niedziela, 18 stycznia 2015

Doczepy | Clip-in | Tyle herów | Sztuczna Picola


Cześć Dziewczyny!!

Nie wiem, czy tylko ja tak miałam, czy większość z nas przeżywała tego rodzaju uniesienia, ale wraz z pierwszymi wypłatami miałam wrażenie, że w końcu spełnię swoje marzenia. Trochę głupio a nawet nazbyt górnolotnie to brzmi, bo mowa o marzeniach materialnych, na które nie zgadzali się nigdy rodzice, albo i mnie samej wstyd było pytać. Jednak wiele z tych zachcianek po przeliczeniu odeszła w niepamięć, bo na cholerę mi kolorowe soczewki kontaktowe, skoro kolor oczu mogę sobie zmienić w programie graficznym? Jednak doczepiane włosy nie zniknęły z listy odwiecznych chciejstw młodego umysłu... Skoro kolejny z rzędu rok rozważałam ich kupno - znaczyło to, że dla własnego spokoju psychicznego warto je kupić!

WYBÓR I OCZEKIWANIA
Mam je od prawie roku, bo zakupu dokonywałam na wiosnę 2014. Szukałam, przeglądałam... I padło na sklep cosmoshop. Starałam się dobrać kolor do swego naturalnego wówczas, jednak najbardziej zależało mi, żeby włos:
- był podatny na stylizację (żeby dopasować go do każdej fryzury jaką chcę)
- żeby można go było farbować (bo jestem zwirzem lubiącym zmieniać kolor włosów)
- żeby były długie, i w miarę grube i....
- ...wyglądały o ile to się da - naturalnie.

Mój wybór padł na zestaw o długości 55 centymetrów w kolorze "JASNY BLOND LEKKO KASZTANOWY" (ten model - KLIK). Zapłaciłam prawie 200 złotych wierząc, że włosy będą spełniać wszystkie stawiane im warunki. 

WŁOSY POD LUPĄ
Nie musiałam długo czekać, żeby móc nacieszyć się paczką od kuriera i dobrać się do zwartości. Na pudełku była zamieszczona cała instrukcja jak najlepiej dbać o włosy, żeby cieszyć się nimi na dłużej i co można z nimi robić. 
Było ich dużo.



Kucyk miał około 9 centymetrów w obwodzie, czyli tyle co mój własny. Wychodziło z tego, że po przyczepieniu clip-in mam naprawdę dwa razy więcej włosów :) W dotyku włosy są miłe, sprężyste i dość gładkie. Clipy są dodatkowo zabezpieczone silikonikiem, żeby nie zsuwały się z włosów i nie trzeba ich tapirować przed wpinaniem - duży plus. Nie mają też takiego sztucznego błysku, jak przy włosach syntetycznych, jednak.... moje włosy z natury są matowe i mimo wszystko - zdrowy, lśniący włos lekko się wyróżnia na tle moich matowców :( 

Z kolorem zaś trafiłam wspaniale. Gdy włosy przyjechały od razu przymierzyłam je do swojej czupryny i wpasowały się kolorystycznie wręcz idealnie (zdjęcie pierwsze od prawej). Potem zaczęłam delikatnie majstrować z naturalnym kolorem no i z dopasowaniem bywało różnie... 
Ale nawet, jeśli kolor doczepów różnił się od koloru moich włosów/włosów siostry/koleżanki - sposób, w jaki montowało się na swojej głowie clip-in sprawiał, że włosy pięknie się ze sobą przenikały, co tworzyło w efekcie swego rodzaju ombre.


Jedyne co mi się nie podobało we włosach, to cieniuteńkie końcówki. 
Owszem, włosy miały 55 centymetrów, ale te ostatnie centymetry były tak lichutkie, że postanowiłam je podciąć, bo wyglądały mizernie, jak parę zwisających strączków spod wielkiej kupy włosów. Z obcięciem nie było problemów, a włosy czekały na następną okazję, żeby móc je wypróbować.

