sobota, 5 września 2015

-SZEF MNIE MOLESTUJE!! - Pani coś źle rozumie!


Cześć Dziewczyny!

Po dłuższym namyśle i konsultacji z najbliższymi postanowiłam puścić tekst w sieć. Tekst o najdziwniejszym i najbardziej pogmatwanym epizodzie w dotychczasowym życiu dwudziestoczteroletniej dziewczyny, która tak naprawdę gówno wie o życiu, bo wychowała się w kochającej rodzinie, z dala od patologii. Głównym celem teraz jest rozmowa, bo bez niej problem zniknie i wrócimy do punktu wyjścia udając, że "nic się nie stało". Starałam się zareagować najszybciej jak się dało, choć patrząc po czasie sama nie wiem, czemu zrobiłam to, a nie tamto... Strach przytłacza, zjada rozsądek i racjonalne zachowania. 

JEST PIĘKNIE
Wakacje już w połowie zdążyły przelecieć przez palce, zapisując w moim życiu zakończenie kolejnych dwóch etapów: ostatni rok edukacji i obronę pracy magisterskiej. Jednocześnie wydawało mi się, że w końcu zacznę zapisywać swoje życie od nowa, kiedy to znaleźliśmy mieszkanie marzeń i ostatecznie zapadła decyzja o kredycie i własnym kącie. Zaczęły się usilne poszukiwania pracy, roznoszenie nowego, zmodyfikowanego CV i rozpytywanie znajomych. 

Pewnego dnia zadzwonił telefon.
Jeden z pracodawców do których wysłałam dokumenty zaprosił mnie na rozmowę, po której byłam prawie pewna, że zostanę zatrudniona. Wszystko wpasowywało się w ramy moich/naszych oczekiwań - umowa o pracę, ubezpieczenie, stały dochód... Praca znajduje się około 10 minut od Miechowa,gdzie za niedługo mamy zamiar się wprowadzić. Co prawda branża zupełnie mi obca, bo handel wyrobami drewnianymi, ale zdeterminowana i chętna do nauki - podjęłam decyzję. Jednak mieliśmy już opłacony wyjazd na wakacje, czego nie ukrywałam. Ostatecznie obiecawszy powrócić za dwa tygodnie w pełnej gotowości do podjęcia stanowiska - pojechałam zwiedzać Rzym. 

DAĆ Z SIEBIE WSZYSTKO!
Dwa tygodnie później zostałam zaproszona na godzinę 8 rano, by ustalić szczegóły. Jednak, ku mojemu zdziwieniu i braku ówczesnego przygotowania - okazało się to normalnym dniem pracy. Dziesięciogodzinnym. Zostałam poinformowana, że na okres, gdy będę uczyć się pracy nie podpiszemy żadnej umowy, bo "może się okazać, że to mi nie odpowiada". Ale z zastrzeżeniem, że dostanę wypłacone dniówki w wysokości 60złotych. Stwierdziwszy, że praca może mnie faktycznie przerosnąć(kompletnie nie wiedziałam co to więźba, drewno szalunkowe, ani o co chodzi z impregnacją łat) zgodziłam się na taki warunek. Pracownicy byli bardzo uprzejmi i pomocni, Nie miałam problemów z komputerem, kasą i zarządzaniem dokumentacją w biurze - tego nauczyłam się w pierwszych dwóch dniach. Ogarnięcie całego asortymentu i różnych nazw dla jednej dechy okazało się wyzwaniem. Wyzwaniem, któremu podołałam w niecały tydzień kładąc sobie za punkt honoru nauczenie się samodzielności w moich obowiązkach. 

Dawałam z siebie wszystko, w wolnym czasie ucząc się przeznaczenia różnego rodzaju preparatów leżących na półkach, żeby w razie wątpliwości umieć odpowiedzieć na wszelkie pytania, o jakie potencjalny klient może spytać. Myślałam, że złapałam już większość więc etap szkolenia mogłabym zamknąć i zaczęłam podpytywać o umowę. Moje prośby i pytania jednak były zbywane. Argumenty? 
- porozmawiamy o tym na spokojnie, jak nie będzie ludzi.
Nie było ruchu, to wtedy:
- muszę teraz jechać do Krakowa, pogadamy jutro, dobrze?

Wymagania były coraz większe, zakres obowiązków też, a ku zniecierpliwieniu mojemu i mojego męża żadnej wiążącej decyzji nie udało mi się uzyskać. Nie miałam jednak wielkich podstaw, ażeby nie ufać (tfu!)szefowi, bo pracownicy utwierdzali mnie w przekonaniu, że jest okej. Tak leciały dni, aż do kontroli SANEPIDu, kiedy to szef wystraszył się o nieaktualne zaświadczenia lekarskie innych pracowników. Wtedy to zlecił mi wykonanie badań, żeby móc podpisać umowę, bo jak mnie przekonywał - chce, żeby wszystko było zgodnie z prawem, żebym była ubezpieczona jak się należy itp... Planowałam przeprowadzić wszystkie badania w swoich rodzinnych stronach: pracodawca nie miał podpisanego kontraktu z żadną poradnią, więc decyzja o miejscu należała do mnie. Ja od razu odwiedziłabym najbliższych, których już dawno nie widziałam więc przekonana o słuszności swoich planów zakomunikowałam o tym (tfu!)szefowi. On z kolei zaproponował, ażeby zminimalizować koszty - pojedzie ze mną! Bo musi zawieźć drewno na tralki w okolice Suchej Beskidzkiej, to wracając przejedziemy przez Wadowice bo na jedno wychodzi. 

