wtorek, 29 października 2013

Nienawidzę poniedziałków...



Cześć Dziewczyny

Naprawdę bardzo starałam się wczoraj zachować spokój... I naprawdę byłam bliska opanowania. Jednak chamstwa zwyczajnie "NIE ZNIESE"!

Był kolejny ciepły październikowy ranek. Zwlekłam się leniwie z łóżka wciągając na siebie ulubione dresy, przetarłam twarz i zaczęłam schodzić na dół, żeby upolować sobie jakiegoś tosta na śniadanie. Pomiędzy czwartym a piątym schodem usłyszałam z podwórka donośne trąbnięcie. Resztę schodów pokonałam żwawym susem, żeby jak najszybciej wyjrzeć za okno. TO KURIER Z MOIM MARZENIEM!!! Nałożyłam pierwsze pod stopą buty i wybiegłam radośnie do bramy może trochę zbyt radośnie krzycząc: 
"Dzień dobry!!!"
Nie spotkałam się z odpowiedzią... Pomyślałam sobie, że jako przedstawicielka płci pięknej zaraz po przebudzeniu(czyli w wydaniu totalnie odwrotnym do znaczenia słowa piękno) może wystraszyłam Pana Kuriera i głos uwiązł mu w gardle??

Jednak okazało się, że nie... Pan Kurier był po prostu chamem i prostakiem w pełnym tego słowa znaczeniu... Moja paczka, dość ciężka i niewygodna w niesieniu szybko wylądowała w ramionach mego Narzuconego. Rozpakowaliśmy ją, a moim oczom zamiast mojego Wielkiego Marzenia ukazało się.... wiele kawałków Marzeń porozbijanych w kawałeczki... 
Są takie chwile, kiedy ściska Cię w gardle, pomimo tego, że naprawdę się starasz zachować spokój i przyjąć olewczą pozę. To był ten moment.
Zaczęłam dopytywać o protokół szkody itd. a opryskliwy Pan Kurier rozmawiał ze mną jakby miał pretensje o to, że żyję zapewniając mnie, że to "na pewno było już takie wysłane". Przy czym towar widziałam na własne oczy przed wysłaniem i NIE BYŁ TAKI. 
W pewnym momencie myślałam, że zbiorę kawałki szkła z mojego Marzenia i poderżnę mu gardło (no dobra, trochę przesadzam) ale wciąż mając na uwadze, że to tylko jego praca i że to tylko człowiek w pewnym momencie zaczęłam coraz bardziej stanowczo dopytywać o zaistniałą sytuację i jej następstwa. Kiedy szanowny pan Kurier miał mnie już ewidentnie w dupie przyznaję, podniosłam głos i mój Narzucony popatrzył w moim kierunku jak gdyby co najmniej zobaczył ducha
Niestety Pan Kurier okazał się chamem i prostakiem, firma "Ups! Zepsuliśmy Ci Marzenie" pozostaje u mnie na czarnej liście dzięki temu Panu, a ja siedzę przyglądając się mojemu Marzeniu w kawałkach i nie mając pojęcia co z tym wszystkim zrobić...


A tak do rzeczy... Moje Marzenie, to prześliczna toaletka, w kolorze jabłoni z waniliowymi wstawkami i oświetleniem, która miała być moim pierwszym meblem w nowym domu. Niestety... Pomimo zapakowania w umacniany karton ślady na pudełku mówiły same za siebie - pomimo zaznaczenia, że towar jest delikatny, znajduje się tam szkło i inne pierdoły - skończyło się jak się skończyło. Ja dalej malować będę się na parapecie i biorąc pod uwagę zgryźliwe uwagi Pana Kuriera - na jakiekolwiek rozwiązanie (pozytywne) nie mam co liczyć... 

Jednak co Poniedziałek, to Poniedziałek!
Dziś jest wtorek, i pochwalę Wam się... Zostałam odznaczona!!!! :)
Dołączam do grona Mrucznych Fanów z orderem na piersi! :D


A Wy miałyście jakieś przykre/śmieszne przygody z Kurierami?
Napiszcie koniecznie!

sobota, 26 października 2013

Romantyzm a męskie gusta


Cześć Dziewczyny!

Bynajmniej nie chciałabym się zagłębiać w samo pojęcie romantyczności, bo ono (jak i wszystko inne) jest postrzegane w troszkę inny sposób przez każdego z nas. W tym tygodniu podczas projektu "Kobieta Kameleon" u Domi naszym zadaniem jest stworzyć romantyczny makijaż. 

