niedziela, 15 czerwca 2014

Nowości - tak do oglądnięcia + zmiany blogowe :)

 Cześć Dziewczyny!

Jak widzicie troszeczkę się pozmieniało u mnie... Dawno nie miałam chwili na wprowadzanie zmian jakich naprawdę potrzebowałam, aż w końcu nadarzyła się okazja :) Może nie widać tego AŻ TAK bardzo, bo nagłówek pozostaje bez zmian. Ale powiem Wam szczerze, tak się do niego przyzwyczaiłam, że szkoda mi go zmieniać i wszystko inne co tworzę porównuje do niego, a to niech sobie zostanie...:D

Anyway! Takie posty jak dziś uświadamiają mi jak wiele kobieta potrafi roztrwonić w drogerii... A wszystko wydaje się taaakie potrzebne! Jednakowoż przygotowania do makijażu ślubnego lecą pełną parą, dlatego delikatnie się sama przed sobą usprawiedliwiam :) Co wpadło w me łapki?

Zacznę od pędzli... Dwa do twarzy, dwa do oczu. A właściwie jeden do oczu używany do nakładania pudru w okolice pod oczami. Taki tam... setting brush :D
Mini jajeczko z Hakuro, blondyn do rozcierania z La Femme i dwa do mordziny - do pudru i bronzera z Rossmanowej półki - for your Beauty. Pokazuję ze zdjęciami przy twarzy, bo opisywanie czy pędzel jest krótki, długi i ile ma mm dla mnie nie ma sensu... Najlepiej zobaczyć jak wygląda w stosunku do twarzy/oka... ;)


Jeśli już jestem przy twarzy to skusiłam się w końcu na podróbę Beauty blendera z lubianej przeze mnie firmy - Golden Rose. Znów porównuje to niewydarzone kształtem jajko do twarzy, bo jest naprawdę maciupeńkie.


Do twarzy również wpadły mi dwie bazy - obydwie z Bell. Pani w jednej z moich zaufanych drogerii polecała... Hmm... Zakup nastąpił w skutek przeterminowania mojej bazy z Soray'i, która leży na dnie kosza no i kończącej się nieuchronnie bazy pod oczu z AVONu.


Jeśli chodzi typowo o produkty do twarzy powoli przygotowuje się do wyzwania pt. wedding. Dlatego wśród mych zasobów znalazł się fixer Kryolana, oraz Pan Stick od Max Factora oba ze sklepu puderek.com.pl który naprawdę mogę polecić :) Bronzer w kuleczkach to spełnione z dzieciństwa marzenie i zamiennik dobijającego dna prasowańca Ingrid :) Miniaturkę POREfessional zawdzięczam Madzi :* :*


Następnie małe "conieco" do ust. Kiedyś dla mnie makijaż ust nie istniał wcale. Teraz nie wyobrażam sobie wyjścia z domu bez ich ubrania w jakiś kolor :) Jest tu czerwień od Bell(dostana w gratisie), Rimmel, Golden Rose, Oriflame oraz utrwalacz szminek z Constance Caroll. Oraz dwie konturówki - Miss Sporty i baaardzo mięciutka Bell <3


A skoro przy ustach jesteśmy - kolejna rzecz z serii "dostane w gratisie" czyli zestaw próbek czterech szminek od Golden Rose. Takich próbek jeszcze nie miałam :D


Uf, w kwestii makijażu wyszalałam się na następnych parę miesięcy :)
Coś Was szczególnie zainteresowało??
Pozdrawiam cieplutko!

środa, 23 kwietnia 2014

Wróciwszy z polowań



Cześć Dziewczyny!