Szłam na imprezę z potańcówą.  "Mają szansę się wykazać!" - pomyślałam. Ponieważ jestem osobą, która tańczy każdą częścią swojego ciała, w tym głowa również zupełnie zatraca się w jakimś plemiennym wygibywaniu niczym podczas przywoływania deszczu - stwierdziłam, że będzie to najlepszy test wytrwałości dla doczepów. Na imprezę postanowiłam zrobić sobie delikatne fale, więc w ruch poszła lokówka, która wcale nie grzeje tak mocno, a SPALIŁA MI KOŃCÓWKI! Pojawiły się tam małe, czarne kuleczki, świadczące o sfajczeniu włosów, które miały być naturalne i się nie niszczyć podczas zabiegów z użyciem wysokiej temperatury? 



Zgłupiałam... Nie było czasu na dalsze oględziny, bo byłam i tak już spóźniona, ale cały wieczór denerwowałam się felernym wypadkiem. `

Jednak clipy wytrzymały moje dzikie pląsy:)

WYGLĄD
Jestem niezwykle przygotowana do publikacji, gdyż za każdym razem, gdy mam na sobie doczepiane pasma jedynym narzędziem robiącym zdjęcia jakie mam przy sobie jest telefon... Czy włosy wyglądają naturalnie? Według mnie tak. Ładnie wtapiają się w nasze naturalne włosy, nie ma takiej różnicy w fakturze, czy układaniu... Nawet gdy schną naturalnie wywijają się tak jak moje :D Aktualnie włosy mam blond, ale jeszcze parę dni temu miałam ładny brąz i prezentowało się na nim w różnym świetle tak:



Cóż wstawię Wam parę fotek w całości, nie tylko mnie - no ale te które mam - wybaczcie jakość, następnym razem będę maltretować męża o pomoc :)
1. Ciocia ma włosy ścięte bardzo krótko, jedynie długą i bujną grzywkę. Wydawało nam się, że clipów się nie wepnie albo, że będą się rzucać w oczy - nic z tych rzeczy! Nawet kolor wspaniale się wpasował :D
2. Siostra Ada ma włosy trochę za ramiona, tu jeszcze w kolorze chłodnego, jasnego blondu. Wyglądała jak zbuntowana lalunda z rudym ombre :D
3. Mła - przedłużenie kłaków mych - kolor nie do odróżnienia :)



PIELĘGNACJA
Nie ma wiele filozofii jeśli chodzi o dbanie o clip-in z naturalnego włosia. Generalnie traktuje je tak, jak własne włosy - no, może bardziej delikatnie, bo te doczepiane nieporęcznie się chwyta :) Myje je a to odżywką, a to mocnym szamponem gdy po kręceniu były psikane lakierem do włosów... 

ŻEBY ŁATWIEJ JE UMYĆ
Przyczepiam każde pasemko na klipsie do ręcznika, który następnie zawieszam na ściance wanny. Myjąc opieram się o ręcznik, więc nawet szarpanie włosów nie przeszkadza w myciu. Staram się nie moczyć metalowych klipsów, jedynie je przecieram. Czeszę zawsze Tangle Teezerem.

ODŻYWKI
Używam tych samych co do swoich włosów, tak samo zabezpieczam, jedynie nie wklepuję w nie stylizatorów - przy jakiejkolwiek stylizacji utrwalam całość lakierem do włosów.

DZIAŁANIE NA WŁOSY CIEPŁEM
Daję włosom wyschnąć samodzielnie, na ręczniku, który pochłania wilgoć. Następnie nawijam je na wałki i tak są gotowe na większość okazji :) Choć czasem trzeba je lekko potraktować lokówką, żeby się nie "wyróżniały" na tle moich naturalnych.



PODSUMOWUJĄC
Włosy clip-in spełniły jedno z moich "szczenięcych" marzeń. Naprawdę się cieszę, że mogłam sobie spróbować jak to jest mieć taką burzę włosów i pewnie jeszcze nie raz je założę. Jednak teraz, mając swoje włosy za biust nie chce mi się bawić w przypinanie, a sesje zdjęciowe zdarzają mi się tak rzadko, że najzwyczajniej w świecie włosy leżą i się kurzą.
Sprawiłam za to wiele radochy przypinając je bliskim, którzy mogli się zobaczyć w takich długaśnych falach. 200 złotych to i dużo i mało. Martwią mnie te popalone kulki na końcach, ale generalnie od niedawna kieruje się mottem życiowym mojego Kochanego:

"Drogie to są te rzeczy, których za pieniądze kupić nie można"
:)

sobota, 10 stycznia 2015

Czy hybrydy są dla leniwych lub zapracowanych?