Nie podejrzewając nic, kierując się oszczędnością(reszta pieniążków które odłożyłam po ostatnim przepracowanym miesiącu-czerwcu zaczynała uciekać na lewo i prawo zostawiając mnie powoli bez grosza) umówiłam się z lekarzem na wizytę oraz z domownikami na obiad. Tak, na obiad, żeby nie wydawać niepotrzebnie pieniędzy w trasie na jakieś hot-dogi albo inne obiady, kiedy mam pod nosem rodzinny, darmowy obiad :)

DZIEŃ W KTÓRYM ZDROWY ROZSĄDEK ZANIKA
W ten dzień przyjechałam do pracy ponad godzinę wcześniej. Wzięłam ze sobą teczkę z kwestionariuszem osobowym, udało mi się też podpisać umowę, brakowało do szczęścia tylko zaświadczenia. Byłam zarejestrowana na 10.30, ale w planach wpierw były sprawy firmowe - żeby dojechać wpierw rozładować towar a następnie do mnie potrzebowaliśmy jakichś 3 godzin. Całe szczęście zdążyliśmy na czas. Badania wykazały, żenie ma przeciwwskazań, abym podjęła pracę na takim stanowisku i z zaświadczeniem pojechaliśmy do mojego domu rodzinnego. Po obiedzie, kawie i opowiadaniu o pracy trzeba było wracać, żeby zdążyć przed 17 z powrotem. 



Droga powrotna jednak wyglądała zupełnie inaczej.
Wszystko zaczęło się po tym, jak (TFu!)szef zaproponował mi przejechanie się jego wozem. Toyota Land Cruiser, którą posiadał miała automatyczną skrzynię biegów. Powtarzałam nieraz, że nigdy takim autem nie jechałam ani jako pasażer ani jako kierowca. Ten ochoczo zatrzymał się na poboczu, żebyśmy zmienili się miejscami. No cóż, wielkiej filozofii nie ma, ale nie jechało mi się za wygodnie, bo co chwilę chciałam sięgać do skrzyni biegów, żeby redukować, więc bez entuzjazmu skwitowałam, że niestety nie dla mnie takie auto i wolę siedzieć jednak z boku. Zatrzymałam się na poboczu, żeby wrócić na miejsce pasażera. (TFu!)szef rozłożył ramiona, żeby mnie przytulić gratulując mi nowego doświadczenia. Czując się niezręcznie ale żeby nie wyjść na niewdzięczną, bo jego auto to jego cudeńko poklepałam go po plecach wydukując z siebie " dziękuję za umożliwienie mi takiej próby". Ten ścisnął mnie mocniej i odrywając uścisk przybliżał twarz do mojej chcąc mnie pocałować.
Moja ręka automatycznie podleciała w kierunku buzi która oderwała się o odskoczyłam jak poparzona. Trwało to może ułamki sekund, ale zamiast pier**lnąć starego capa w twarz wskoczyłam do auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi. On wsiadł z drugiej strony udając, że nic się nie stało i rozmawiając dalej.

NIC SIĘ NIE STAŁO
Siedziałam obrócona w stronę okna, bez słowa. (TFu!)szef zachowywał jakby nigdy nic, wręcz stał się jeszcze bardziej natarczywy, chwytał mnie za rękę, całował w nią i ciągnął w swoim kierunku. Potem zaczęło się kładzenie ręki na udzie, brzuchu, ale pomimo mojego odpychania wciąż był natarczywy. Jechaliśmy jakąś dziwną drogą. Mnie okropnie rozbolała głowa, po której kołatało się milion myśli. Pomimo, że mieszkałam w tamtych okolicach 20 lat nie jeździłam takimi ścieżkami. Chwyciłam moją ogromna torbę zastawiając się nią na wszystkie możliwe strony. Nagle z boku usłyszałam komunikat, że on musi się iść załatwić i zatrzyma się tam w krzakach, bo tutaj jeździ na polowania więc zna te tereny, a tu żebym zobaczyła gdzie się chowają jak strzelają do kaczek... 
Zaczęłam trochę panikować, ale udawałam spokój. 
Zatrzymał się przy jakichś stawach mówiąc, żebym wyszła sobie popatrzeć a on polazł w drugim kierunku. Wyskoczyłam z auta, żeby widzieć co się dzieje wokół i nie być osaczoną w aucie. Po mojej bolącej głowie chodziły różne plany - uciekać? Dzwonić do rodziców, męża? Nawet nie wiem gdzie jestem! 