Jako zodiakalny Strzelec czuję potrzebę zdobywania i dzielnie wybrałam się na łowy w myśl zasady: "Wypłata się sama nie przepuści!" :) W końcu spełniłam swoje małe odzieżowe marzenia, ale też zaspokoiłam chęci i ciekawość w sferze kosmetycznej. Są to rzeczy, które mam już kilka dni/tydzień/cośkołotego i pierwsze wrażenia skrobnę do każdej z nich :)




Okej, zacznę może od Rossmana i zakupów gdy jeszcze nie byłam dzieckiem świadomym przyszłych promocji... Zaopatrzyłam się w idealnego dla mnie nudziaka, którego poszukiwania w Inglocie i Paese mi nie wyszły a tu w Miechowskim Rossmanie znalazłam go za magiczną kwotę 1,99zł. Żyć nie umierać :) Dawno mnie lakier do paznokci tak nie usatysfakcjonował :D Jeśli nie wiecie, to uwielbiam kolorowe paznokcie, wykwintne wzory i piękne malunki rodem z obrazów Picasso, ale... noga jestem jeśli chodzi o zdobnictwo mych własnych szponków. Lubuję się za to w mlecznych, delikatnych kolorach, bo... wizualnie upiększa to moje dwie grabie :D







Chwalony wielokrotnie Eliksir Wibo... Czytałam o nim wiele, nabyłam osobiście dopiero niedawno. Ach, mogła czekać na promocję! Ale znając życie w czasie promocji szminkowej wszystko będzie przebrane... Nie smęcę - kolor to piąteczka - delikatny, nadający ustom taki zdrowy połysk oraz delikatny kolor.... Pachnie ładnie, nie wysusza ust, nie rzuca się w oczy, a jednak zmienia cały makijaż. Mmmm... Dlaczego ja go wcześniej nie kupiłam???








O korektorze w odcieniu "naturalnym" od Maybelline w wersji affinitone mogłyście u mnie przeczytać o tutaj. Pokochałam go miłością tak szczerą i prawdziwą, że nie mogłam się oprzeć i słysząc o promocji na korektory/podkłady i inne natwarzowe rzeczy pobiegłam po numerek pierwszy. Dlaczego? Naturalny nie tylko jest ciemniejszy ale ma zupełnie inny odcień. Zależało mi na czymś bardziej żółtym w sam kącik oka. Sprawdza się równie dobrze jak jego brat :)









Lovely - mineralny róż w odcieniach jak to stwierdził mój Luby - pod pomarańczę :) Faktycznie mamy tu taki odcień ceglastego, taki rozbielony koral i brudną cegiełkę, co razem daje przepiękny efekt. Zakupione z myślą o lecie i dodatku do pomarańczowych ust :) Z pierwszych spostrzeżeń powiem Wam, że świetnie się trzyma na buziaku! O ile mój samorobiony róż w ciągu dnia delikatnie płowiał i się ścierał - ten dzielnie przesiedział na mojej mordce. 






No cóż, były spreje z Joanny, samoróbki, Jantary i Green Pharmacy... Nic jakoś szczególnie mnie nie urzekło... Ale jak zobaczyłam tą nazwę dającą na myśl niepokorne wiosenne wiatry (i nie mówię tu o jajeczno-poświątecznych bąkach!) musiałam spróbować, tym bardziej, że jako jeden z niewielu dostępnych w drogerii nie miał tego złego alkoholu zaraz za wodą.... tylko zwichrzył go dalej pod koniec składu :) Na razie niewiele mogę powiedzieć, prócz tego, że mam nieodparte wrażenie, że to on jest odpowiedzialny za objętość XXL moich włosów w ostatnich dniach :)






Nożyk do brwi z minti.  Stwierdziłam, że skoro chcę zrobić konkurs gdzie nagrodą będą rzeczy z tego sklepu to muszę coś zamówić! Padło na dwie rzeczy - nożyk do brwi był zaspokojeniem mojej ciekawości. Widziałam na vlogach zagranicznych jak dziewczyny tego używały by zapuścić brwi i sama chciałam spróbować co i jak. Faktycznie - ciekawe maleństwo i może nam pomóc jeśli chcemy zapuścić brwi, bo lepiej przycinać regularnie niż wyrywać, bo włoski wydają się grubsze :) Mam plany zrobić eksperyment czy dzięki temu maleństwu można zmienić kształt brwi. Ale na to potrzeba będzie dużo czasu i ... cierpliwości :)