Cześć Dziewczyny!

Cieszy mnie pieczenie ciast, babeczek i słodkości, ale nie lubię gotować.
Cieszy mnie tworzenie makijaży, ale nie lubię malować paznokci...

Dlaczego na paznokciach nie uznawałam koloru?
Co dwudniowe odpryski doprowadzały mnie do szału. Konieczność zmywania i nakładania kolejno odżywki i dwóch(przy dobrych wiatrach) warstw koloru mnie dobijała. Ach, no i jeszcze dwugodzinny rytuał schnięcia, podczas którego nie wolno, ale zawsze się chce:
- sikać,
- poprawiać włosy wchodzące do buzi,
- zawiązać buta,
 znaleźć telefon na dnie torebki.
Kończyło się to zazwyczaj uszkodzeniami, które albo były zmywane na szybko i zamalowywane byle jak, albo po prostu zostawiałam jak było. Manicure był przez to niedokładny, źle wykończony i nieestetyczny, aż nie chciało się patrzeć na ręce. Te czynniki sprawiły, że zrezygnowałam na około cztery lata z lakierów kolorowych nosząc jedynie szybkoschnącą i transparentną odżywkę na paznokciach (tak, żeby coś tam się świeciło i nie łamały pazury) którą dokładałam co parę dni.

Gdy moja mama zafundowała sobie manicure hybrydowy z okazji urodzin zaczęłam dociekać co i jak. Potem na blogu Taida pokazywała jak to zrobić samemu. Pomyślałam: "Czemu miałabym nie spróbować skoro ona może??" :)


Wydawało mi się, że hybryda w czarodziejski sposób upiększy moje dłonie i pozwoli mi na noszenie koloru bez okropnej konieczności poprawek co dwa dni - brzmi pięknie, prawda? :)


Pierwszy zestaw
Kolejnym czynnikiem motywującym mnie do pracy by nauczyć się dbać o własne dłonie była niesamowita chęć, by mieć schludny manicure podczas ślubu. Jedyne czego chciała, to  żeby dłonie wyglądały w końcu na zadbane i dokładnie wymalowane, z błyskiem, ale bez udziwnień i żadnych świecidełek. Skoro makijaż robię sama, dlaczego nie zrobić samemu paznokci? :)
Kupiłam zestaw startowy - najtańszy jaki mogłam znaleźć na allegro z paroma miniaturkami lakierów. Zapłaciłam 99złotych za:
- lampę UV z żarówkami,
- 5 miniaturek lakierów żelowych marki noł nejm(kolorowych, kolory do wyboru)
- butelkę acetonu
- butelkę cleanera(czy tam odtłuszczacza jak kto woli)
- blok polerski
- pilniczek
- trzy patyczki do odsuwania skórek
- zwój wacików bezpyłowych

Do tego dokupiłam za 20 złotych dużą buteleczkę bazy i topu(niby 2w1, to co widzicie poniżej), bo stwierdziłam, że jak nie kolor, to przynajmniej tą przezroczystą maź będę sobie nakładać na pazurki. Narzędzia były - czas na działanie!



Jak nauczyć się robić hybrydy?
Nie będę pisać instrukcji obsługi hybryd - jest o tym pełno w internetach, ale też dostępne są filmiki instruktażowe, które mogę polecić, bo mnie osobiście najbardziej pomogły. Dlaczego? Przede wszystkim hybryda polega na utwardzeniu. Moim największym mankamentem podczas malowania paznokci było brudzenie skórek wokół. Gdybym zalała skórki hybrydą - zaschła by ona i wciąż byłyby to nieestetyczny manicure(a nie do tego dąże!!!) To właśnie filmiki instruktażowe nauczyły mnie jak posługiwać się pędzelkiem, żeby nie wjeżdżać na skórki ani z boku ani przy nasadzie paznokcia. Jak już tego się nauczyłam - wszystko było ładnie i schludnie :) 