Bałam się, że jak zareaguję nerwowo, to jemu coś odwali, zrobi mi krzywdę, zabije i wrzuci mnie do stawu albo zakopie. Wszystkie najgorsze scenariusze latały mi po głowie, bo miałam świadomość, że najwięcej takich zbrodni popełniają osoby z najbliższego otoczenia ofiary. Cała ta wiedza kumulowała się w mojej łepetynie powodując koszmarny, wręcz odurzający ból. Czekałam aż wróci do auta, ale zamiast tego człapał w moim kierunku. Odchodziłam na bok udając że oglądam staw, starając się zachowywać normalnie, żeby nie sprowokować żadnego agresywnego zachowania. Ten rzucił się na mnie od tyłu i chwycił mocno oplatając rękami. Po paru sekundach trwających wieczność wyrwałam się i zamknęłam w aucie starając się, żeby wyglądało to jak najbardziej naturalnie. Serce biło mi jak szalone...

"SĄ RZECZY O KTÓRYCH LEPIEJ JAK MĄŻ NIE WIE..."
Jechałam jak na szpilkach rozglądając się za znakami drogowymi, żeby wiedzieć gdzie się znajduję. Po moim milczeniu pojawiły się pytania okraszone kolejnym kładzeniem ręki na kolanach i braniem jej do całowania:
- Jesteś zła Oleńko?
- W takich kategoriach bym tego nie rozważała... Nie chcę żeby koś mnie dotykał, prócz Grześka, po prostu mam z tym problem i już przez takie coś przechodziłam.

- Ale ty jesteś taka słodka, piękna laleczka kochana, że bym cię najchętniej schrupał!!!
Moje słowa jakby nie docierały, moja ręka była intensywnie całowana i ściskana.Ale zostawiłam ją, wolałam poświęcić rękę do całowania niż użerać się z jego rękami na moim ciele.
- Są takie sprawy o których lepiej jak mąż nie wie, potem są problemy w małżeństwie, mówię Ci to z serca, z doświadczenia! 
- Ja raczej jestem szczera i mówię o wszystkim mężowi, tego samego oczekuję od niego.
- Choćby był najlepszy to przecież tylko mąż. Ma swoje instynkty i piękna kobieta go pociąga, odda się rozkoszy i to rozumiem. Gdybyś Ty też miała jakieś problemy w domu możesz zostać w pracy robić nadgodziny. Bo my jesteśmy przyjaciółmi Oleńko, możemy rozmawiać szczerze. Myślę, że powinnaś mówić do mnie Zbyszku...
Szczęka mi opadła i zaczęłam wywód, że absolutnie, że nasze kontakty są zawodowe i takie zachowanie nie przystoi, że źle bym się czuła. On dalej miętolił moją rękę ciągnąc:
- Ale wiadomo w niektórych sytuacjach trzeba by zachować takie pozory, ale na co dzień... 

Nie wdawałam się potem w bezsensowne gadki, moralność moja dalece odbiegała od przekonań tego osobnika. Jedyne o czym marzyłam to wrócić do domu, żeby to wszystko się skończyło.

POMOCY!!!! 
Wróciliśmy do zakładu. Beznamiętnie wrzuciłam wszystkie kartki do jednej teczki, położyłam ją na biurku, wpisałam się do zeszytu obecności, który dostałam polecenie prowadzić. W zakładzie zachowywał się inaczej - wszędzie tam są kamery, więc trzeba się pilnować. Wśród pojękiwań (tfu!)szefa, że powinnam mu o wszystkim mówić szczerze  -pojechałam do domu. Wsiadłam do auta i odjechawszy jakieś trzysta metrów wybuchłam płaczem. Jechałam do domu, ale najchętniej zaszyłabym się pod ziemię. Chciałam zadzwonić do męża, ale akurat zaczynał pracę, nie mógł rozmawiać. Od wewnątrz zjadało mnie poczucie winy. Nigdy nie ubierałam ani nie zachowywałam się wyzywająco, ale mimo wszystko miałam takie paskudne uczucie, że to moja wina i powinnam z tym zostać sama. Jednak czułam, że sama sobie z sobą nie poradzę, że mi chyba odbije jak zacznę sama z tym walczyć i postanowiłam wybrać tylko jedną osobę, której o tym powiem. Nagrałam się na pocztę przyjaciółce, która akurat wypoczywa nad morzem ze swoim chłopakiem, prosząc o pilną rozmowę. Wróciłam do domu, zmyłam czarne zacieki tuszu z policzków i wyjechałam autem w pola, żeby nikt inny na całym świecie nie słyszał tej rozmowy. 



Usłyszałam dokładnie to, co ja bym poradziła komuś w tej sytuacji: Uciekać!!! Poczucie winy zmalało, pojawił się ogromny wstyd i strach. Mówić o tym Grześkowi, czy nie? Ubzdurałam sobie, że może lepiej, żeby nie wiedział, że załatwię to sama, że to mój problem, że będzie na mnie zły... Patrząc na to po chwili zupełnie nie wiem skąd takie myśli mogły się w ogóle pojawić? Jednak tak właśnie było i najbardziej racjonalne przekonania nie potrafiły do mnie trafić. 
Skończyłam godzinne rozmowy, w międzyczasie zadzwoniła jeszcze mama. Udawałam, że wszystko jest okej, bo nie potrafiło mi to przejść przez gardło. Najpierw Mąż...

