wtorek, 8 września 2015

Smoky eye jako makijaż dzienny



Choć makijaż typu smoky kojarzy się raczej z wieczorową stylizacją, zgrabnie podpiętymi włosami i elegancką kreacją wcale nie trzeba go rezerwować tylko dla tych wybranych okazji. 

Dziś krótko o tym, jak wrzucić smoky na oko w makijażu dziennym, żeby nie wyglądać zbyt wieczorowo, ale wciąż wydobyć ten charakterystyczny efekt przydymionego oka.

Osobiście uwielbiam ten rodzaj makijażu jako dzienniaka i decyduję się na niego niezwykle często(zazwyczaj gdy gdzieś zaśpię i nie mogę znaleźć eyelinera :D ) bo przy odrobinie wprawy całość zajmuje mniej niż 15 minut i minimum kosmetyków!

A więc zakładając, że faktycznie czasu mamy niewiele - nie kombinuję z makijażem odwróconym tylko rozprowadzam cienką warstwę podkładu, starannie nakładam korektor pod oczy i na powiekę zamiast bazy(a co mi tam!), starannie przypudrowując całą twarz. Podkreślam kształt brwi i chwytam dwa cienie - a ściślej mówiąc dwa odcienie brązu - piękny, uniwersalny Go, Charlie Brown! od Catrice i Bark z paletki Sleeka Au naturel. Bark jest ciut ciemniejszy a jeśli nałożymy go wilgotnym pędzlem równica w kolorze będzie ciut wyraźniejsza. 




CZTERY KROKI DO DZIENNEGO SMOKY

1. Krawędzie + wypełnienie
Najpierw zaznaczam sobie krawędź cienia pracując "na otwartym oku" i szurając mięciutkim pędzlem w załamaniu górnej powieki. Można tak do znudzenia, jeśli pędzel jest milutki :) Potem tym samym puchaczem nakładam cień na całą powiekę ruchomą rozcierając wszelkie niedociągnięcia, starając się jednocześnie nie wyjeżdżać poza wyrysowane wcześniej granice.

2. Linie do rozmazu
Następnie w ruch idzie ciemniejszy brąz i skośny pędzelek zmoczony micelem, fixerem, albo wodą. Maluję nim kreskę wzdłuż linii rzęs i pomiędzy nimi. Następnie podkreślam załamanie powieki tak aby w zewnętrznym kąciku łączyło się z moją kreską. Dolną linię rzęs też niedbale podkreślam. Na koniec wszystko delikatnie rozblendowywuje puchaczem :)

3. Trochę jaśniej tu i tam
Żeby nie było monotonnie trochę białego cienia nakładam pod łukiem brwiowym i w wewnętrznym kąciku oka. Mnie zależało na macie totalnym, więc biały cień również wybrałam w wersji matowej :)

4. Podkład na rzęsy
I ostatnie kroki - baza pod tusz, szybkoschnięcie i nałożenie tuszu. Voila!! Oczy gotowe!

Poniżej wklejam film jak to co nabazgrałam wygląda w praktyce. Nie trwa to tak szybko, ponieważ zamiast malować się przed lusterkiem lampię się w lcd aparatu, co utrudnia sprawę, ale było zabawnie :) Dodatkowo pogoda typu słońce-burza-słońce zmusiły mnie do użycia lampy, więc w pewnym momencie światło ulega totalnej zmianie... HELLO Autumn!! 



Po tym pozostaje jedynie wyszmaglować usta, najlepiej na neutralne, naturalne kolory i dzienny smoky gotowy.

DLA KOGO?

Smoky w wersji delikatnej/dziennej jest tak uniwersalne, że pasuje KAŻDEMU. Jedyne na co trzeba zwrócić uwagę to odcień brązu. Jasne blondynki idealnie będą wyglądać w połączeniu jasnego, orzechowego brązu, a jako ten ciemniejszy akcent brązu o ton, dwa ciemniejszego. Osoby o cieplejszym odcieniu skóry mogą postawić na odcienie bardziej rude i łączyć z rozcieraną, czekoladową kreską. 