Co do schludności pracy, to głównie podziękowania powinny polecieć do mojej Babci, dzięki cierpliwości której mogłam nauczyć się nadawać paznokciom kształt, formować krzywe płytki i wszystko inne, o czym nigdy bym nie pomyślała.
Babcia od samego początku jest moją stałą "klientką"  i pokochała hybrydy tak samo jak ja. 
Uważa, że dzięki temu czuje się bardziej kobieca i zadbana, że dłonie są kobiecą wizytówką, a ona może tą wizytówkę rozdawać choćby płacąc w sklepie za zakupy. Ponadto nie rezygnuje z prac domowych ani uprawiania ogródka - jednocześnie ciesząc się ładnym i schludnym manicure.
Skoro babcia może to my nie? :D




Dokupiłam lakierów, bo te z zestawu strasznie się rozlewały. Zaczęłam czytać na forach i wyczytałam, że tak być nie powinno, co więcej znalazłam informację o podobnież fajnych zestawach miniaturek marki TIFTON, które do samodzielnego hybrydowania są w sam raz. Ryzyk fizyk - zamówiłam swój zestaw. Obecnie tejże marki posiadam dziewięć kolorów i dwie bazy, które trzymają o niebo lepiej niż ta moja 2w1, która teraz pełni wyłącznie funkcję wykończeniowego nabłyszczacza:)

W czym się można zakochać?
- Dobrze nałożona hybryda trzymała mi się dopóki jej nie zdarłam... ponad 3 tygodnie!
- Mnie wolno rosną paznokcie, więc odrost nie był moim wrogiem numer jeden:)
- Mogłam się myć, zmywać gary, prać w rękach i paznokcie był na swoim miejscu!
- Po tygodniu na słońcu i następnym tygodniu w słonej wodzie pazury były na swoim miejscu! Choć wyblakły od warunków w jakich żyły :D
- Niesamowite wykończenie mani - błysk, błysk i jeszcze raz błysk! Piękna, gładka tafla jaką oglądałam tylko na zdjęciach w internecie!
- Zatapianie ozdóbek w hybrydzie - w końcu jakiś progres jeśli chodzi o zdobienia w moim wykonaniu ;)
- Mniej złamanych paznokci!


Jakie mity obaliłam robiąc hybrydę samemu?
~ Że zniszczę paznokcie. Owszem, robiąc to nieumiejętnie można, tak samo jak można zniszczyć paznokcie przy ich piłowaniu i maczaniu w occie... Piłując wierzchnią warstwę delikatnie, ściągając lakier delikatnie i dbając o paznokcie pomiędzy zabiegami nie widzę żadnego osłabienia płytki, tudzież żółknięcia? 
Kiedy paznokcie faktycznie się niszczą?
Gdy zamiast ściągać hybrydę acetonem zaczniemy zrywać - kusi jak cholera, ale nie warto. Efekt rozpięćdziesiątnionego paznokcia murowany! SPRAWDZONE :(
~ Że spalę macierz i paznokcie nie będą rosły. Czytałam o tym, ale to podobno kobita zmieniała hybrydę parę dni pod rząd i ustawiała lampy na zbyt długi czas grzania... Ale czy prawdą jest to co wyczytamy w sieci? Odpowiedzcie sobie same...
~ Że hybryda nie odpryska. Dobrze nałożona nie powinna. Ale np. gdy walniemy mocno w jakiś kant, albo ostrą krawędź - może odprysnąć. Mnie najczęściej razem z paznokciem ;)

Kolory marki TIFTON
Ponieważ moje dziewięć kolorów w pełni zaspokajało potrzeby mnie i moich najbliższych, którym miałam okazję wykonywać manicure nie dokupowałam więcej. Prawdopodobnie poszerzę asortyment za parę miesięcy, żeby mieć jakieś ciekawsze kolory na lato :) Aktualnie maluję paznokcie na takie kolory:



Numerek 32 Cameo na przedostatnim zdjęciu jest w świetle sztuczny, na zdjęciu z mydełkiem w dziennym i to ten kolor jest lepiej oddany. Uwielbiam wszystkie, każdy ma w sobie "to coś" i chętnie zmieniam kolory.
Jeśli chodzi o trwałość i różnice - jaśniejsze kolory są mniej trwałe :)
W kwestii trwałości wygrywają czarny(39) i ciemna czerwień(6)

Ja jestem zachwycona, rytuał malowania paznokci stał się przyjemną, codwutygodniową zabawą i w końcu chętnie spoglądam na swoje dłonie!! ;)
Yuppie!!!!!!! :)

wtorek, 6 stycznia 2015

Swatche pomadek Golden Rose


Cześć Dziewczyny!