Ponieważ ja sama miałam problem z określeniem czegoś, co dla mnie byłoby romantyczne - postanowiłam spytać Narzuconego w czym mu się najbardziej podobam, albo w czym chciałby żebym wyszła na randkę. Oczywiście pierwsza odpowiedź brzmiała "we wszystkim Ci ładnie", ale potem dowiedziałam się, iż:
- mój samiec lubi przydymione czarne oko (ale nie za bardzo!:))
- NIE LUBI CZERWONEJ SZMINKI!!!...?
- w ogóle, na ustach najlepiej żeby był tylko błyszczyk i to niedużo, nielepiącego i w miarę smacznego :)
- włosy muszą być rozpuszczone i naturalne
- sukieneczka, albo spódniczka to punkt obowiązkowy

W sumie... Według wszelkich moich wiadomości podobno mężczyźni wolą czerwone usta, więc gdy wiedziałam, że z nich zrezygnuję i że oko ma być lekko przydymione - powstał makijaż inspirowany wizją Ukochanego :)

Jak to wygląda?


Jemu się podobało, i wywołało niezapowiedzianą randkę (co prawda spontanicznie i bez spódniczki :P) więc to mnie cieszy najbardziej :) 


Nie za ciemno, ale okraszone czarnym, gwieździstym cieniem :) Z jasną ruchomą powieką, nieskomplikowanie. Tyle mogę powiedzieć :)

A Wasze drugie połówki jakie makijaże lubią na Was najbardziej?
Napiszcie koniecznie! 
Buziaki!

piątek, 25 października 2013

Leć mój motylku!!!


Cześć Dziewczyny!


Powinnam dostać banię z zarządzania czasem, bo wszystko ostatnio robię na tak zwanych "wariackich papierach". Jednak zazwyczaj udaje mi się zdążyć :) Dziś malowanie, które odbywało się równie szybko jak wszystko inne ostatnio w moim życiu - projekt motylka na konkurs u Makijażowo (do którego serdecznie Was zachęcam, jeszcze jest czas, klikajcie w baner poniżej :))




Zadaniem było zainspirować się krajobrazem, zwierzęciem itd. co można by określić mianem egzotycznego. Ponieważ w konkursie mogą brać nie tylko wizażyści profesjonalni, więc zgłosiłam się i ja :) No i od razu wiedziałam, że będzie to motyl! Makijażowo na blogu wkleiła parę egzotycznych obrazków, które mogły być inspiracją. Błękitny motyl zawsze będzie kojarzył mi się z czymś totalnie egzotycznym, a co za tym idzie - pięknym, niecodziennym, nieuchwytnym i trudno dostępnym. Nie będę ukrywać, że zdecydowałam się też na motyla, bo w całych moich zbiorach neutralnych, ziemistych kolorów mam parę odcieni niebieskiego, więc mogłam trochę lepiej pocieniować :)



Makijaż miał być zwykły, z wywijaskiem na oku, otulony w błękit, granat, czerń i turkus. Ale ostatnio po projekcie Kobieta Kameleon - WILD tak mi się spodobało robienie czegoś dużo więcej (a przy okazji praktyka!!!) że spróbowałam zrobić motylka w 3D :) co prawda miałam na to niecałą godzinę i tatę śmiejącego się w niebogłosy na karku - wyszło co wyszło. Zabrakło mi czasu na wykończenie eyelinerem (dobra, przyznam się szczerze, że eyeliner też mi się skończył :P) więc całość została utrzymana w mglistej formie.


Zdjęcia wyżej są robione w lusterku, przez co też są jeszcze bardziej "mgliste".
A poniżej zdjęcie z karteczką i zbliżenie na niedokładne oczy :D






Czułam się trochę jak mała dziewczynka, taka która idzie na festyn i rodzice fundują jej malowanie twarzy farbkami :) Maluje się wtedy misie, pszczółki, lewki, no i właśnie finezyjne motylki :)

Ja zmykam szybciutko na seminarium, zdradzę Wam jeszcze, że ulubionym zwierzątkiem moich uczniów jest właśnie niebieski motyl :) Zawsze gdy wprowadzamy nową zabawę jest masa chętnych, żeby odgrywać rolę motylka, za to nikt nigdy nie chce wcielić się w rolę ślimaka, więc tego bohatera zazwyczaj odgrywam ja :) Hihi, dlatego dziś dla odmiany wcielam się w motylka :D



Dziś jest już kolejny piątek, więc życzę Wam wszystkim serdecznie miłego weekendu!
Buziaki!