Makijaż świetnie wydobywa kolor, uwielbiam jak wysysa z moich oczu niebieski kolor, który zazwyczaj zjadany jest przez szarość. Nie dominuje, Gdy mocniej przypudrujemy twarz uzyskamy efekt bardziej "wycacany", natomiast przy np. użyciu samego korektora fajnie wydobywa u osoby maloewanej nastoletni urok i świeżość. 




Pomimo, że kocham kreski, ten makijaż jest świetny do zdjęć zwłaszcza czarno białych. Przyciemnione oko nie wygląda na przerysowane, ale wciąż wymodelowane cieniami, wyraźnie widać rzęsy, które są najciemniejszym elementem makijażu i kształtują oko. 

_____________________________________________________________________________

PS. I tu też chciałam Wam podziękować za wszystkie rady dotyczące niefortunnej sytuacji z molestowaniem :* Sprawa idzie do przodu i na pewno tego tak nie zostawię, jeśli macie jeszcze jakiś pomysł co możnaby zrobić - podzielcie się proszę w komentarzu! Większość Waszych sugestii już wprowadziłam w życie ;)

niedziela, 30 marca 2014

Czy Sleek jest eko?

Cześć Dziewczyny!

Dziś wracam po weekendzie pełnym nauki i tygodniu pełnym malowania, żeby pokazać Wam jak wygląda moja pierwsza i jedyna paletka Sleeka jaką posiadam - Au Naturel. Miałam na nią taka chcicę, jak na mało jaką rzecz i w końcu we wrześniu 2012 szczęśliwie stałam się jej właścicielką.

Zalety posiadania paletki?
Jeśli trafisz z kolorami to wystarczy Ci jedna paleta do całego makijażu oka (co)dziennego oraz na wieczorne podboje. Zazwyczaj kolory w paletkach są dobierane tak, aby dobrze się je łączyło,a le nie jest to zasada :D Ponadto oszczędzamy miejsce - tu dwanaście cieni, a wyobraźcie sobie dwanaście osobnych pudełeczek z cieniami O.O

Ja z kolorami lepiej trafić nie mogłam. Paletka zaspokajała moje potrzeby dzienne i pozwalała tworzyć piękne makijaże na wieczór w stonowanych kolorach. W ogóle, dlaczego wyrażam się w czasie przeszłym? Dalej super się nią maluje :) Maty pozostawiają wiele do życzenia, ale moi ulubieńcy, czyli złoto (nr 6) i bliżej nieokreślony odcień brązu (nr 8) to po prostu cud, miód i maliny!



A teraz moje krótkie, subiektywne rozkminy, czy warto wydać teraz już prawie 40 złotych za tą paletkę? (ja kupiłam za 30zł :))
1. Pierwszy cień, kremowy - znikł jakoś zbyt szybko. Trzeba było go nakładać dużo, bo się osypywał, a jak już było go widać na powiece, to był naprawdę piękny. 
2. Drugiego - szarego - nie używam wcale. Nie dość że ma właściwości kremowego, to nie wygląda na mnie dobrze. 
3. Trzeci - beżowy, nadaje się super do rozcierania krawędzi.
4. Czwarty - żółty - wybrany bynajmniej nie dlatego, że uwielbiam żółć na powiekach, ale wielokrotnie chciałam ożywić makijaż kolorowym elementem i padało na żółty. A żeby go było widać, trzeba było się napracować jak przy cieniu 1...
5. Piąty pomarańczowy - podobnie jak z żółtym, tylko zawsze szybciej odpuszczałam...
6. Szósty złoty - boski odcień złotego, pięknie się mieni, rozświetla spojrzenie, super pasuje do wielu kolorów. Wystarczy niewiele, żeby uzyskać piękny kolor. Nie pyli tak i nakłada się z łatwością. Używałam nałogowo, na pewno parę razy każdego tygodnia. Dopiero dziś zauważyłam mały prześwit dna.
7. Siódmy - nasycony, ceglasty brąz - bałam się tego koloru, niepotrzebnie. Jest bardzo fajny i dopiero teraz zaczynam go eksploatować :) Ma trochę inną i gorszą konsystencję niż złoto opisywane powyżej, bardziej się osypuje. Ale jest bardzo ładny.
8. Ósmy - ochy i achy! Piękny kolor brązu trochę dla mnie zmieszanego z nutą oliwki. Idealny dla mnie, do każdego makijażu, zawsze. Konsystencja i nakładanie jak złotka z numeru 6. <3
9. Dziewiątka - matowy ciemny brąz - bardzo fajny kolor i co najważniejsze - jeden z lepszych matów w tej paletce. Podkreślałam nim brwi, cieniowałam i naprawdę go lubię. Ma fajny odcień - nie za chłodny nie za ciepły...
10. Dziesiątka - ciemny brąz w wersji świecącej - ładny, tylko kiedy już decydowałam się na ciemny brąz raczej wybierałam mat powyżej. Konsystencja pomiędzy ulubioną złotego cienia(6), a dziwną ceglastego brązu(7).
11. Jedenaście zgaszony fiolet - nie wiem, nie widzę się w takich kolorach, ale ten odcień wyjątkowo mnie zadowala. Odnajduje się w nim w makijażach bez eyelinera :)
12. Dwanaście - czerń - osypuje się, ale jest mocno napigmentowana. Dobrze maluje się nią kreski, rozciera i też nie trzeba bardzo dużo, aby uzyskać ładną, głęboką czerń. 

