środa, 26 listopada 2014

Wyniki ROZ-dania!



Cześć Dziewczyny!

Przychodzę z wynikami dopiero dzisiaj, bo dopiero dziś mogłam zasiąść z małżonkiem w dwuosobowej komisji wyborczej i dokonać wyboru. Utwierdziłam się tylko w tym, że mamy bardzo podobne gusta, bo wybraliśmy jednogłośnie zarówno pierwsze jak i drugie miejsce :) 
Gorąco Wam dziękuję za wszystkie zgłoszenia, które wywołały we mnie falę empatii (tak, ja też przeżyłam wiele bardzo nieudanych mikołajek klasowych, których naprawdę aż wolę nie wspominać:P) i wspomnień zza świątecznego stołu. 

Wam gorąco życzę, aby Mikołajowie częściej podglądali Wasze blogi, albo w końcu zaczęli zauważać delikatnie wysyłane przez nas sygnały, zwłaszcza przed sklepowymi wystawami :D

Nie przedłużając. Skopiowałam sobie Wasze wypowiedzi do Worda i zaczytywaliśmy się z Lubym w każdą z historii. Zgodnie chcieliśmy nagrodzić sześćdziesiątką-dziewiątką w MINTI na pocieszenie za starego, zużytego miśka z piwnicy...

PRIMES!!!
Misiek i ten OKROPNY pomysł i chwalenie się obdarowującej nas zabiło... Dosłownie. Dlaczego nie czekolada? Tylko zużyty piwniczany Misiek????? Prezentodawczyni dostaję koronę antytalencia prezentowego!


Jeśli zaś chodzi o nagrodę dodatkową zbieraną przeze mnie już jakiś czas wygrała bezgłowa świnka należąca do.....

 BIJUM!!
Oboje zaliczyliśmy nieudane akcje na Mikołajkach i oczami wyobraźni po prostu widziałam Twoją minę - musiała być bardzo podobna do mojej sprzed lat jak dostałam kawałek styropianu:D

Moje drogie, piszę do Was maile!
Jeszcze raz dziękuję Wam za podzielenie się tymi mrocznymi historiami nietrafionych prezentów - oby w tym roku było dużo lepiej!
Buziaki!

niedziela, 23 listopada 2014

Makijaż Ślubny - jak to z nim było?


Cześć Dziewczyny!

Od dawna deklarowałam, że na swój ślub makijaż tworzyć będę samodzielnie będąc wiecznie nieusatysfakcjonowana z efektów uzyskiwanych przez makijaże profesjonalistów. Wiele osób próbowało mnie od tego odwieść, tłumacząc, że:
a) mejkap nie będzie profesjonalny (wtf is that?)
b) spłynie mi po pierwszym tańcu
c) będę zdenerwowana i zrobię go sobie krzywo

Trzymałam się swojego i to była najlepsza decyzja jaką podjęłam :)
W tym poście(klik) pokazywałam Wam dwa makijaże : w odcieniach różu i neutralnego brązu, na który ostatecznie postawiłam. Dlaczego? Z obawy o ewentualne wzruszenia, które potęgują u mnie zaczerwienienia białek, a różowy cień uwielbia to podkreślać :)


Na obrazku wyżej widać chyba wszystkie kosmetyki, które użyłam... Sprawdziłam je nie raz i nie dwa, wiedziałam, że się nie zawiodę i nie wydawałam nieziemskich pieniędzy, bo... moim zdaniem nie od kosmetyku zależy jak będzie wyglądać makijaż :) (no dobra, podkład to osobna bajka :D) Zacznę od oczu...


 Od oczu właśnie zaczęłam całą procedurę, bo cień Catrice pomimo swojego niewątpliwego uroku jak wiele matowych braci lubi się obsypać. Na powiece miałam:
1. Bazę pod cienie Bell (ja ją bardzo lubię, nie wysusza mojej skóry tak jak Virtual i jest łatwiejsza w obsłudze:))
2. Cienie: pojedynczy brąz Catrice nr 080, pojedynczy Pierre Rene nr 147, paletka Wet n Wild, mieniący złoto-biały pigment.
3. Brwi podkreślone również paletką Wet n Wild... jak zawsze :)
4. Kreska eyelinerem Pierre Rene.
5. Na rzęsy kolejno: jako baza - odżywka Eveline, warstwa tuszu Yves Rocher Sexy Pulp i warstwa wodoodpornego tuszu Astora Big Boom.
6. Uzupełnieniem miały być sztuczne rzęsy Ardell(te tutaj, klik) ale dostałam w prezencie naprawdę fajne kępki, które wypróbowałam parę dni przed i pomimo mej niechęci do kępek... przepadłam :D Niestety gdy wyjechałam w podróż poślubną ktoś pozbył się pudełka więc nawet nie pokażę co to były za cuda :(