środa, 23 października 2013

Bo nie tylko kobieta jest zmienna...


Cześć Dziewczyny!


Dziś chciałam Wam krótko opowiedzieć o mojej skomplikowanej znajomości z BB od firmy ASTOR, który kupiłam już jakiś czas temu.

Tak, były to ciepłe miesiące, może czerwiec, może lipiec? Potrzebowałam czegoś lekkiego, delikatnego na lato. Ponieważ kremy BB robiły furrorę i prawie każda marka kosmetyczna miała takowy okaz - trafiłam na tenże krem BB. W Drogerii Natura - pani ekspedientka spytała, czy może mi w czymś pomóc? "Tak!" - pomyślałam i wyraziłam swoje myśli i potrzeby na głos. Ona podpowiedziała mi ten krem BB. Zmieściłam się w 20złotych i byłam ciekawa, czy faktycznie produkt będzie taki idealny na lato.


Na różowo zaznaczyłam obietnice producenta, obok opisałam swoje spostrzeżenia. Otóż specyfik ten o nazwie 5 w 1 ma za zadanie:

1. Nawilżać - nie oczekuję nawilżenia od podkładów. Dobrze jeżeli nie wysusza. Tego nie robił. Nakładałam go na krem i nie podkreślał suchych skórek.
2. Mieć naturalne wykończenie - hmm... W sumie chyba tak? Trochę smużył.
3. Zauważalnie wygładzać i rozświetlać twarz - ujednolicenie -ok, wygładzenie - owszem, rozświetlenie - twarz wyglądała zdrowo, ale chyba rozświetlenie to za duże słowo?
4. Być bazą pod makijaż, lub samodzielnym kosmetykiem - użyta jako baza to trochę za dużo jak dla mnie. Sam krem BB ma dość mocne krycie żeby na niego nakładać jeszcze podkład. Czułam się zaszpachlowana...
5. Być używana jako filtr (SPF 25) - co tu mogę powiedzieć :) Ma filtr - tylko mnie to cieszy!


Ponadto parę spostrzeżeń od użytkownika (czyt. mnie)
- krem BB dobrze się rozprowadza na kremie, gdy próbowałam go nakładać bez kremu robił smugi, nie chciał się stopić ze skórą i rolował się
- po niedługim czasie krem BB strasznie ciemnieje. Póki było lato i byłam opalona - nie przeszkadzało mi to. Teraz wyglądam jak jakaś pomarańczowa bestia :(
- dobrze kryje, ale bardzo szybko się ściera(dzięki Bogu dość równo). Obowiązkowe było przypudrowanie jeśli chciałam z nim pochodzić dłużej.

A tu efekt ciemnienia. Na twarzy niestety jest bardziej pomarańczowo...:(
  

Na twarzy jak widzicie wyżej nie prezentuje się najgorzej. Ujednolica kolor, zakrywa drobne przebarwienia... Podczas rozsmarowywania pigmenty ciemniejsze i jaśniejsze się mieszają i na początku się tego bałam jak zobaczyłam na swoim ryjku taką kompozycję :) 

Generalnie ten kremik BB nie był najgorszy, ale... przy tak szybkim ścieraniu niestety nie sięgałam po niego tak często jak chciałam. Teraz wyrzucam go do kosza, bo jest zdecydowanie za ciemny, a do następnych wakacji zdążyłby się zepsuć :) Nie wystawiam mu żadnej konkretnej oceny na plus ani minus, mam zbyt mieszane uczucia co do tego produktu.

Kolejny bebik, który tylko udowadnia, że czasem lepiej zdecydować się na coś sprawdzonego niż poddawać się szałowi lub modzie :)
A Wy wpadłyście w szał kremów BB w tym roku?
Buziaki! :*

niedziela, 20 października 2013

Król Lew - edycja blogerska.

Cześć Dziewczyny!

Gdy słyszę gdzieś w sieci słowo "samorozwój" mój mózg krzyczy głośne i zdecydowane: "Jak najbardziej TAK!!! " Jednak gdy przychodzi już do wdrożenia planów w życie - jest tylko gorzej... Wiecie, mam jeszcze takie studenckie naleciałości, które wpływają na światopogląd w stopniu co najmniej znaczącym. A mowa tu o dość znanym nurcie filozoficznym, który zakłada, że gdy wstaniemy wcześniej rano, to podczas jednego dnia można zrobić praktycznie wszystko.... tylko po co?
Mój samorozwój postanowiłam zacząć od uporządkowania spraw wszelkiej maści, z którymi zalegam w kolejności pierwszej, oraz doprowadzania do końca czynności, które rozpoczynam na bieżąco. Tak też w końcu ogarnęłam szafki swoje i Lubego, zrobiłam generalną segregację śmieci, które należy bezzwłocznie wyrzucić oraz tych, które są dla pewnej osoby z którą mieszkam czymś w rodzaju pamiątki(czy paruletni korek od wina może mieć jakąś wartość sentymentalną, oświećcie mnie???) 