No cóż, na dwanaście cieni 2 to moi totalni faworyci [ 6,8 ]
2 to cienie, które uważam za naprawdę super [ 1,12 ]
3 to sztuki, których piękno zaczynam odkrywać na nowo [7, 9, 10]
Jeden cień idealnie wpasował się w zepsucie zasady "brzydko mi w tych barwach" [11]
a 4 to dla mnie totalne niewypały [2,3,4,5]
W tym zestawieniu paletka nie wychodzi tak źle :)


A skąd pytanie czy Sleek jest eko? Patrząc na moją paletkę jedna z dziewczyn zapytała, czy ta paletka nie zaczęła się już przypadkiem sama rozkładać :D 
No cóż, nie ukrywając - paletka jest zrobiona z bardzo słabego plastiku. W pierwszych miesiącach odpadło mi lusterko, potem zepsuło się zamykanie, paletka trzymała się na "w imię ojca..."
Dołączony aplikator może i by się nadawał do czegoś... Na początku oswajałam nim maty. I radził sobie ok, ale przez rozpadające się pudełko - zgubił mi się szybciej, niż zdążyłam się spostrzec. 
No i lusterko, które wiecznie jest upier....niczone:) Always...
Ale jakoś wybaczyłam przyzwyczaiłam się i żyję z nią spokojnie... Uważam ją za dobry zakup. A wkrótce makijaż mojej siostry z wykorzystaniem tejże paletki :)

A Wy co myślicie o paletkach i jaka Waszym zdaniem jest godna polecenia?

sobota, 5 stycznia 2013

Makijaż z Liceum :)

Cześć Dziewczyny!


Dziś szybki post, inspirowany trochę notką Ady o makijażu jednego cienia. Co prawda Ada użyła pięknego MACa, ja pokusiłam się o używaną codziennie paletkę Sleeka naturalka, ale sam pomysł spodobał mi się o tyle o ile z takim własnie makijażem rodzą się przemiłe wspomnienia.

W Liceum posiadałam jedną paletkę pięciu cieni Lovely zawierających piękny błyszczący srebrny, matowy ciemno szary, połyskujący ciemny rudo-brązowy, roziskrzony wyblakły złoty i perłowo biały.  Malować się uwielbiałam, jednak jak to wyglądało? Nakładanie JEDNEGO cienia na całą powiekę, a następnie rozcieranie czarnej kredki narysowanej wzdłuż linii rzęs. I tyle. Jednak nigdy nie czułam się źle w takim zestawieniu :) Choć rodzice oczywiście narzekali, że maluje się za ciemno, że nie powinnam tak masakrować swoich powiek itd... Jak sobie teraz pomyślę o nakładaniu tej twardej kredki a potem rozcieranie jej to aż mi żal moich powiek... :)

Pokusiłam się więc na tę wersję makijażu, jednak aby wyglądał on trochę lepiej manewrowałam tym jednym cieniem aby sprawić wrażenie, że nałożyłam tam coś jeszcze :) Efekt? Same oceńcie.



