Witajcie Kochane!
A więc wiele z Was zapewne już słyszała o pudrze matującym
domowej roboty ze skrobi ziemniaczanej i ewentualnie cynamonu. Jeśli nie, to
już usłyszałyście:)
No ale powiem szczerze, że jakoś Rimmel Stay Matte sprawuje
się na tyle dobrze, że rolę pudrowania mojej buzi zostawiam wciąż jemu (no
niestety, wiem, że naturalnie jest fajnie, ale mąka się nie umywa!). Ale o ile
pudru w mące nie szukałam, to postanowiłam natchniona wpisem Alinki o
buraczkowym różu pokombinować z tymże właśnie kosmetykiem.
W swojej kolekcji tanich cieni do oczu posiadam(łam) trzy
perfidnie różowe okazy, których generalnie nie używałam za dużo(wręcz wcale…).
Przy paru okazjach do przekoloryzowanego makijażu
zdarzyło mi się użyć tego czegoś jako różu na policzki. Nawet mam uwiecznione
na zdjęciu o tu tu, jako skrzat świąteczny :) Jednak większego przeznaczenie
niż to trzy róże nie potrafiły znaleźć. I tym oto sposobem postanowiłam
poczynić zło i samowolkę.
* CZEGO POTRZEBUJEMY? *
Mąki ziemniaczanej i różowego cienia :) Błyskotliwe!
Wsypałam mąkę do pojemniczka po soli, następnie wkruszyłam
tam róż, wymieszałam, pogniotłam i wirowałam aż uzyskałam jednolitą
konsystencję. Następnie pędzle w ruch!
* JAKI EFEKT UZYSKAMY? *
No cóż, przede wszystkim zależy to od naszego cienia w dużej
mierze. Mąka sama w sobie zmatowi cerę. Nie jest to bardzo trwały efekt jak
przy użyciu różów kosmetycznych, ale około paru godzin jest to na naszej twarzy
i „działa”. Mój różowy cień miał bardzo intensywny kolor i delikatne świecące
drobinki. Dzięki temu mój nowy RÓŻ ma śliczny bladoróżowy matowy odcień, ale
mimo wszystko widać rozświetlenie (wiem, matowanie i rozświetlenie, ciężko
opisać gdy cera jest zmatowiona a mimo wszystko świeci się, ale w ten pozytywny
sposób).
* JAKIE SĄ MINUSY TAKIEGO RÓŻU ? *
- Oczywiście trwałość. Róż taki szybciej ściera się przy otarciu go ręką czy też ubraniem.
- Sypie się delikatnie przy nakładaniu, ale po paru razach doszłam do wprawy i udało mi się maksymalnie to zastopować:)
Plusów mogłabym wymieniać :) Od prostoty i taniości, przez kobiecą ciekawość! Sama nie widziałam się w takim odcieniu, nie odważyłabym się kupić kosmetyku, wiedząc, że będzie leżał smętnie, aż go wyrzucę :( Jednak próbując taki własny rose mix makijaż bez użycia bronzera wygląda ślicznie, delikatnie i trochę... anielsko :) I o dziwo podoba mi się na moim ryjku! Teraz mogę się pokusić na jakiś drogeryjny odpowiednik, a tej pierdółki używać do zdjęć.
Kusi mnie jeszcze, żeby zmiksować pomarańcz i róż ach!
A Wy kombinujecie z takimi domowymi specjałami? :)
Kurczę cieni różowych nie posiadam, jednak chyba warto wyskoczyć do jakiegoś taniego sklepiku i spróbować poeksperymentować:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie taki jakiś tani cień i jego drugie "różane" wcielenie może potem się okazać dla nas bardzo fajnym odcieniem:)
Usuńciekawe rozwiązania;) ja mam jakiś tani róż , ale jest zbyt bordowy jeśli można tak to określić...może spróbuje go rozjaśnić tą mąką...zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńDelikatne rozjaśnienie też ciekawie :) Osobiście posiadam również taki bordo, w którym czułam się fatalnie i też myślę o rozjaśnieniu :)
Usuńpóki co mam zapas róży, ale pomysł ciekawy i co ważniejsze efekt jest fajny!
OdpowiedzUsuńNajfajniejsze jest to, że efekt można regulować, trochę więcej nałożyć, trochę rozetrzeć, jeśli będzie za dużo. Polecam, gdy zapasy się wykończą:)
UsuńCiekawy pomysł- można w sumie też wykorzystać do cieni, czy za ciemnych pudrów. Ja ostatnio zaczęłam używać sztyftu zmniejszającego widocznośc porów jako bazy pod cienie (w końcu to i to sylikony).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie
fajny pomysł
OdpowiedzUsuńPosty związane z DIY są świetne. Nawet nie wiedziałam, że można samemu stworzyć róż :) Zapraszam na moje pierwsze rozdanie http://todaytomorrowandforeverbeauty.blogspot.com/2012/11/konkurs-moje-pierwsze-rozdanie.html
OdpowiedzUsuńAle jesteś pomysłowa! nigdy bym na to nie wpadła!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy pomysł :)
OdpowiedzUsuń