Jeśli zaś chodzi o lico poszło mi nawet sprawnie - uważałam parę tygodni przed całą ceremonią na majonez i ser żółty(które zauważyłam mają OGROMNY wpływ na stan mojej buzi) i nie było za dużo do tuszowania, prócz standardowych naczynek i plamek :)
1. Na cały ryjek nałożyłam bazę Bell. Jest kremowa, dobrze się ją rozprowadza, nie rozbiela, no i nie dostaję po nocy z nią pryszczycy :)
2. Upaprałam twarz Pan Stick'iem Max Factora. Mam numerek 12, true Beige, ale jest to wynalazek, który stosuję tylko do sesji i na jakieś duże wyjścia. Jest za mocny :) Rozklepałam go gąbeczką, żeby pomimo "gładzi" na twarzy wyglądał naturalniej.
3. Okolice oczu wykorektorowałam korektorami w płynie Maybelline Affinitone, nr 1 i 2. Naprawdę dają radę i po wielu godzinach skóra nie wygląda na zmolestowaną :)
4.Twarz zagruntowałam pudrem Rimmel Stay Matte w kolorze 5,
5. Delikatnie wykonturowałam twarz bronzerem z kulkach.
6. Na policzki nałożyłam ulubiony róż od Wibo :)

Usta postanowiłam podkreślić jedynie delikatnie. Coś, co ich nie wysuszy, będzie wyglądać naturalnie ale z błyskiem i nie będzie wyglądało nieestetycznie podczas ciągłego zjadania. Padło naturalnie na 5-tkę z Eliksiru Wibo :) I to był bardzo dobry wybór!


Z moim makijażem poszło zaskakująco szybko, nawet pomimo doklejania kępek. Dlatego też miałam czas, żeby podszlifować innych :) 
Makijaż przetrwał do siódmej rano pomimo tysiąca buziaków, potu i ciągłego ruchu. Z całą pewnością zasługą tego jest Fixer znanej marki KRYOLAN, który był chyba najdroższą inwestycją w całym moim ślubnym makijażu, ale zaprawdę powiadam Wam - warto było ;) Co prawda już bez pomadki po namiętnych całusach nowo nabytego męża, ale chciałam Wam pokazać jedno z ostatnich zdjęć jakie było robione na weselu - przed wspomnianą siódmą rano i ostatnimi tańcami :)

Gdybym się hajtała drugi raz - podjęłabym taką samą decyzję.
Choć przez chwilę martwiłam się nawet, że stres  może mi przeszkodzić w pracy i zrobię sobie kreskę aż do ucha, ale jak się okazało w praniu - jestem oazą spokoju :D
Mam nadzieję, że makijaż Wam się podoba, ja świetnie się czułam do samego rana i przede wszystkim - wiedziałam, że jestem SOBĄ.
Buziaki!

PS. Przypominam, że jeszcze do jutrzejszej nocy macie czas zgłosić się do "ROZ-dania" :)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Roz-danie


Cześć Piękne!

Zaczęłyście już przygotowywać świąteczne prezenty? Ja z racji tego, że jestem hejterem dzikich tłumów, kolejek przy kasach i biegania wszędzie na ostatnią chwilę poczęłam się zaopatrywać w tym roku wcześniej. Mój blog miał we wrześniu drugie urodziny, ja sama za niedługo będę dmuchać kolejne świeczki na torcie - więcej okazji chyba nie muszę wymieniać? :) Ni stąd ni zowąd przyleciał do mnie ludzik z roz-daniem 69. 

Sprośne myśli? Nic bardziej mylnego!
Drogie czytelniczki! Chcę Was czymś uhonorować za to, że ze mną jesteście, pomimo tego, że mam kalendarz wypełniony po brzegi obowiązkami i coraz mniej czasu na blogowe przyjemności. To Wy sprawiałyście, że spięłam dupę i wykreśliłam prawie wszystkie punkty z wishlisty na 2014 rok!
Dlatego chciałam Wam dać (na szczęście) 69 złotych (powiązanie kwoty z moim skrzywionym umysłem nieprzypadkowe :D) na szaleństwo przedświąteczne w sklepie MINTI.