No cóż, muszę przyznać, że faktycznie wyglądało to jakbym użyła dwóch cieni, mimo zwykłego rozcierania. Użyłam brązu o nazwie MINERAL EARTH i dodałam standardowo czarną roztartą kreskę :) Bardzo mi się podoba taki make-up bo mimo, że ciemniejszy dobrze się czułam i na co dzień chętnie "wkładam" brąz :) 


Dolną powiekę tylko pociągnęłam lekko tuszem według zasady - im bardziej niewsypana jesteś, tym mniej nakładaj na dół. O ile nie zawsze jestem temu wierna, to zazwyczaj trick ten niweluje w pewnym stopniu efekt podkrążonych oczu z którym mam i tak problem :) Oczy były hynotajzing! :)

A Wy zmieniłyście ja nawyki makijażowe na lepsze i zdrowsze, czy macie ten sam styl od dawna? :)

czwartek, 15 listopada 2012

Różowy Bubel i moje znaleziska!


Dziś szybka notka o pewnym różowym preparacie, na którego skusiłam się po uwaga uwaga! (fanfary) obejrzeniu reklamy! Nie sugeruje się raczej tym co zobaczę w telewizji ani generalnie reklamami. Jeśli już coś kupuję, to po krótkim macanku i przepatrzeniu :) Jednak cierpiałam na chęć zdobycia czegoś „poprawiającego kondycję włosa” a akurat leciała reklama, więc z braku laku przy najbliższej wizycie w Rossmanie zakupiłam ów cudo. Tanie to to nie było, bo porównując do litrowego Kallosa(20zł) za 200ml zapłaciłam coś koło 20złotych z groszami. Świecąca butelka mi się podobała, ale przecież nie o to w tym chodzi? Wylałam na rękę a tam śmieszny, ładnie pachnący, różowy i dość wodnisty krem. Zazwyczaj maski i odżywki są białe albo żółtawe, więc to była miła niespodzianka. Ale cóż – na reklamie mówiono, żeby potrzymać minutę i spłukać. Na opakowaniu pisało, żeby rozprowadzić i zmyć natychmiast. Biedne dziecko, na składzie się nie zna, więc po nałożeniu i minucie oczekiwania spłukałam, bojąc się, że może jest w tym coś, co po zostaniu na głowie chwilę dłużej zrobi jej krzywdę. Odżywki trzeba było baaardzo dużo nałożyć na moje gęste włosy, a efekty po? Żadne z obiecanych. Nie widziałam żeby włosy się polepszyły, czy ładniej wyglądały? Używałam go bardzo rzadko, gdy nie miałam czasu na trzymanie maski. W końcu go zmęczyłam.

 …

Cóż, W mojej subiektywnej ocenie, z włosami takimi jakie mam daję mu 2/6 za to, że nie zrobił nic dobrego, złego w sumie też nie (jak siano miałam, tak miałam po użyciu), ładnie pachniały włoski, ale nie od tego kurka wodna jest odżywka :)


     *  ODKRYWANIE SKARBÓW  *     

W sumie przed włosomaniactwem szampony ELSEVE były moimi ulubionymi:) Dobrze się pieniły i były mega wydajne. A skoro już jesteśmy przy L’Oreal to chciałam pokazać coś, co dostałam dawno temu w spadku po mamie i wygrzebałam to z pudełka „rzeczy zapomnianych” :) Są to dwa cienie L’Oreal Color Appeal Platinum w kolorach Rosy Quartz i Pure Gold. Są strasznie napigmentowane i świecące. Przy nakładaniu zdziwiłam się, jak łatwo jest je zaaplikować i jak niewielką ilość do tego potrzebuje. Podchodzę do nich ostrożnie, gdyż są dwa lata po terminie (no tak, pudełko rzeczy zapomnianych spełniło swoją rolę…) ale jestem zaskoczona bardzo pozytywnie. Z racji tego, że w złocie i brązie na oczach lubuje się od dawna porównałam moje złoto L’Oreal do używanej i ulubionej kiedyś paletki Lovely oraz do obecnego Sleek’au Natural.