Jakiś czas temu do zakupów Pani dorzuciła mi zestaw czterech pomadek firmy Golden Rose w formie czterech zamykanych folijką opakowań. Wyglądało to tak fajnie, że szkoda było mi opakowania niszczyć, wiedząc, że jak już otworzę będzie się pałętać wszędzie i paprać inne kosmetyki znajdujące się w zasięgu... Ale już jakiś czas smaruję nimi usta i chciałam Wam pokazać jak się prezentują jeśli któraś z Was miałaby na nie ochotę :)

Moje pomadki pochodzą z serii ULTRA RICH COLOR i posiadam trzy rodzaje:
- o wykończeniu metalicznym
- o wykończeniu błyszczącym (shimmering)
- i o wykończeniu kremowym (moi faworyci:) )

Szczerze mówiąc - wykończenie metaliczne i shimmeringowe nie różni się dla mnie zbyt szczególnie i przypomina pomadki rodem z szafy mojej babci. Nie przypadły mi do gustu całkowicie :D
Poniżej zestawienie w świetle sztucznym, bardzo ciepłym.
Zauważcie, że róż i czerwień o kremowym wykończeniu (dwa środkowe) różnią się też od siebie błyskiem. Róż wygląda jakby lekko pociągnięta błyszczykiem, za to czeriwń delikatnie zastyga na ustach przypominając pomadkę matową. 


Pomadki o wykończeniu shimmering i metallic mają pełno świecących drobinek, które przy drobnym roztarciu lądują na całej twarzy i nie sposób się ich pozbyć przez następne parę godzin. W efekcie wyglądamy jak całkiem strojna choineczka :D 

Kremowy róż ma piękny kolor, dość neutralny, żeby towarzyszyć w codziennym looku, ale również wspaniale wpasuje się w mocne, wieczorowe smokey. Jest kremowy i nie wysusza ust. A  jego wada? Wchodzi w załamania i niezbyt estetycznie się zjada...

Kremowa czerwień jest najlepszą z wszystkich czterech w tym mini próbniku. Mega napigmentowana, wystarczy niewielka ilość żeby dostać porządną dawkę koloru. Jeśli zaś właśnie chodzi o sam odcień czerwieni jest bardzo intensywny, nie wpada ani w róż ani w pomarańcz - jeden z lepszych kolorów jakie miałam okazję nosić, a na zdjęciach zachowuje się jak istny kameleon. Co najlepsze - ładnie schodzi z ust! (o optycznym wybielaniu zębów chyba nie muszę wspominać??:))


Chciałabym zobaczyć inne intensywne kolory w wersji kremowej, bo po przygodzie z czerwienią uważam, że warto na nie zwrócić uwagę. Tym samym czaje się na jakieś stoisko Golden Rose, a nóż coś jeszcze ciekawego znajdę w odcieniach bardziej różu:) Niestety do najbliższego mam nieblisko... :( 

Miałyście może jakąś z tych pomadek właśnie w wersji kremowej??
(PS. czy tylko ja mam awersję do tych metalicznych szminek??:D są paskudne! :P)

niedziela, 4 stycznia 2015

Kremy z Yves Rocher - przereklamowane?


Cześć Dziewczyny!

Często spotykałam się na różnych portalach z opiniami, z których po krótce wynikało, że Yves Rocher, to firma z wygórowanymi cenami, na które nabierają się barany, a od których można zrobić MEGA promocję i cieszy się szersze stado baranów będących w programach lojalnościowych

Hmm... Ja stwierdziłam, że wydawanie jakiejkolwiek opinii muszę bazować na własnych odczuciach więc ponad rok temu stałam się "stałym klientem" uczestnicząc w różnych promocjach i zbierając pieczątki na jakiejś karcie. Ponieważ zdanie na temat firmy mam już wyrobione i pomimo tego, iż wiem, że przez te programy wydaje tam zazwyczaj więcej niż bym zamierzała - w większości udawało mi się trafiać na naprawdę fajne produkty, większość z nich kupowałam dzięki poznaniu ich przez darmowe próbki no i oczywiście plus przemiła obsługa (a to trochę dziwne, gdyż  przynależę do grupy osób, których krótko mówiąc irytuje, gdy sprzedawca podchodzi z pytaniem "Czy mogę w czymś pomóc?":)