Drugą zachcianką z wspomnianego sklepu on-line był pędzel HAKURO 50S do podkładu. Jeśli chodzi o pędzle - nie mogę złego słowa powiedzieć na mój przewspaniały zestaw z BH Cosmetics. Jednak tamtejszy pędzel do podkładu - taki duży, języczkowy - zupełnie nie umiał ze mną współpracować. Zdziwiona tym, jak to inne dziewczyny chwalą malowanie pędzlem postanowiłam wypróbować i postawiłam na polecane modele. Nawet sobie nie wyobrażałam jak zmieni się cały mój rytuał makijażowy przez tego małego brzdąca!
Drugi pędzelek upolowałam w szafie Essence w Bielsku. Bardzo chciałam nową kuleczkę do rozcierania, ale trochę mniejszą niż mój dotychczasowy puszek. Wiem, że niektóre pędzle z Essence cieszyły się dobrą opinią, ten jak na swoją cenę i jak na pędzelek oznaczony etykietą "awaryjnie" jest okej:)






Kolejną zdobyczą w Essence jest kremowa kredka Big Bright Eye. Wyczytałam o niej w tym wpisie na blogu Lusterka Em i wiedziałam, że CHCĘ. Chcica była jeszcze mocniejsza, gdy podeszłam do kredek, znalazłam tą oznaczoną naklejką "tester" i pomiziałam się nią po ręce. To chyba najmiększa kredka jaką kiedykolwiek miałam okazję dotykać! Jest przemilutka, przefajna i uwielbiam ją całym sercem! Co prawda ja nie lubię kredek na linii wodnej ale kreślam sobie nią na powiekach, rozcieram, łączę z cieniami i mam z nią tyle radości co mało z jakim kosmetykiem :) Byle więcej takich mięciutków! :3



Czaiłam się ładnych parę miesięcy na to trio... Chciałam posiąść ten piękny, matowy granat, jednak dwa pozostałe kolory wydawały mi się zbędne. "Po co wydawać około 17złotych na trzy cienie, z których używać będę tylko jednego?" - takie myśli przywoływały mnie do pionu każąc schować portfel głęboko za każdym razem gdy widziałam owe trio. W końcu przełamałam lody i stwierdziłam, że jak nie ja, to może któraś z Was go zechce i kupiłam. Ale teraz wiem, że nie oddam już nikomu! Wszystkie kolory są przebajeczne, a najlepsze jest to, że... granatu używam teraz najrzadziej :D Aż wstyd się przyznać!




Podczas urodzinowych zakupów dla mamy nie mogłam się oprzeć temu maleństwu... Wraz z mamą uwielbiamy mydełka glicerynowe, a jeszcze jak pięknie pachną to muszą być nasze! :D To akurat boska malina, która umila mi życie w łazience. Hmm... Jedyne co mogę powiedzieć teraz, to że w odróżnieniu do swych braci - mydełek glicerynowych krojonych na wagę, to kółeczko jest malutkie i nie ześlizguje mi się z mydelniczki :) Ach, jak ja bym zjadła malin za każdym razem jak poniucham to mydełko to bym się najchętniej obżarła tak... do pełna!



Powiecie, że same wspaniałości, same cuda na kiju i tym podobne... Nic bardziej mylnego! Wśród tych fajnych mniejszych i większych zachcianek musiała się trafić czarna owca, szkoda tylko że w tak przeze mnie lubianej rodzinie Golden Rose. Szminka w kolorze 126, macana parę tygodni na ręce, chcica wzięła górę, bach! Jest moja. Jak się okazało, macając na ręce nie sprawdziłam zapachu, który strasznie mi przeszkadza. Ponadto szminka jest dla mnie uosobieniem zła i myślę, że zasługuje na osobny post okraszony zdjęciami... Chciałam fajną, intensywną pomadkę do sesji i na wiosenne szaleństwa. Pf...