WYMYŚLIŁAM TO WSZYSTKO
Tej nocy nie mogłam spać. Budziłam się co chwilę cała w potach, zrywając się z krzykiem.  "Tak nie może być" - pomyślałam o 4 rano i wstałam. Szybko ubrałam się i niewiele myśląc wsiadłam w auto i pojechałam do męża do pracy. Był niesamowicie zdziwiony moją obecnością, dopytywał co się stało, ale prosiłam go, żeby mi zaufał i pojechał ze mną. Nie chciałam rozmawiać u niego w pracy, bo przeczuwałam, że znów opowiadając zaleję się łzami. Zostawił swoje auto koledze i bez słowa poszedł za mną, choć widziałam, że zaczyna w nim narastać niepewność i zdenerwowanie. Wsiedliśmy do auta i zaczęłam opowiadać zaczynając od słów: "nie będę już tam pracować..." i po kolei jak wyglądał mój wczorajszy dzień. W końcu musiałam zatrzymać się na jakimś zajeździe. Była 6:36. Patrzyłam na niego niepewnajak zareaguje. Dzięki Bogu pomimo ogromnej złości podszedł do sprawy bardzo rozsądnie i skupił się na mnie. Czując Jego wsparcie wiedziałam, że damy radę. Początkowo chciałam jechać sama, jednak zostało mi zakomunikowane, że nie ma takiej opcji, żeby weszła do zakładu pracy sama i idzie ze mną. Poczułam się bezpieczniej. Około godziny 8 pojechaliśmy do mojej(byłej)pracy. Nie było nigdzie(tfu!) szefa, więc jak co rano weszłam do biura po swoje dokumenty, po podpisaną umowę i zeszyt obecności. Po chwili wszedł 
(tfu!) szef, ale ponieważ przyszła jego córka wyszliśmy na zewnątrz. Niestety pięciolatka nie chciała słuchać ani mnie, ani ojca i szła wszędzie gdzie on. Mąż stanął murem obok mnie, gdy dukałam mu, że "PAN przekroczył granice, których się nie przekracza, że tak nie można pracować i krzywdzi innych i ja nie zamierzam tego tolerować." On nagle przestał mi "Oleńkować" i rozmowa nabrała charakteru formalnego. "Proszę Pani", "Pani Aleksandro"... 


Na placu zeszło się ludzi - moi znajomi pracownicy wyglądali z każdego kąta z zaciekawieniem co jest przyczyną porannych nerwów na placu. Opiekunka córki wyglądała z wielkimi oczami chyba najwyraźniej nie wierząc w to co mówię, a dziewczynka patrzyła z kwaśną miną w kierunku ojca, potem na mnie, na Grześka i znów na ojca. 
Ten stary zboczeniec stwierdził, że nie wie co ja sobie ubzdurałam, ale on mi nigdy nic nie zrobił, że w życiu by nikogo nie skrzywdził. To ja sobie coś ubzdurałam, może takie mam fantazje, może coś źle odebrałam, ale on nigdy nic nie zrobił! 
Na koniec dwa hity:

1. Jemu jest przykro, że został W TAKI SPOSÓB potraktowany, jak nie człowiek, że na to nie zasługuje, że sprowadzam tu męża i tak z nim rozmawiam(w międzyczasie wtrącając "mówiłem przecież, żebyśmy o wszystkim szczerze rozmawiali!") i wygonił nas z posesji. Ja jeszcze na odchodne pokazałam mu swój zeszyt obecności pytając czy ma na tyle honoru, żeby mi wypłacić za te trzy przepracowane tygodnie? Wyrzucił nas za machając ręką że nie ma nic więcej do powiedzenia. Rzuciłam zeszytem.

Popatrzyłam tęsknym wzrokiem za chłopakami na placu, chciałam im wyjaśnić o co chodzi. Ten stary pierdzioch na pewno im powie, że chciałam go w coś wkręcić, mam nierówno pod sufitem, cholera wie co jeszcze... 

2. Odchodziłam już w stronę auta ze świadomością że dziś w tym miejscu moje dobre imię zostanie przez niego zrównane z błotem. Grzesiek wsiadł do auta, wtedy on odwrócił się  krocząc w moim kierunku wołał do mnie:
"To rozumiem, że nie przychodzi Pani dziś do pracy?????" z głupim uśmiechem zacierając ręce. 
"Do pracy? Pracowałam jak murzyn za darmo i mam przyjść do PRACY????!!!!!"
Grzesiek wychodził już z powrotem z auta pompując się ze złości. Tamten zdążył już do mnie podbiec, a ja wyciągnęłam umowę i bezceremonialne potargałam mu przed nosem.
"Oryginał też niech pani rwie"- popatrzył przysuwając się do mnie. 
"Oryginału dawno nie ma..." - wsiadłam do auta.