A poniżej jeszcze w zestawieniu z złocistymi odcieniami paletki BH :)




 Reasumując, Lovely już dla mnie nie jest tak złoty jak kiedyś :) Sleek jest bardzo delikatny, ale bardzo mi tym odpowiada. Z paletki BH Cosmetics jeden odcień jest podobny to Sleekowego, drugi do L'Oreal, inne są intensywniejsza. Generalnie - złoto złotu nie równe :)


Poza tym dziwić się, że cierpimy na depresje jesienno – zimowe, skoro Rutynę sprzedają już w aptece bez recepty …:) Moje upadki nastroju osiągają punkt kulminacyjny… Ale na poprawę humoru mam malutką drobniutką rzecz, którą mam zamiar wypróbować w najbliższej przyszłości.  Miss Sporty – tani i mały. Kusił napis „Quick-Dry” co jest dla mnie niezwykle atrakcyjne i lubię takowe lakiery.


A już jutro relacja z mojego pierwszego hennowania (hahaha!)
  Uf, idę napychać się czekoladą. Endorfiny, napływajcie!

czwartek, 1 listopada 2012

Ulubieńce października - pier(w)si na celowniku!

Pomieszanie z poplątaniem! Blogowy świat wciąga i zamiast czytać lektury potrzebne do pracy, czytam wirtualne recenzje i szukam złotych środków. I właśnie szperając po moich ulubionych blogach, a również i szukając nowych inspiracji w innych źródłach ostatnio często natykam się na akcję ćwiczeń i odchudzania na przeróżne sposoby – od intensywnych treningów aż po diety cud. Ciekawa jestem ile z tych planów zamieni się w nicość i skończy na ambitnych zamiarach J U mnie tak zawsze to wyglądało, wiec teraz nawet nie chcę oszukiwać sama siebie i nawet nie obiecuje sobie, żeby się za to zabrać. Poza tym moim ulubionym sportem jest kawa i ciastko pod kołderką :) Druga sprawa to fakt, że w przeciwieństwie do wielu z Was od dłuższego czasu planuję przytyć z dość kiepskim skutkiem. Postanowiłam zmienić się z bezkształtnej tyki w okrąglejsza kobiecą istotę, jak na dwudziestolatkę przystało. Mój problem to nie tasiemiec, ani brak jedzenia(którego sobie nie odmawiam) lecz świetna przemiana materii, odziedziczona w genach razem z cieniami pod oczami :) Co więcej! Jak już udało mi się przytyć te dwa kilo, to zauważyłam gdzie się podziały, gdy biust zaczął wylewać mi się obficie z wszystkich staników. Jednak prócz tego – nigdzie indziej nie zrobiłam się okrąglejsza. Nawet na brzuchu… Nie rozpaczam, bo niejeden o tym marzy, choć łza w oku mi się kręci, gdy spoglądam na swój koronkowy kremowy stanik, w którego wpycham się, bo nie mam czasu kupić nowego, ale do jasnej ciasnej – jak tu przytyć?

Ale abstrahując od tycia – wracam do biustu, a raczej mojego ulubieńca miesiąca października, który zajmuje miejsce ulubionych od dłuższego czasu, ale z racji zbliżającego się denka musze mu poświęcić notkę:)
Jako posiadaczka suchej cery miałam zawsze straszne problemy w okolicach miednicy i piersi z okropnie przesuszoną skórą. Smarowanie zwykłym balsamem po kąpieli nie pomagało, nawet dwukrotne. Skóra się łuszczyła, zostawała na spodniach, na staniku i generalnie – wstyd.