No cóż, na dzień dzisiejszy to chyba wszystko warte wspomnienia? Co będzie dalej z tymi pierdółkami - zobaczę. Mam w planach jeszcze załapać się na matowego Color Tatoo, ciekawa jestem czy zdążę przed przebraniem szafy Maybelline przez innych? :)
A Wy coś poleciacie jeśli chodzi o teraźniejsze promołszyn?
Buziaki!

czwartek, 3 kwietnia 2014

Spełnianie marzeń - level 2014...


Cześć Dziewczyny!

Przed Sylwestrem albo zaraz po Nowym Roku wiele osób chwaliło się swoimi planami, wishlistami i postanowieniami. I ja skrzętnie skleciłam parę swoich list. Jedna weselna, druga z egoistycznymi chciejstwami dla mnie, trzecia o rzeczach, które wypadałoby udoskonalić i czwarta - dotycząca spraw prywatnych, w tym sfery emocjonalnej i rodzinnej.

Ostatnio Nadine w poście o tym jak uczcić wiosnę jako jeden z punktów wpisała "ZAKUPY". Opłaciwszy studia postanowiłam zwalczyć zmęczenie związane z przesileniem i zmianą czasu właśnie zakupami. W ogóle, nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale po zmianie czasu przewracam się w łóżku do czwartej nad ranem nie mogąc zasnąć a potem chodzę cały dzień jak zombi... 
Ale ale... Moje listy wyglądają następująco:


Z listy rzeczy do kupienia odhaczyłam aż siedem pozycji na 16! Jak na początek roku to naprawdę fajny wynik :) A skoro już się chwalę postanowieniami to i moimi zdobyczami ostatnimi również :)

1. W końcu kiedyś trzeba :) Bo wydaje mi się, że zwykłe myjadła nie służą tamtym sferom :)


2. Pierwszy Hakuro... Właśnie zdałam sobie sprawę, że muszę napisać do koleżanki, gdzie zgubiłam mój pędzelek skośny z BH! :) 


3. Colorstay - bo... moja twarz ostatnio nie toleruje NIC. Jak on mi nie podejdzie - sprzedam za symboliczną kwotę. Jak podejdzie - sprzedam wszystkie inne podkłady, Bóg mi świadkiem!


4. Do kompletu z egzemplarzem powyżej :D Zanielubiłam mocnego pudrowania, a to maleństwo chodziło za mną od dawien dawna odkąd poczułam chłód na twarzy ;)


5. Zachorowałam na niego w momencie i wiedziałam, że musi być mój :) Bo tak samo jak Gino Rossi ma uwielbianą przeze mnie tarczę podobną do masy perłowej <3



6. 4 Long lashes - czy jakkolwiek tworzymy nazwę, słyszałam już najdziwniejsze kombinacje :) Mam nadzieję, że coś zadziała? Długo na niego skrobałam, zdjęcia PRZED już zrobione :)

Niestety z listy rzeczy do zrobienia odhaczyłam jedynie dwie rzeczy. A są to: 


1. Naprawienie toaletki, która teraz jest miejscem w którym najchętniej spędzam czas każdego ranka wykonując zwany już przez mego Lubego "makijażem rytualnym" :) 

2. Oraz spotkanie z innymi blogerami, choć nie powinnam do końca zaznaczać, bo Szpinakożercę  odwiedzam już któryś miesiąc a przez ciągłe załadowanie zastępstwami nie mam czasu żeby w Krakowie pierdnąć a co dopiero wpaść na gadu gadu... Obiecuję poprawę :)
Za to z Nadine i Joasią udało mi się zmytnikować, ba! Nadina nawet była mą wspaniałą towarzyszką w przemierzaniu niezliczonych salonów sukien ślubnych w Krakowie, dzięki czemu zmieniłam całkowicie swoje sukniowe plany i fantazje :D

Mam nadzieję, że uda mi się spotkać jeszcze z którąś z Was :)

Nie wiem czy ciekawi kogoś zawartość mojej szafy i czy wrzucać tu zdjęcia ciuchów (w tym sukienek na drugi dzień wesela i soczyście neonowej do pracy) i wszystkich innych rzeczy, które sprawiły mi tyle radości podczas nabywania w ostatnich dniach :D
Dajcie znać, buziaki :*

czwartek, 30 maja 2013

Post przeładowany! :)



Czeeeeeeeeeść Kochane!