Odjechałam jakieś 10 metrów i zalałam się łzami, a moje ciało rozlało się jak gąbka. Zatrzymałam się na jego pieprzonym wyjeździe, Grzesiek wyleciał, żeby usiąść za kółkiem a ja przetoczyłam się na siedzenie pasażera. Jechałam rycząc jak bóbr zła na to jak mogłam dać się tak wyr*chać, po czym z amoku wyrwał mnie dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu pojawiła się ikona z napisem "SZEF Dr*wnolam". Grzesiek kazał mi dać sobie telefon, ale przesunęłam palcem po ekranie w kierunku czerwonej słuchawki. Nie chcę go już nigdy widzieć, ani słyszeć. Zdjęłam okulary żeby wytrzeć czerwone oczy, z całego tego stresu na powrót obudziła się moja arytmia... Grzesiek wyciągnął do mnie rękę i jechaliśmy do domu.

DLACZEGO?
Dalej już tylko dochodziłam do siebie. Zapadła decyzja, żeby powiedzieć o tym wszystkim, których znam. Mam żal do siebie, że nie zdążyłam powiedzieć prawdy innym pracownikom. Jeszcze większy żal mam do siebie, że pozwoliłam sobie zaufać komuś na tyle, żeby dać się wychulać jak dziecko... Że 780 złotych które mieliśmy dołożyć do notariusza poszło się paść i robiłam trzy tygodnie u tego zboczeńca za darmo.
Ale najbardziej boli mnie co innego...
Pracownicy opowiadali mi, że od jakiegoś czasu nikt nie może się tam złapać do pracy na stałe. Że były przede mną dziewczyny, przepracowały tydzień, dwa, jedna parę dni i rezygnowały. Pytałam o to kiedyś (tfu!)szefa, ale mówił, że nie radziły sobie z obliczeniami,  że za długo praca(10 godzin codziennie), że jedna kradła... Wiecie co ja myślę? Kurde, że pieprzony zboczeniec wykorzystuje dziewczyny i czeka, aż znajdzie taką, co będzie na tyle zastraszona, że będzie mu pozwalać na takie zachowania! 
Opowiadam o tym wszystkim komu tylko mogę. Sprawdzam ogłoszenia na portalach pracy, bo wiem, że za niedługo znów pojawi się ogłoszenie. Takie samo na które ja odpowiedziałam...

Rodzina pomaga mi w rzeczywistości uzyskać rozgłos, ja postaram się rozpowszechnić ten tekst jak największej liczbie osób, żeby przestrzec przed takimi sytuacjami. 
Nie jest mi wstyd, nie boje się, dzięki Bogu mam normalnych znajomych, którzy mi pomagają.

Dziękuję, jeśli to przeczytałaś/łeś

30 komentarzy:

  1. Współczuję Ci, że musiałaś przez coś takiego przechodzić! Dobrze, że o tym napisałaś, być może otworzy to oczy innym dziewczynom i zapobiegnie czyjejś krzywdzie. Radziłabym Ci iść z tym od razu na policję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisała Marlena - takie sprawy są przykre, bez dowodów nic nie zrobię, on ma znajomości i w ogóle nie chcę się w to mieszać, żeby nie ciągnęło się jak smród po gaciach, a szanse na udowodnienie mam nikłe. On mi się w żywe oczy wypiera, to samo byłoby wszędzie indziej...

      Usuń
  2. Policja raczej nie pomoże, jeżeli nie będzie więcej zgłoszeń w tej sprawie. Takie sprawy mogą się ciągnąć latami, ofiary cierpią a sprawcy śmieją im się w nos. Mało tego typu historii ogląda się w Uwadze? Moim zdaniem i tak wykazałaś się zdrowym rozsądkiem i siłą by się komuś zwierzyć i zrezygnować z pracy. Jedyne co Ci pozostało to odradzać innym pracy u tego faceta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też chcę właśnie zadziałać. Ponieważ mam zbyt małą siłę przebicia i mało znajomych w tych stronach mówię gdzie mogę.
      Sama zawsze gdy czytałam o przypadkach kobiet skrzywdzonych(nie tylko tak) nie mogłam uwierzyć, że nikomu o tym nie mówią. Teraz się nie dziwię, ale milczenie zabija od wewnątrz. Nie mam niestety żadnych dowodów, bo na terenie pracy są kamery i wszystko zawsze było okej, a w trasie nie pomyślałam, żeby nagrywać...

      Usuń
    2. Policja może i niewiele zdziała, jeśli rzeczywiście nie ma się dowodów. Rozumiem, że nie chcesz, żeby się ta sprawa ciągała po sądach latami, ale właśnie, "jeżeli nie będzie więcej zgłoszeń w tej sprawie", to ten palant nigdy nie odpowie za swoje czyny. W każdym razie życzę Ci dużo wewnętrznej siły i spokoju.