Ponadto zabrałam się też za nadrabianie prac do projektu u Domi i obiecałam sobie, że nie tylko z makijażami nie będę już zwlekać do ostatniej sekundy/godziny/dnia! Dlatego też wzięłam dupę w troki i powtórzyłam sobie hiszpański, zrobiłam zadanie na za tydzień i przygotowałam się na zajęcia w tym tygodniu. I co? jestem z siebie mega dumna!

A teraz, żeby nie być gołosłowną pokażę Wam moje wypociny z tygodnia zatytułowanego WILD. Niestety tak zachłysnęłam się samorozwojem, że na makijaż zostało mi niewiele czasu, więc praca na szybkiego i chaotycznie... 


A dlaczego lew? Myśląc nad tym mam ochotę obwiniać nauczycieli, którzy jako zwierzęta DZIKIE zazwyczaj na pierwszym miejscu podawali lwa - króla zwierząt rzekomo. I tak już w moim małym umyśle się zakodowało - dzikość=lew. (zaraz po tym w głowie włącza mi się piosenka wild, wild west, ale to tylko małe skrzywienie:P)


Nie kłócąc się z moim instynktem dzikości postanowiłam lwa odtworzyć z skutkiem takim jaki możecie zobaczyć. Teraz siedzę i sikam ze śmiechu, bo nie zdawałam sobie sprawy z tego jak wyglądam dopóki nie zobaczyłam miny Narzuconego :D


Ponadto mimo, że lwy są duże, groźne i dzikie (yhym:D) to są przepięknymi kociakami... Kocham kobiety, które mają burzę włosów, nawet w nieładzie, tak samo jak kocham lwią grzywę i gdy byłam mała chciałam mieć swojego prywatnego lewka do przytulania. 

Myślę, że jestem po prostu spadkobiercą syndromu opisywanego jako skrzywienie "Króla Lwa", które działa podobnie jak w przypadku "101 dalmatyńczyków" gdzie nagle w krótkim czasie popyt na szczeniaki dalmatyńczyków niesamowicie wzrósł :)

Tak czy siak - u mnie skończyło się na pluszowych zabawkach wielkiego, dzikiego kota z bujną grzywą, które niejednokrotnie towarzyszyły mi podczas snu odpędzając wszystkie węże spod łóżka.

Tą opowieścią o chorej psychice małej Picoli kończę dzisiejszy wywód.

Mam nadzieję, że Wasz weekend upłynął równie kreatywnie, odkrywczo, twórczo, albo przynajmniej  MIŁO :)
Buziaki!:*

sobota, 19 października 2013

Spóźnialski biznes!

Cześć Dziewczyny!

No cóż biznes i spóźnialstwo raczej w parze nie pójdą, a jeśli tak to na pewno wywołają niemałe awantury. Ja z powodów łóżkowych (czyt. namiętnego romansu z łóżkiem w ostatnich tygodniach spowodowanego chorobą) spóźniłam się z makijażem typu "Business make-up" w projekcie Domi Kobieta Kameleon. Wracam jednak do nadrabiania zaległości a Was do oglądania!

Niestety ostatnie dni nie rozpieszczają nas pod względem nasłonecznienia, wczoraj o godzinie 13 czułam się jakby była co najmniej siedemnasta: szaruga, deszcz, ciemnota... A ponieważ nie zdążyłam przy przeprowadzce zabrać ze sobą oświetlenia, więc zdjęcia na jakości leżą, ale z fleszem z rąsi się prześwietlałam(tak, statywu też nie wzięłam...).

Yyyy... Tak, dokładnie tak. Bez kreski czuję się naga, ale żeby zachować świeżość machnęłam ją w kolorze brązu (akurat to widać na tych szajsowych zdjęciach). Rzęsy również pociągnięte Rimmelem w kolorze brown-black, no i ruchoma powieka potraktowana korektorem o zapudrowana. W załamaniu brązik i voila!