Dlatego wpisuję tu parę punkcików co by wszystko było jasne:
1. Rozdanie trwa od dziś 17.11.2014 r. do 24.11.2014 r. do północy.
2. Zapraszam do niego wszystkie moje czytelniczki i czytelników (osoby, które obserwują bloga)
3. Rozdanie organizuję autorka bloga picolaworld.blogspot.com, czyli ja. Fundatorem nagród jest październikowa wypłata autorki :)
4. Zgłaszamy się w komentarzu. Wszystkie 3 punkty są obowiązkowe. Wzór poniżej:
Nazwa pod jaką obserwujesz: .................
Mail: ......................(proszę Was, wpisujcie zamiast "@" słowo MAŁPA, żeby Was potem reklamy przeze mnie nie zaspamowały, okej?)
Odpowiedź na pytanie: Najgorszy prezent jaki dostałam to...
5. Wyłonione zostaną dwie najciekawsze wypowiedzi, które zostaną nagrodzone.
6. Nagroda główna - stworek mający 69 złotych, które możeciewykorzystać w sklepie mintishop.pl. Zasady są proste - wygrywasz, przesyłasz mi listę zakupów NIE PRZEKRACZAJĄCĄ 69złotych (nie wliczamy przesyłki), wysyłam paczkę do Ciebie, dostajesz swoje łupy :)
Nagroda dodatkowa - paczuszka-niespodzianka, składająca się z moich ulubionych(i nie tylko)kosmetyków, które czekają już zapakowane na zwycięzce.

No cóż, więcej mówić nie będę:) 
Jeszcze raz, dzięki za Wasze wiadomości, które mnie tak bardzo mobilizują i dodają siły :*
Buziole!

wtorek, 11 listopada 2014

Spóźnione chęci zabieganych


Cześć!

Czy zdarzyło Wam się kiedyś trafić na jakąś promocję idealnie zaprojektowaną do Waszych potrzeb... która minęła dzień wcześniej przed tym jak ją odkryłyście?
Albo znalazłyście stare, zagubione notatki na egzamin, których szukałyście namiętnie przed pierwszym i drugim terminem poprawki? 

Przyznaję się, ślub namieszał w moim życiu i zdetronizował panujący w nim jako tako ład. Ostatnio wygrzebałam z szafki rzęsy Elise #157, a dokładniej jest to model zamawiany od KKCenterHk, tylko po to, żebym mogła zaprojektować makijaż rajskiego ptaka na akcję u Marleny. Mają zielony akcent i po trzy białe piórka na każdym pasku. Który zresztą jest dość sztywny. Całe rzęsy natomiast zamiast podwijać się standardowo do góry mają ułożone włoski w dół, przez co oko wygląda na smutne.


Nie lubuję się w takich zwydziwianych rzęsach, z tego co miałam okazję przejść z tym rodzajem nalepiańców wiem, że są to modele niewygodne, trudne do okiełznania i przyklejenia na oku. Jednak te piórka tak fajnie wpasowywały się w tematykę, że stwierdziłam "aaaa, co mi tam, do sesji nada się jak złoto!" i tak oto przyleciały do mnie... dwa dni po weselu...


Pogubiłam się w akcjach tak samo jak w rzeczywistości, do której trzeba było wrócić. Jednak rzęsy są u mnie w konkretnym celu - i miałam zamiar ten cel osiągnąć, nawet jeśli z tak potężnym opóźnieniem :)
Mój rajski ptak w wersji minimalistycznej - tym razem chciałam mniej kombinować z makijażem, dać rzęsom zabawić się w głównego aktora tego przedstawienia... Tragikomicznego możnaby rzec :)


Rozczochrany, rajski, czerwonodzioby ptak się żegna...
To jedyne co powinien zrobić :)

niedziela, 9 listopada 2014

WALKA o piękne włosy - rok drugi.


Cześć Dziewczyny!