      Usuń
    3. Dziękuję :*
      Wciąż zastanawiamy się jakby ugryźć tę sprawę, żeby było najlepiej, na razie najlepszym właśnie wyjściem jest mówienie o tym. Chcę uświadomić wszystkich tu w okolicy i nie tylko jakie procedury panują w tej firmie, bo czasem ludzie potrafią więcej niż prawo, tudzież policja.

      Usuń
  3. Bardzo Ci współczuję...może to nie jest to samo co spotkało Ciebie, ale miałam dwa razy nieprzyjemne sytuacje. Byłam w gimnazjum, szłam obok szkoły z naprzeciwka szedł jakiś wysoki gość i przechodząc obok mnie mocno złapał mnie za pierś..Nie mogłam uwierzyć...Krzyczałam za nim, ale poszedł jak gdyby nigdy nic...Bialy dzień, centrum miasta, pełno ludzi...Druga sytuacja, gdy szłam do domu w letnie popołudnie w spódnicy.Gówniarz, który jechał z naprzeciwka na rowerze włożył mi rękę pod spódnice i złapał za tyłek...
    Niby nic, ale pozostawiło to we mnie ślad i traumę do dziś...
    Bardzo Ci współczuję i zalecam wizytę u psychologa...

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. !!!!!
      Potem idąc normalnie po ulicy, gdy ktoś za Tobą kroczy zawsze będzie się mieć w pamięci i na uwadze, czy czasem coś się nie wydarzy... Choćby to właśnie był biały dzień w zatłoczonym miejscu miasta, to w ogóle nie mieści się w głowie!
      Dystans publiczny zostaje i obawa w stosunku do obcych.
      Pozdrawiam ciepło i dziękuję za Twój komentarz!

      Usuń
  4. Współczuję. I naprawdę wielkie brawa dla Ciebie, że to opisałaś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pierwsza rzecz, którą mogłam zrobić wiedząc, że jest słuszna.
      :*

      Usuń
  5. oj Olcia ;/ bardzo dobrze zrobiłaś, trzeba było jeszcze temu gadowi przyłożyć wtedy ehhhh....
    trzymaj się mocno :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też patrząc z perspektywy rozkminiam czemu nie trzepnęłam w twarz?
      Ale strach naprawdę zjada rozum albo normalne zachowania, seriously :/
      :*

      Usuń
    2. domyślam się, ja niedawno miałam innego typu sytuację i też trochę mi stracha napędziła, ale to Ci opowiem jak się spotkamy następnym razem :***********

      Usuń
  6. Jesteś bardzo, bardzo dzielna. Dziękuję Ci za to, że się tym tutaj podzieliłaś, bo właśnie dzięki takim odważnym kobietą jak Ty może temat molestowania i nadużywania przestanie być tabu i coraz więcej kobiet będzie wiedziała jak sobie z tym radzić. Naprawdę, bardzo Cię szanuję za to, co zrobiłaś umieszczając tą historię na blogu, bo to wymaga wielkiej odwagi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku myślałam, że nie należy opisywać, bo ludzie są tacy, że szufladkują i potem będę postrzegana tylko przez pryzmat TEGO JEDNEGO wydarzenia. Ale z drugiej strony bardziej niż to jak będę postrzegana zależy mi na wyeliminowaniu takich zachowań u parszywych zboczeńców.
      Mam nadzieję, że uda mi się to nagłośnić i nie pójdzie to na marne, dziękuję :*

      Usuń
  7. Olu, naprawdę bardzo Ci współczuję... Najgorsze jest to, że jest zapewne wielu takich "(tfu)szefów"... i co za tym idzie wiele skrzywdzonych przez nich dziewcząt:( jedyne co można to nagłaśniać sprawę i opowiadać komu wlezie, uświadamiać dziewczyny, że to nie ich wina. Najgorsze jest to, że nie każda dziewczyna jest tak rezolutna jak Ty i nie każda ma tak wspaniale wsparcie rodzinne... Strach pomyśleć ile osób boryka się z poczuciem wojny. Jak wiele ofiar czuję się winnych... Bardzo dobrze, że o tym napisałaś, a ten cham nie dziwię się, że się wszystkiego wyparł - przecież jakby potwierdził to musiałby ponieść jakąś odpowiedzialność z tego tytułu. Łatwiej zrzucić winę na dziewczynę, albo udawać głupiego, że nic się nie stało. Ech... trzymaj się mocno, mam nadzieję, że szybko się z tej traumy otrząśniesz... Bo nie ufać ludziom tak całkiem przez takich typków to też smutno:((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Ev :*
      Tak naprawdę nie potrafię opisać, jak wdzięczna jestem najbliższym za ich reakcję i tyyyle wsparcia, przez to jakoś łatwiej to wszystko przegryźć i stawiać kolejne kroki. WYPRZEĆ się tego dziwnie zrodzonego poczucia winy. Bo oprawca tak powiedział...
      Nawet sobie nie chcę wyobrażać, gdyby TAM trafiła jakaś dziewczyna zdana na siebie... A ON czuje się bezkarny, bo "ma znajomości" co za każdym razem podkreślał. Zaufanie do nieznajomych spadło na najniższy poziom, ale nie można się zamykać!