A co do ust... Po wymalowaniu przypudrowuję je przez jedną warstwę chusteczki, co sprawia, że szminka dłużej się trzyma :)


Zbliżenie na delikatnie podmalowane oko... Walczę ostatnio z popuchniętymi i zaczerwienionymi oczami. A wszystko przez przemilaśnego kociaka, któremu bez względu na ogromną alergię nie jestem w stanie odmówić pieszczot, gdy tylko miauczy na mnie i mruczy gdy tylko się go dotknie <3

 No i na koniec wersja w okularkach i bez. No cóż, te dwa szkiełka w oprawkach dodają trochę powagi, nie zaprzeczę :) No i to prawda że odsłonięta twarz i spięte włosy sprawiają, że wygląda się schludniej. 


A na koniec bonusowe oko z dzisiaj, czyli w takim oto wydaniu udało mi się dostać pracę :) 
Prócz tego, że krecha czarna(jak i rzęsy) to cieniowanie niewiele się zmienia... Jedyny dodatek to oprószenie ruchomej powieki cieniem z GR. No i lepsze światło oraz brak zapuchniętych, czerwonych oczu :D
Taki makijaż z chęcią nosiłabym na co dzień! :)
Pozdrawiam Was serdecznie!! :)

piątek, 18 października 2013

Co w trawie piszczy?


Cześć Dziewczyny!

Nawet nie chcę liczyć ile nie pisałam, bo mnie to przytłacza... Niestety w tym roku albo mam jakiegoś pecha, albo ciągłe spacery na przystanek do pracy mają na mnie ogromny wpływ, ale ledwo wyszłam z jednej choroby - chwyciła mnie druga... Fatalne samopoczucie sprawiło, że prócz przymusowych wycieczek do pracy leżałam tylko w łóżku i faszerowałam się coraz to nowymi lekarstwami. Dzięki Bogu wracam do świata żywych, bo trochę się zaniedbałam z tak jakby... WSZYSTKIM.

Ale ale... na takie okazje przygotowałam się kupując potrzebny sprzęt (plus parę dodatków które mają mi ułatwić życie :P) A są to między innymi: 
 1. Mega wynalazek, którym jest hmm... NARZUTA? Tak, to byłoby odpowiednie słowo :) Ociepla, jest milutka, ma golfik pod szyją, zmieści dodatkowych dwóch pasażerów gdy najdzie chłód, a także to co cieszy mnie najbardziej - jest to prezent <3 Docieplał mnie przefajniasto w te chłodne wieczory, choć nie przupuszczałam, że kiedykolwiek coś takiego na siebie wdzieję. Feel like a Batman :D


 2. Skarpety z gatunku "docieplacze totalne" to moje absolutne must have w okresie jesienno-zimowo-wiosennym, gdy w nogi zawsze mi zimno. Zamiast chować girlandy pod koc - pakuje je do bezpiecznego schronienia we wnętrzu włochatych, puchatych skarpet. Z racji tego, że moje zeszłoroczne mi się nudzą zakupiłam dwie pary nowych za zawrotne 5zł/para. Wady? Psy i koty uwielbiają się nimi bawić gdy leżą gdzieś beztrosko po praniu...:)


3. Wiedziałam, że dodatkowa praca w przedszkolu to będzie nie tylko wyzwanie ale i wielka odpowiedzialność... Jednak nie spodziewałam się, że będzie to wymagało ode mnie zakupienia obuwia roboczego :) Grube kapcie do pomykania z dzieciakami, w kolorze wściekłego różu ze wstawkami "z owcy"! Marzenie każdego pedagoga - 15zł/para.


4. Szukałam, szukałam, szukałam ideału... Dalej nie znalazłam, ale bardzo spodobała mi się ta szminka :) Stwierdziłam, że aby odsunąć od siebie jesienno-depresyjno-chorobowy nastrój kupię coś w kolorze różu. A ponieważ zaczęła się u mnie akcja oszczędzania - pozwoliłam sobie jedynie na to maleństwo. Ale więcej o nim wkrótce :)

5. Sama nie wiem po co mi to...? Ale mnie cieszy :) Idąc sobie wieczorem, po ciemku z daleka widzisz tylko świecące rogi... Wiedz, że coś się niedobrego dzieje! :D


6. Świeczuszki, podgrzewacze zapachowe! Uwielbiam zapalać co chwilę inny zapach, wkładać je do szklanych ozdobnych stojaczków i siedzieć przy ich małych ognikach. Te akurat pochodzą z Lidla/Biedronki?? Pachną jak ciasteczka i zupełnie zapomniałam ile kosztowały, bo również są małym prezencikiem od Narzuconego w ramach mojej przeprowadzki :)