  * MAGICZNA KRÓWKA * 


Na gwiazdkę zeszłego roku dostałam masło do ciała z krówką serii Dairy Fun.  Nie używałam go długo, gdyż przeszkadzało mi ręczne wydobywanie kosmetyku ze słoiczka no i dostawanie się go za paznokcie. Ale piękny zapach w końcu mnie skusił. Wysmarowałam się nim od stóp do głów i było to dla mnie o tyle uciążliwe, że masło jest bardzo gęste i zwarte – lepiej rozsmarowuje mi się płynne kremy. Jednak po dwóch dniach sprawdzając stan suchości byłam pod wrażeniem, bo w newralgicznych miejscach skóra była nawilżona i nie sypała się! Zachęcona zaczęłam stosować namiętnie masło jednak tylko w tych najbardziej przesuszonych miejscach, resztę ciała traktowałam balsamem. W słoiku została mi porcja na zaledwie raz, ale mój mikołaj już wie, że ten kosmetyk musi się znaleźć w szafce „czem prędzej” J O dziwo, skóra nie przyzwyczaiła się do niego i wciąż działa na mnie znakomicie. Mój KWC jeśli chodzi o pielęgnacje biustu! Cena to około 25 złotych co za taki produkt wydaje mi się stosunkowo niewiele. Nie wiem jak inne kompozycje zapachowe, może ktoś miał??




  * BYŁA KRÓWKA WIĘC BĘDZIE KOLORÓWKA *  


Ulubieńcem października jeśli chodzi o kolorówkę jest paletka Sleek, która towarzyszy mi w codziennym życiu i w której znalazłam odpowiedni dla siebie kolor fioletu(no, mniej więcej fioletu) w którym akceptuje swe oblicze J generalnie jako osoba z cieniami pod oczami unikam fioletów i na pytanie: "jak znoszę fiolet?" odpowiedź jest krótka i brzmi : ŹLE. Każdy kontakt z nimi kończył się mhm… źle. Zestawienie ze zdjęcia powyżej baaardzo przypadło mi do gustu, wygląda super jako dzienniak i co najważniejsze – nie podkreśla mi worów pod oczami. Na żywo prezentowało się to świetnie, zdjęcia są stare, gdyż aktualnie jestem w stanie „nie do pokazywania się publicznie” 

Szykuje się, żeby opisać włosową historię, taka dość nietypową, ale która jest dla mnie bardzo ważna :) Na razie nie zdradzam więcej. 
Dziękuję miłe Panie za odwiedziny i za wszystkie pozostawione miłe komentarze!

czwartek, 25 października 2012

Marzenia antydepresyjne i makijażowe porównanie :)

Uff…  Jeśli chodzi o marzenia, to musze się wrócić trochę do przeszłości, kiedy to zaczęłam dogłębne rozkminy na temat swojej egzystencji:D Ponad siedem lat temu zaczęłam pisać pamiętnik. Zebrało się do dziś już dwanaście zapisanych starannie zeszytów – jedne z notatkami regularnie pisanymi dzień w dzień, z czasem coraz rzadsze, podsumowujące. Ale gdy sięgam po te pierwsze, kiedy byłam jeszcze w gimnazjum i zaczynałam podrywać mojego lubego (hihi:P) pisałam sobie wtedy pełno notatek upewniając sama siebie, że „marzenia się spełniają, wystarczy tylko w nie uwierzyć”.
Mimo, że od tamtej pory minęło tyle się wydarzyło, ja nie mam już piętnastu lat, a on nie jest maturzystom, to wciąż wierzę w to stwierdzenie. Ostatnio naszło mnie by stworzyć sobie listę rzeczy do których dążę. Cos na styl tablic „BEFORE I DIE” i mam dwadzieścia parę życzeń, które są może nie mają takiej wartości materialnej, co ogromną wartość dla mnie. Wśród przejażdżki limuzyną i posiadaniem piosenki zadedykowanej dla mnie nie mogło też zabraknąć zapuszczenia włosów :) Osobną listę stworzyłam Pt. „Materialna masturbacja” czyli rzeczy, którymi mam zamiar się zadowalać, ale są to już bardziej materialne sprawy. Tu wykreśliłam ostatnio olej kokosowy, nowy sweterek, paletkę Sleek’a  i ładną bieliznę. Wszystko noszę ładnie zawinięte w portfelu, co powstrzymuje mnie przed byciem nadto rozrzutnym:) Dziewczyny TAGują się teraz jesiennymi rozwiązaniami na depresję. Jak jestem zmęczona po całym dniu na uczelni albo po prostu mam zły humor patrzę sobie na to i wiem, że mam do czego dążyć i jeszcze tyyyle miłych rzeczy przede mną.