      Usuń
  8. Przeczytałam i nie wiem co napisać. Bardzo dobrze zrobiłaś mówiąc o wszystkim mężowi. Masz wielką odwagę opisując swoje przeżycia na blogu, niech ten tekst będzie przestrogą dla innych oraz tym, że trzeba o takich sprawach mówić głośno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze powtarzałam, że o takich sprawach TRZEBA mówić głośno, totalną hipokryzją byłoby, gdybym będąc właśnie w takiej sytuacji nie słuchała się i nie kierowała swoimi przekonaniami. Teraz nie wiem jak w ogóle mogłam się zastanawiać nad tym, czy powiedzieć, czy nie?

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś strasznego... Bardzo Ci współczuję, że padłaś ofiarą tego człowieka, który najwidoczniej czuje się zupełnie bezkarny. Jeszcze straszniejsze jest to, że gość sam ma córkę! Nie mieści mi się to w głowie, jak można być tak pokręconym :-(

    Dobrze, że zdecydowałaś się nagłośnić ten temat. Jeśli ten człowiek nie zostanie ukarany, to może chociaż pokażesz innym kobietom w podobnej sytuacji, że ucieczka nie jest niczym złym. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :*
      Czuje się bezkarny i ten proceder trwa już podobno wiele miesięcy. Co najgłupsze - wiele osób z okolic o tym wie, ale NIKT O TYM NIE MÓWI !!!!! Ja dowiedziałam się teraz od ciotki męża, że "przecież wszyscy wiedzą, ze to babiarz!!!"

      Szkoda, że po fakcie... Szkoda, że wiedzieli wszyscy wkoło i nikt nie powiedział...

      Usuń
  11. Strasznie mnie denerwuje, kiedy winowajca usiłuje zwalić winę na ofiarę w takich sytuacjach. Mam nadzieję, że informacja o tym, co on wyprawia, rozniesie się tak, że nikt nie będzie chciał dla niego pracować. Najważniejsze, że powiedziałaś o tym mężowi i to tak od razu, pod wpływem impulsu. Myślę, że jego reakcja najbardziej pomogła Ci spojrzeć na sprawę z własciwej perspektywy. I dobrze, że rozpuszczasz info dalej. Ja bym pewnie postarała się jakoś, żeby ta informacja dotarła również do pracowników tego zboczeńca. Uwierzą, czy nie, ale da im to do myślenia. Poza tym możesz znaleźć na Facebooku stronę "Czarna lista pracodawców" ze swojej okolicy i tam anonimowo mogą zamieścić informację o tym, źe do tej firmy lepiej się nie zgłaszać, wraz z powodami. Takich stron jest teraz bardzo dużo i chyba z praktycznie każdego rejonu Polski. I dobrze, że o tym napisałaś tutaj :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za podesłanie pomysłu z czarną listą pracodawców!! Już podesłałam swoje zgłoszenie, bo bardzo mi zależy, żeby informacja pojawiła się gdzie się tylko da, ze względu na to, że może przez internet ktoś zauważy, że coś tam jest nie tak. Tak jak napisałam w komentarzu wyżej - tutaj w okolicy wszyscy "starsi" teoretycznie o tym wiedzą, ale nikt nie mówi.
      Jestem ogromnie wdzięczna mężowi za opanowanie i wsparcie zaraz po dowiedzeniu się, w trakcie i po wszystkim, trochę naprostował mi myślenie.

      Usuń
  12. Znam historie podobne do Twojej. "Na szczęście" skończyło sie na tym, co opisałaś bo mogłoby byc znacznie gorzej. Choc w żaden sposob nie uważam, ze to było "nic". Ten człowiek przekroczył nie tylko zasady prawa pracy czy kultury osobistej. Przede wszystkim przekroczył zasady człowieczeństwa, jakie powinny funkcjonować miedzy nami WSZYSTKIMI.
    Osobiście uważam, ze ta sprawa powinna zostać zgłoszona. Wiem, ze dla Ciebie to moze nie miec efektu ale dla niego, człowieka ktory w dalszym ciagu jest przedsiębiorca juz tak. Gdyby wszystkie ofiary molestowania seksualnego w oracy zgłaszały to co sie dzieje, takie osoby jak Ty znacznie rzadziej spotkałaby taka własnie sytuacja.

    Emocje i myśli jakie sie pojawiły w Twojej głowie sa zupełnie naturalne. Większości kobiet sie pojawiają nawet jesli maja mężów i rodzine ktora stanowi oparcie. Nie złość sie na siebie, nie szukaj powodów ani winy tego zdarzenia. Zaakceptuj to, co sie stało. Jesli sobie nie radzisz z emocjami udaj sie do psychologa im prędzej to zrobisz tym lepiej. Natomiast rozgrzebywania tego samotnie niewiele da.