7. Chciałam go już od dawna, sama nie wiem co mnie powstrzymywało od kupna? Chyba obawy przed tym, jak takie gówienko za 7 złotych będzie działać? O dziwo sprawuje się świetnie, o ile mamy małego pendrive, albo specjalnie przeznaczymy kartę Micro do tego urządzenia. Ja nie posiadam odtwarzacza CD ani mp3 w moim Polo, a radio niestety nie zawsze gra "pod mój gust" więc taki gadżet jest dla mnie idealny :)

Ponadto...
 leżąc w łóżku musiałam wyglądać jak jakiś Łazarz, więc mój Ukochany coby mnie trochę ożywić postanowił spełnić moje wielkie marzenie, o którym nawet nie myślałam, że kiedykolwiek spełnię. W następnym tygodniu przyjedzie ono do mnie z panem Kurierem i na pewno nie omieszkam Wam pokazać co to takiego :) Na razie ciiii i trzymam kciuki, żeby ta mała-wielka rzecz nie zepsuła się podczas transportu...

Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i choroby trzymają się od was z daleka?
Buziaki!!!! :*

poniedziałek, 7 października 2013

O rzęsach nienaturalnych :)


Cześć Dziewczyny!

Dziś chciałabym Wam zaprezentować rzęsy, które mam możliwość sprawdzić na własnej skórze dzięki współpracy z KKCenterHk. O poprzednich modelach możecie poczytać TU i TU. Myślę, że po przetestowaniu trzech modeli (w wielosztukach pakowanych:)) mogę w miarę obiektywnie ocenić jakość ich sztucznych rzęs ale o tym w podsumowaniu na końcu.

Tym razem dotarł do mnie model ES-A516. Na co przede wszystkim zwróciłam uwagę? Na opakowanie! O ile czarne tekturowe bardzo mi się podobało, to jednak po obcięciu rzęs do mojej długości nie miałam ich jak przechowywać. Przy nowym białym opakowaniu mamy możliwość przykleić rzęsy z powrotem na swoje miejsce, dzięki czemu będą bezpiecznie siedzieć w swoim plastikowym domku i nie będziesz musiała martwić się, że Twoja mama uzna Twoją nową parę sztucznych rzęs za jakiś psi kołtun i nie wyrzuci jej bez sentymentów do kosza. 

No ale bez dramatów! Druga cecha charakterystyczna tego modelu, to fakt iż jest dużo krótszy niż jego poprzednicy. W tym wypadku wystarczy podciąć nadmiar przezroczystej linki, bez usuwania paska z rzęsami, by na długości leżały wręcz idealnie na mnie, mojej mamie i koleżance. 


I znów - pasek jest przezroczysty, a rzęsy robione ręcznie, co się chwali. W opakowaniu tym razem jest ich 5 par i moim zdaniem mają kształt najfajniejszy z posiadanych przeze mnie dotychczas modeli. Nie wiem, może to też kwestia długości, która wpływa na lepsze dopasowanie się do oka? 
Włoski są takie jakby trochę poszarpane, raz dłuższe - raz krótsze i to tworzy bardzo ciekawy efekt na oku i pomimo tego, że włosek jest bardzo długi - nie wygląda się przerysowanie.
Po lewej stronie jedna warstwa tuszu, a po prawej doklejone rzęsy :)


Co prawda w różu się nie odnajduję, ale nigdy nie malowałam się tym mocnym różem, a stwierdziłam, że jako "tło" do zaprezentowania sztucznych rzęs się nada :)


Mnie ten model bardzo przypadł do gustu. Poniżej wstawiam Wam Zdjęcie całej twarzy bez rzęs i bez szminki. Tak niewiele a tak zmienia całość makijażu :)


Tak jak mówiłam na początku, po przetestowaniu trzech par mogę stwierdzić parę rzeczy na temat sztucznych rzęs od KK:
- mają ogromny wybór modeli
- rzęsy są na przezroczystych paskach...
- ...i robione ręcznie
- rzęsy są raczej sztywne i na początku trzeba je "rozklekotać"
- po "rozklekotaniu" wyglądają lepiej i nosi się je lepiej :)
- czarne opakowania uniemożliwiają przechowywanie rzęs
- generalnie moje odczucia i względem firanek i ich użytkowania są pozytywne :)




Jeśli zdecydowałybyście się na zakup czegokolwiek z ich strony na hasłopicolaworld " otrzymacie 10 % zniżki na produkty z ich strony
Rabat ten obowiązuje do 31 stycznia 2014 