A marzenia, jeśli chodzi o kategorię coś z bardziej blogowych spraw? Może jeśli ktoś ogląda, czyta, przegląda bloga Anwen miał okazję widzieć moje ołówkowe bazgroły :) Mam na myśli rysunek, a zdjęcie na którego podstawie rysowałam baaardzo mi się spodobało, no i mogłam choć w jednej setnej odwdzięczyć się autorce czczonego przeze mnie bloga za reaktywację swoich włosów:) Uwielbiam rysować i ogromnie ubolewam nie tylko nad brakiem czasu(który mimo wszystko jestem w stanie znaleźć w ciągu tygodnia) ale też nad brakiem jakiejś weny, nowej twarzy… Chciałbym kiedyś zorganizować konkurs, w którym możnaby wygrać swój portret :) Potrzebuje czegoś nowego, bo powtarzam w kółko te same(kochane i bliskie mi ale mimo wszystko te same) twarze. Ostatnio miałam okazję zorganizować cos takiego na Facebook’u, a że jeden zwycięzca to za mało, więc prace powędrowały do trzech szczęśliwych osób:) Nie wstawiam niestety tych fajnych zdjęć prac, bo zazwyczaj nim zrobię takowej zdjęcie - już oddaję właścicielowi...:( Wrzucę jednak conieco, a coby nie było, że gadam we świat :)

ołówkowe krzywe mordki + pierwsze nieudolne próby w kolorze :) całe życie rysowałam tylko ołówkiem....
        * MAKIJAŻ PROSTY CODZIENNY NA UCZELNIĘ *       

Jeśli zaś chodzi o makijaż to ostatnio brałam udział w paru konkursach i muszę powiedzieć, że zupełnie przekonałam się do kolorów! Mam szaro-niebieskie oczy, które w kolorowych oprawach nie czuły się nie najlepiej. Zaliczałam wpadki typu filetowe smokey, w którym wyglądałam jakby mnie ktoś pobił, niebieskie kolorki, które były za ciężkie i moje oczy wydawały się jeszcze bardziej wyblakłe niż są w rzeczywistości i lista była naprawdę pokaźna. Nawet nie wstawiam zdjęć, bo się wstydziłabym sama za siebie:) W końcu wyczytałam GDZIEŚ, że niebieskookim najlepiej w brązach i szarościach. Zakupiłam pierwsza paletkę Lovely, która była świetna i dobrze czułam się w kolorach które zawierała. I tak to przez parę ładnych lat na powiekach mych gościły naprzemiennie szarości i brązy. I mimo, że dzięki konkursom chwytam chętnie za kolorki, to niezmiennie dzienny prosty makijaż to u mnie brąz i złoto. Wraz z kupnem paletki Sleek byłam bardzo rada, że są to moje dzienne, wspaniałe kolory, ale można z nimi coś pokombinować. Z ostatnich ulubieńców wymienić muszę Paese trójkolorowy, który wciąż uwielbiam:) I tu zrodziła się myśl, żeby porównać złoto o brąz z trójkącika Paese a także złoto i brąz z paletki Sleek. I tak oto dziś pomykałam w jednym oku o ciut innych odcieniach niż w drugim. Po całym dniu musze stwierdzić, że oba spisały się nieźle, choć ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Paese mniej powchodził w załamania i po tylu godzinach wygląda lepiej! (wyniki badań na podstawie obserwacji, cienie BEZ UŻYCIA BAZY!)


Różnica jest naprawdę niewielka, prawdopodobnie niezauważalna dla niewiedzących, ale głównie widoczna na złotych pigmentach gdy się rozjaśni, natomiast na żywo w sposobie „mienienia się”.  Więc jeśli ktoś nie ma paletki a chciałby się poczuć jak ze Sleekiem Nude Au NAturel– Paese Luxus nr 105 daje radę! :)
A teraz wyzwanie dla tego kto zaglądnie – które oko według Was jest lepsze i które to Sleek, a które Paese ???? :)

TRY TO GUESS!
SLEEK czy PAESE? W trwałości bez bazy wygrywa PAESE ! :)