Dziś chciałabym wziąć na tapetę dwa kremy, które dla mnie są bardzo dobre i utrzymują moją skórę w dobry stanie. Dlaczego zaczynam od kremów?
Moim zdaniem najtrudniej jest zrobić recenzję kremów i perfum. Szczerze pdoziwiam osoby, które potrafią opisywać zapachy i ich odczucia na ten temat. Mnie się albo podoba, albo nie - jest za mocny, za kwiatowy, albo za słodki :D Jeśli zaś chodzi o kremy - tutaj najważniejszą rolę odgrywa nie tylko typ naszej skóry, ale także nasze oczekiwania.
Bo co z tego, że dobrze nawilża, skoro długo się wchłania? Albo na opak? Spróbuję więc opisać najlepiej jak umiem, patrząc z perspektywy suchoskórnego osobnika :)



Pierwszy z nich to Nutritive Vegetal na dzień, który jest reklamowany jako krem odżywiający na dzień i jest używany przeze mnie na przemian z Babydream(klik). Kosztował 19 złotych, z jakąś przeceną za słoiczek mieszczący 50ml produktu. Krem pachnie kwiatowo, co osobiście średnio mi podeszło na samym początku stosowania, ale po nałożeniu na skórę i wchłonięciu zapach ucieka. Wchłania się dość szybko, ale też nie błyskawicznie. Zostawia skórę nawilżoną, napięcie po umyciu jest wyraźnie zminimalizowane. Nie przeszkadza w aplikacji podkładu, nie gryzł się z żadnym przeze mnie używanym, nie wpłynął także na trwałość makijażu. Konsystencja jest kremowa, wystarczy niewielka ilość, żeby pokryć twarz i szyję, przez co krem jest bardzo wydajny. 
Jestem z niego bardzo zadowolona i biorąc pod uwagę czynniki cena/wydajność/działanie zasługuje na piątkę z plusem!


Drugi z kremów, to Pure Calendula, opisywany jako krem do wszystkiego. Tak, ja też uważam, ze jak do wszystkiego, to do niczego, ale ten krem jest jednym z moich ulubionych :) Koszt to około 15 złotych (również z jakąś promocją) za słoiczek o pojemności 50ml. Krem również ma zapach, który dłużej się utrzymuje na skórze, ale jest to zapach, który uwielbiam i który idealnie wpasowuje się w moje zapachowe gusta :) Przywodzi mi na myśl takie piękne lato na wsi i cholera wie dla czego? :D
Ten krem używałam głównie na noc, albo w stanach mocniejszego przesuszenia twarzy. Jest gęstszy i bardziej zwarty, również wolniej się wchłania zostawiając na skórzę taką lekką powłoczkę. Jest to krem regenerujący - z tym się w pełni zgodzę, jednak nie zauważyłam żadnych właściwości antystarzeniowych - być może w przyszłości moje zmarszczki pogłębią się trochę wolniej przez ten krem :)
Nakładałam na niego makijaż, jednak trzeba było dłużej odczekać, żeby miał szansę się wchłonąć, przez co stał się niezastąpiony w nocnych rytuałach smarujących. Jedyny minus - dziwny kształt pudełeczka, przez który czasem ciężko było mi go zamknąć, ale jakoś się przyzwyczaiłam:) Jest to jeden z lepszych drogeryjnych kremów jakie miałam i do którego na pewno wrócę!


Podsumowując - Yves Rocher w kategorii KREMY dostaje ode mnie plusa.
Zakupiłam dwa kremy, w powiedzmy standardowych wielkościach, oba za cenę niższą niż 20 złotych o całkowicie satysfakcjonującym mnie działaniu, nawilżające i łagodzące moją suchą skórę. Dodatkowo jeden skrada me serce zapachem. 
Nie kupiłam żadnego innego kremu, nawet tego dedykowanego dla skóry suchej, bo... dzięki próbkom miałam okazję przetestować i zdecydować co mi odpowiada, a co nie. A po co kupować coś, co sprawdziłam na miniaturce i nie pasuje?

A Wy miałyście do czynienia z tymi albo innymi kremami od YR? Tudzież próbkami kremów?
Pozdrawiam gorrrąco, bo u nas zamiecie!