Dzięki Bogu praca została napisana, teraz jedynie czeka mnie masa poprawek wykończeniowych i innych pierdół, składania wszystko w jakąś piękną całość i "byle do obrony" :)


Patrzyłam sobie czasem co tam u Was, a co się działo u mnie jak mnie nie było?
a) korzystałam z promocji w Rossmanie
b) spełniłam parę małych kosmetykowych marzeń (punkt b. wiąże się po części z punktem a...)
c) chodziłam spać około 4/5 w nocy
d) paprałam sobie ryjek jakimiś kosmetykami pochodzenia dermatologiczno-gabinetowego
e) rzadko kiedy zmieniałam piżamę na ubranie
f) zapuściłam się w korepetycjach, bo nie miałam czasu na udzielani lekcji :(
g) gdy miałam 10 minut wolnego zamiast snu robiłam domowymi sposobami kolorowe pomadki do ust
h) zaniedbałam wszystkie blogowe akcje.. :(
i.... pisałam pracę....


No... To by było pokrótce tyle. 
Miałam niemało stresu ostatnimi czasy, a jako przedstawicielka płci pięknej na stres reaguję... dość specyficznie...




No więc kierując się tą nielogiczną kobiecą logiką moje zbiory kosmetyczne kapeczkę się... rozrosły... Na szczęście kosmetyki, które za chwilę ujrzycie nie są wszystkie kupione :P część z nich to wygrana (dziękuję Milomanio!!) część z wymian rysunkowych, część to małe prezenty.



No cóż, jako, że nie wszystkie rzeczy przeszły jeszcze testy (a testowanie będzie nieziemsko miłe!) to na razie robię jedynie przegląd i trochę poswatchuje :) 


Z pielęgnacji ja sama ograniczyłam się do paru kosmetyków niezbędnych, czyli zwykłych odżywek Garniera i  Schaumy (oba mi podeszły po pierwszym użyciu, zwłaszcza cukierkowo pachnąca Schauma!) i czegoś myjącego z ulubionej firmy Babydream. Ponadto czaiłam się już długo, długo na ten peeling z Bourjois a w końcu trafiła mi się Rossmanowa przecena i jakoś przychylniejszym okiem na niego spojrzałam. Pierwsze testy przeszedł świetnie!
Pod oczy za parę groszy wpadło mi to maleńkie serum, które na chwilę obecną jest intensywnie testowane :)
Reszta wspaniałości pochodzi z wymiany i również jestem nią zachwycona (pozdrawiam wymienniczkę:)), ale o wszystkim kiedyś będzie czas poczytać :)


Jeśli chodzi zaś o paznokcie nie przyszalałam :D Jestem monotematyczna i trzymam się delikatnych kolorów, a szaleństwo występuje u mnie rzadziej niż jestem w stanie spamiętać. Jednak w końcu udało mi się dopaść róż oleskowy tak znany w blogosferze. Jednak mnie rozczarował, więc dokupiłam jego siostrzanego, zwykłego mleczaka. Przy półeczce Pierre Rene zatrzymało mnie to matujące cudo, którym naprawdę jestem oczarowana i uwielbiam nim mazać każdy kolor ;) Carnival to pół-transprentne złoto, prezencik od Milomanii, który wylądował dziś w zestawieniu z różem na serdecznym palcu i dumnie się prezentuje.


Niestety nie wrzuciłam tu wszystkiego, a trochę tego jest. Chyba mam zapas do końca życia :P Uważam jednak, że prócz cieni resztę rzeczy chciałabym przebadać dokładniej, więc na chwilę obecną wstawiam jedynie swatchyska :)


 Bardzo przypadł mi do gustu zwłaszcza pierwszy z lewej - taki ni to pomarańcz, ni brzoskwinia... Pięknie wygląda na oku!