    A odnosnie oracy, takie sygnały jakie dawał Ci szef od początku pokazują, ze to nie jest opracowywać, ktory traktuje uczciwe swoich pracownikow. Zatrudnianie pracownikow i nie wypłacanie im pensji juz jest łamaniem prawa, podobnie jak molestowanie seksualne. Zatem widać po tym człowieku, ze generalnie z razem to on jest na bakier...i nie ma co liczyć na momenty kiedy go olśni i bedzie uczciwy...

    Współczuje tego doświadczenia. Mam nadzieje, ze juz nigdy nie staniesz w takiej sytuacji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam zamiar zadziałać w tym kierunku, żeby zgłosić to w paru instytucjach, na razie chciałam rozpowszechnić to w sieci jak najbardziej z prostej przyczyny - nie jestem gotowa. Gdy tylko mówię o tej całej sytuacji komuś "na żywo" to mi padają nerwy i załamuje się głos, gula w gardle i bek. (dzięki Bogu na razie nikt mnie nie wypytywał, a jak ktoś pyta, to podsyłam mu link tutaj)

      Nie potrafię ogarnąć czemu emocje działają w tak przekrętny sposób, w jaki bym się w życiu nie spodziewała.

      Biorąc pod uwagę to, że potrafi co dwa, trzy tygodnie powtarzać ten proceder(zatrudnianie, wykorzystanie na maksa w pracy, molestowanie, zwalnianie bez kasy) to nie potrafię nazwać go inaczej niż zwierzęciem.
      Choć zwierzęta chyba lepiej traktują swoich pobratymców niż ta świnia....

      ŻADNEJ dziewczynie nie życzę, żeby musiała stawać w takiej sytuacji. Dziękuję za Twój komentarz :*

      Usuń
  13. Przeczytałam Twoją historię i uderzyło mnie, jak ten człowiek usiłował Tobą manipulować. Najpierw wyalienował Cię fizycznie - w trakcie podróży, potem sugerował, że powinnaś zachować temat dla siebie, bo mąż na pewno Cię nie zrozumie. Innymi słowy dziad próbował Cię urabiać, byś poczuła się samotna, niepewna i stała się przez to powolna jego działaniom. Na koniec usiłował on zaskarbić Twą lojalność tekstami: jesteśmy przyjaciółmi, mów mi po imieniu itd. Fakt, że zrobił to wszystko na osobności i chciał Cię potem skłonić do milczenia, świadczy jasno, że wiedział, że robi źle. I że albo ma instynktowny styl działania zboczeńca albo... pewną wprawę.

    Nie wiem, czy będziesz chciała i mogła dobrać mu się do skóry przez molestowanie, ale może powinnaś sprawdzić, jakie masz opcje udowodnienia mu, że zatrudniał Cię na czarno? Tylko wówczas licz się z tym, że w sądzie pracy opowie, że Twoje zarzuty to jakaś zemsta, że mu się narzucałaś itd. No i Twoi byli koledzy musieliby solidarnie poświadczyć, że pracowałaś bez umowy.

    Dobrze, że powiedziałaś szczerze mężowi i przyjaciołom, bo nie powinnaś zostawać z tym wszystkim sama, no i masz jakichkolwiek świadków.

    Wyrzucasz sobie, że kiedy były szef Cię napastował, nie zachowałaś się bardziej stanowczo, ale moim zdaniem dzięki temu być może uniknęłaś eskalacji przemocy. Według jednego prawdopodobnego scenariusza Twoja agresja mogłaby wyhamować jego zapędy, ale według innego: jeszcze bardziej go rozochocić lub rozwścieczyć. Wcale nie jest powiedziane, że ten facet to jedynie nieokrzesany, cyniczny dupek, który ma lepkie rączki i schowa je za sobą, jeśli dostanie klapsa. Równie dobrze może się okazać zboczeńcem, który laleczkę schrupałby chętnie nie tylko w przenośni.

    To przykra sytuacja, ale masz ją już za sobą. Teraz zastanów się na spokojnie, co chcesz i możesz z tematem zrobić. Pogadaj z psychologami, z fundacjami zajmującymi się przestępstwami seksualnymi i mobbingiem. I nie obwiniaj się o nic. To on powinien czuć się ze sobą źle.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak to przeczytałam to krew sie we mnie zagotowała. Ten facet jest bezczelny, świński, wykorzystujący swoją pozycję. Przykro mi że Ciebie to spotkało,i uważam, że jesteś strasznie odwazna i dzielna, że zamierzasz z tym coś zrobić. Nie wolno milczeć, bo może jeszcze inne dziewczyny skrzywdzić.

    OdpowiedzUsuń
  15. strasznie Ci kochana współczuje, co za zboczony drań! w tych czasach jest tak ciężko o prace i takie elementy to wykorzystują! bardzo dobrze, że nie zostawiłaś tej historii dla siebie, trzeba takie zachowania nagłaśniać, a takie osoby powinny być napiętnowane i ponosić karę!

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się pięknie w podzięce za każdy komentarz! C;
Pisz śmiało, krytykuj konstruktywnie i dziel się swoją opinią - takie komentarze zawsze czytam chętnie nie tylko ja, ale też inni, którzy tu zaglądają.