Ps. Miałam wrażenie, że blogger psuje niesamowicie jakość zdjęć. Ostatnie moje wyblurowane do granic możliwości zdjęcia dają się we znaki nie tylko mnie. Jednak gdy pod ostatnim makijażowym postem dostałam komentarz o okropnym retuszu przyjrzałam się bliżej - no choćby przedostatnie zdjęcia porównawcze w tym poście to jakaś masakra! I tak samo zauważyła koleżanka Pawie Piórka. 
U mnie w folderze zdjęciowym na tych dwóch zdjęciach widać każdy pieg i rozszerzone pory:D Muszę coś poszperać, bo słyszałam o autokorekcie wprowadzonej przez Google... Eh, idę szukać złoczyńcy!

czwartek, 3 października 2013

Klasyczny makijaż :)


Cześć Dziewczyny!

Zaczyna się robić coraz chłodniej!
Nadchodzi czas szalików, rękawiczek a i może czapek. Ja mam zamiar sprawdzić jak sprawuje się nowe ponczo (nigdy nie chodziłam w takich wynalazkach:)) a w związku z przymrozkiem o poranku wyciągam z dna szafy coraz to cieplejsze sweterki.

Powietrze jest ostre, a ja dziękuję Bogu, że chorobę mam już za sobą. Nie wiem jak Wy, ale ja jak już raz przejdę coś chorobowego, to potem raczej przez całą zimę nic mnie nie chwyta (tfu, tfu, żeby nie zapeszyć!)

Ale koniec wywodów! Startuję z projektem u Domi pod intrygującą nazwą Kobieta Kameleon. 



W tygodniu pierwszym zadaniem jest przedstawić makijaż Klasyczny, czyli obowiązkowo czerwone usta, czarna kreska i ładnie wytuszowane rzęsy - tak brzmi moja definicja  classic makeup.

Dziś nie zanudzając Was moim gadaniem zapraszam do obejrzenia moje Klasyki :)

Na dobry początek poszła ulubiona szminka z GOSHa, która w zależności od światła raz wydaje się czerwona, raz wpada w róż. Uwielbiam ją i dobrze się w niej czuję.

 Oko klasycznie, tylko wymodelowane brązem, rozjaśnione naturalnie jasnym przy kąciku + czarna krecha.


Nie chciałam się jednak ograniczać do ulubionej czerwieni i dodałam trochę lip tintu od Bell numerek 3, wklepałam na wcześniej nałożoną szminkę palcem. Trochę żywsza wersja :)

Ja na co dzień boje się czerwieni, choć dziś zebrałam parę komplementów w pracy :D 
A Wy czujecie się dobrze w czerwieni czy raczej wybieracie delikatniejsze kolory? 

środa, 2 października 2013

Niedoskonałości - 3 kroki w bitwie.


Cześć Dziewczyny!

W poście dotyczącym bitwy o piękniejszą skórę wspominałam dużo o produktach katologowych od AVON. Tak jak mówiłam - nie zwróciłabym na te produkty pewnie uwagi, gdyby nie moja pani dermatolog, która ciepło się o nich wypowiadała :) Dziś więc chciałam przybliżyć Wam trzy kosmetyki, które zadomowiły się w mojej łazience i o tym jak na mnie działają.


Pierwszy z nich, to żel punktowy na wypryski z 2% zawartościa kwasu salicylowego. Daaawno temu miałam ten żel, tylko w starej wersji, w zupełnie innym opakowaniu i z innym składem. No i generalnie nie potrafiłam powiedzieć, czy go lubię, czy nie, bo w gimnazjum nie interesowała mnie wcale moja skóra, a i należałam do grona szczęśliwców, którym okres dojrzewania przeleciał bez problemów z syfkami. Ale fajnie było mieć pierwsze swoje własne kosmetyki, bo wszyscy wkoło używają :) 
Dopiero w tym roku po wizycie w gabinecie wspomnianej pani DR usłyszałam, żeby sobie stosować ten żel gdy skończy mi się Klindacin T, bo ta seria AVONu jest (uwaga cytuję): "bardzo fajna". Więc dlaczego nie nabyć czegoś, co lekarz któremu ufam opisuje jako FAJNE? 



