi po angielsku, bo to dawna kolonia Wielkiej Brytanii była. :)
      Jeszcze z takich ciepłych kierunków polecam Teneryfę - GENIALNE MIEJSCE, ciepło cały rok, pogoda świetna i nie do zepsucia, w miarę tanio (7,50 Euro za trzydaniowy obiad, czyli pierwsze danie+drugie+deser+picie i to porządne, duże porcje! :D). Byłam w tym roku, muszę zabrac się za post wyjazdowy. :D
      A z takich mniej ciepłych miejsc to zawsze i wszystkim polecamy Finlandię - jestem w niej zakochana. <3 :D

      Usuń
  3. ładnie pozwiedzaliście, piękne zdjęcia!:) udało wam się zjeść jakiś pyszny makaron pomimo tych jedzeniowych utrudnień?:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale piękne zdjęcia:) bardzo miło i wesoło mi się czytało:) i nawet była łezka w oku, bo przypomniały mi się mogę dwa wyjazdy do Rzymu. Najbardziej utkwiła mi w pamięci fontanna di Trevi i rzeźba z ekstazą św. Teresy - wtedy (i chyba nadal) mieściła się w tym kościółku nad hiszpańskimi schodami.
    Monte Cassino też jest magicznym wręcz miejscem:) współczuję upałów - w Polsce też dawały czadu ostatnimi czasy...

    OdpowiedzUsuń
  5. hahahahah uśmiałam się nieźle :) Ty to zawsze masz przygody :)
    ja byłam we wrześniu i wspominam z rozrzewnieniem, mam zamiar wrócić najszybciej jak się da :) nie tylko do samego Rzymu, ale po prostu do Włoch

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się pięknie w podzięce za każdy komentarz! C;
Pisz śmiało, krytykuj konstruktywnie i dziel się swoją opinią - takie komentarze zawsze czytam chętnie nie tylko ja, ale też inni, którzy tu zaglądają.