Piękna paletka czterech kolorów, cudnie można je komponować z innymi kolorami. Wszystkie "na ciepło" ze złotymi drobinkami. Trochę słabo napigmentowane, ale przy nałożeniu dają piękny efekt.


 Tą paletkę zapragnęłam posiadać z całego serca od razu gdy zobaczyłam piąty cień na oku koleżanki Pauli. Nie mogłam przestać o nim myśleć, aż poszłam na -40% do Rossmana, żeby w końcu ją posiąść. Zwłaszcza piątka jest boska, reszta też ma swój urok, no ale ten ni fiolet, ni niebieski skradł moje serce. Wygląda cudnie i z brązem i złotem i czernią... MNIAM! 


 Bardzo udana paletka od wibo, pochodząca z wymiany. Mam sama wibowy  cztero-cieniowy zestaw tylko w kolorach szarości, ale różni się on znacznie konsystencją. Te są bardziej miękkie i lepiej napigmentowane. Kolory jak najbardziej trafione!


Chciałoby się zaśpiewać "I'm blue dabu dibu dubaj..." i tak dalej :D Zestawienie niebieskości, żeby porównać kolejną morsko-turkusową propozycję od mySecret. Piękny cień na lato :)


Z tymi cieniami mam do czynienia pierwszy raz i znalazłam je również w paczuszce od Milomanii :) Jestem zauroczona po pierwszym użyciu, bo naprawdę świetnie się trzymają oka i wyglądają obłędnie (a co jak co, ale brązy to uwielbiam!!!)


Korzystając ze swatchowiska wstawię tu też ciekawy róż/rozświetlacz od Farmasi z wymiany rysunkowej. Jest niezwykle ciekawy ze względu na białe i ciemnozłote refleksy. Na buzi prezentuje się niezwykle ciekawie, ale to postaram się uchwycić przy jakimś makijażu :)


W tym zestawieniu nie mogło się też obejść bez kolorówki ustnej :) Błyszczyko-pomadki od Celii pokochałam niesamowicie i po udanej przygodzie z 602 zdecydowałam się na bardziej różową 601. Nie zawiodłam się, wygląda bosko :)
MySecret to błyszczyk który kupiłam, żeby rozświetlać delikatnie usta gdy nie mam nic pod ręką i jestem zadowolona :)
A Bell znalazło się również w paczuszcze z innymi kosmetykami wygranymi. I mimo, że na ustach miałam go dopiero dwa razy, to mogę powiedzieć, że jest boski!!!


Udało mi się również spełnić trzy mniejsze, lub większe "marzenia", a mianowicie zdecydowałam się na kupno nabłyszczacza do włosów, którego nigdzie nie mogłam znaleźć!
Klej do rzęs DUO w wersji bezbarwnej, bo moja czarna zaczęła mnie męczyć, bo przy sztywniejszych sztucznych rzęsach brudzi całą powiekę... A miałam też ochotę na przyklejanie małych diamencików na twarz i do tego wersja bezbarwna lepiej się nada. Chodziłam za nim do Inglota przez parę tygodni i zawsze był wyprzedany. W końcu upolowałam, ostatnią sztukę! :D

No i wisienka na torcie, czyli moje uuuupragnione perfumy ( a właściwie woda toaletowa ) Pink Sugar od Aquoliny. Odkąd dostałam próbkę od Cytryny marzyłam nieustannie o tym zapachu. Postanowiłam, że kupie sobie ten zapach, gdy napiszę pracę :) Nie wiem jak to jest, że jest to woda toaletowa a pachnie i utrzymuje się na mnie cały dzień, a wody perfumowane, które miałam okazję mieć i niuchać są słabsze?

Przypominam Wam również o konkursie :)



Jeśli coś Was interesuje, postaram się przyspieszyć recenzje ;)
Ufff... skończę w piekle!
Dziękuję Wam wszystkim za trzymanie kciuków za napisanie pracy!
Buziaki gorące!