Tak żel trafił w moje ręce i ląduję na zmianach skórnych gdy czuję, że coś zamierza wyjść, gdy już wyjdzie, albo gdy wyjść nie chce. Wysusza mi zmiany wypryskowe, jednocześnie jest bardzo precyzyjny i nie muszę się obawiać, że nabawię się po nim suchych skórek. Żel jest przezroczysty i tworzy taką powłoczkę, które sama w trakcie nocy odchodzi wraz z moim nieustannym wierceniem się i wycieraniem twarzy o poduszkę. No i tak, właśnie aplikuję go na noc i zazwyczaj po nocy "niespodzianka" jest albo ledwo widoczna, albo znacznie zmniejszona. Nie podrażnił mnie, jest bardzo wydajny i kosztuje około 10 złotych. 



Kolejnym produktem jest Krem 2w1:redukcja pryszczy i nawilżanie. Ma on za zadanie nie tylko zlikwidować problem powstawania nowych pryszczy, ale także pomóc w redukcji tych już powstałych. I co w tym takiego nietypowego? Otóż jako posiadaczka suchej skóry unikam nakładania tego typu preparatów na całą twarz. Najchętniej decyduję się na punktowe żele(jak wyżej) obawiając się przesuszenia. Jednak ciekawość mnie zżerała więc zaczęłam stosować. I znów Krem 2w1 okazał się zamiennikiem dla antybakteryjnego preparatu AcneMAT. Krem ma lekką, wodnistą konsystencję, koloru rozwodnionego białego(lub jak stwierdziła to dość dobitnie moja koleżanka jest to kolor typowo sztucznej spermy używanej w filmach porno...) i dość szybko się wchłania. 




Zalecenia są, by na początku stosować go tylko raz dziennie, a potem nawet 2, lub 3 razy. Ja pozostałam przy jednorazowej aplikacji rano lub wieczorem. Wszystko zależy od tego jak bardzo się spieszę rano :) A jak działanie? Przede wszystkim moje ogromne zdziwienie, bo krem nie spowodował u mnie żadnego przesuszenia(ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu!). Wierzę, że jego regularne stosowanie w połączeniu ze zmianą pielęgnacji ma wpływ na zastopowanie powstawania małych krostek, które nękały co chwilę moją brodę.
Jedyny minus za opakowanie. Przy takiej lejącej konsystencji często ubabram sobie wszystko dookoła (a mam już trzecie opakowanie) i jest to trochę irytujące...


Trzecim i ostatnim w moich dotychczasowych zbiorach jest mój zdecydowany faworyt, czyli produkt 3w1: żel myjący, peeling i maseczka. Nie lubię gdy coś określa się mianem 10w1, ale skusiło mnie 1.opakowanie z serduszkami (no tak, dorosłość:P), 2.pozytywne zaskoczenie jego braćmi. I tak wpadł w moje ręce. Nie wiedziałam, czy stosować go jako maskę, peeling, czy żel. Peeling i żel można stosować codziennie, a maskę raz na tydzień, więc postanowiłam go używać raz na tydzień jako... wszystko :D Krem ten ma duży otwór i gęstą konsystencję a w kremowej mazi są niebieskawe kuleczki peelingujące. Ja po demakijażu nakładałam trochę preparatu na twarz i masowałam delikatnie przez około minutę. Potem zostawiałam wszystko na opisane 3 minuty i... zamarłam. Gdy kosmetyk zaczął zasychać moja twarz jakby zamarzała. Przedziwne uczucie chłodu ogarniało każdy centymetr potraktowany mazidłem. Postanowiłam wytrzymać modląc się, żeby podczas zmywania nie być całą czerwoną, albo w chrostach uczuleniowych. Nic takiego całe szczęście się nie stało. 



Po zmyciu twarz była niesamowicie gładka, jak po żadnym innym peelingu, pory które dają się we znaki na policzku delikatnie się zwężyły, a moja twarz była cudownie odświeżona. Od tamtego momentu już się nie boję, tylko z przyjemnością nakładam chłodzący preparat na ryjek. Naprawdę jest to też swego rodzaju terapia :D
Kosmetyk ten zawiera kwas alfahydroksylowy i nie powinno się po jego stosowaniu eksponować skóry na słońce + stosowanie filtra jak najbardziej wskazane. 


Podsumowując: całą trojkę bardzo polubiłam i mam nadzieję, że ich formuła nie zmieni się za szybko. Chciałam jeszcze podkreślić, że moje problemy ze skórą to na chwilę obecną, po wdrożeniu intensywnej pielęgnacji, powyższych kosmetyków + Klindacin, AcneMat oraz niezastąpione ręczniki papierowe - również w czasie okresu(gdzie powstawały niezliczone pokłady niedoskonałości) nie mam żadnego problemu z niespodziankami :)

A Wy tak samo jak ja jesteście/byłyście uprzedzone do katalogowych kosmetyków? :)