We wrześniu tego roku oficjalnie styknęły mi dwa lata włosowej pielęgnacji i wspominane niezliczoną ilość razy "zapuszczanie do ślubu". No cóż, już ponad miesiąc po a ja ani myślę ścinać moje wyrośnięte kłakeny :) Choć zamysł pierwotni właśnie tak wyglądał, spodobało mi się "długowłosie", co więcej! Mam ochotę na dłuższe i... zdrowsze! ;)

Porównanie sprzed dwóch lat i ostatnie dni:


Jest widoczny przyrost, choć przez dłuuuugi czas go nie widziałam :)
Pomijając już fakt, że moje włosy po wyprawie do Grecji wyblakły i nabrały koloru żółtego. Naprawdę dużo osób mówi mi, że teraz w zasadzie bliżej mi do blondynki ;) 

Odkąd zostałam oskubana z włosów(oskubana to prawidłowe określenie, same popatrzcie...) bardzo chciałam pozbyć się zwisających smętnych kłaczków. Delikatnie ścinałam co jakiś czas i choć są teraz całkowicie do obcięcia, nie będzie mi ich żal :)


Jednak wiecie - kobieta zmienną jest i w ogóle dziwię się, że przez dwa lata wytrzymałam nic drastycznie nie skracając nożyczkami :) Tym bardziej, że przez większość życia moim najlepszym towarzyszem była grzywka, regularnie zresztą podcinana samodzielnie... Aż do pewnego jesiennego, listopadowego wieczoru, gdy z bolącym gardłem i pesymistycznym nastawieniem do życia powiedziałam sobie DOŚĆ!!! I upitoliłam grzywkę po staremu xD

Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale po tym cięciu czuje się o niebo lepiej... Nie obchodzi mnie, że połowa ludzi mówi, że lepiej wyglądałam bez. Po prostu to uczucie podobne do ściągnięcia źle dobranego stanika po całym dniu noszenia. Ogromne uf!

Coraz częściej rozporstowywuję kłaki na szczotce, więc zaczęło mnie kusić keratynowe prostowanie. Myślę, że o ile nic ani nikt mnie nie odwiedzie od tego pomysłu, to za tydzień podskoczę na prostującą sesję do znajomej fryzjerki.

Za wszystkie miłe komentarze pod ostatnimi postami serdecznie dziękuję :* Uskrzydlacie mnie nieziemsko i aż miło wchodzić w internety :)
Buziaki dla Was!

środa, 5 listopada 2014

Blog story


Po co blogujemy?

Natłok wydarzeń i obowiązków skutecznie odciągnąć mnie nie tylko od bloga, ale też od całej wirtualnej przestrzeni. Więcej czasu poświęciłam sobie, najbliższym i drobnym rzeczom, które w całym codziennym biegu zaczęły tracić w moich oczach na wartości.
Udało mi się nawet odgrzebać mój dwunasty z kolei pamiętnik(albo trzynasty? Straciłam rachubę ile grubych zeszytów już zapisałam :)) gdzie naprawdę POTRZEBOWAŁAM coś nabazgrać.

Moja mama przyznała mi się ostatnio, że weszła na picolaworld, ale było tam „za nudno”. Dzięki za szczerość mamo xD No i zaczęłam rozkminiać, czy wracając po takim odwyku poczuję to samo co po powrocie do pamiętnika?

Kartki papieru zapisywałam starannie od dziewięciu lat, z małymi lub większymi przerwami. Jednak tam nikt nie zaglądał, nie rozliczał mnie co ile zapisuję swoje przemyślenia i przeżycia... Blog jest publiczną inwestycją i w pełni świadoma tego wracam bo... zauważyłam naprawdę ciekawą zależność.

Publiczne deklaracje MOTYWUJĄ.
Zmuszają do wzmożonej ORGANIZACJI czasu.

Założyłam bloga, aby pomógł mi w walce o piękne i długie włosy do ślubu. Już ponad miesiąc po wielkiej imprezie a ja mogę spokojnie powiedzieć, że cel został zrealizowany. Czy dlatego moje chęci do pisania spadły?

Nie wiem. Tłumaczę to choróbskiem, zepsutym komputerem i awarią systemu na nowym laptopie... Wiem nie od dziś, że elektronika naprawdę mnie nie lubi, ale to była lekka przesada ja na moje nerwy:D



Mam nadzieję, że więcej niespodzianek na mej drodze nie będzie i spokojnie wrócę do trybu „pisząco-zorganizowanego”. Miałam czas szkicować, robić zdjęcia, ale jak to mówił pewien Koksu - koniec opier***ania się! Brakowało mi uzewnętrzniania, no a w końcu - to czysta przyjemność:)
Do następnego (włosowego) postu!