czwartek, 31 stycznia 2013

Kosmetyczne plamy na twarzy.

Cześć Piękne!

O plamkach na twarzy spowodowanych słońcem, albo zmianami skórnymi dziś nie będzie, ale chciałam Wam szybko zaprezentować jak można się samemu zrobić w tak zwane "bambuko".

Do znudzenia powtarzać będę o mojej miłości do pudrów Rimmel Stay Matte, wciąż też upewniam się w przekonaniu, że lubię Eveline. 
Jednak jak już go delikatnie opisałam w poprzednich postach [click!] Eveline ma niezbyt przyjemną tonację, a mianowicie pomarańczowy brąz. Miałam pomysł, żeby rozbić go na czynniki pierwsze i zmieszać z mąką ziemniaczaną. (swoją drogą zainteresowane własnym wyrobem pudru domowymi sposobami odsyłam do Etiennette :)) 

Jednak pudełeczko Eveline'owe tak mi się podoba, że szkoda było mi niszczyć puder. I w sumie przywróciłam sens jego życiu, a mianowicie... dla mojej dość jasnej karnacji świetnie nadaje się jako.. bronzer! Wiem wiem.. odkrywcze jak cholera, ale w życiu bym nie pomyślała, że transparentny puder może być aż tak ciemny, żeby służyć do konturowania! Porównując go do transparentnego Rimmel'a widać ogromną różnicę!!


Ostatnio wybrałam się wygrzać na parę minut do solarium, gdyż w lecie nie miałam okazji wcale się opalić i aż dziwnie się czułam taka "biała". O dziwo po nabraniu delikatnego koloru na twarzy puder Eveline wciąż jest dużo ciemniejszy :)


A teraz, żeby nie pozostać gołosłowną chciałam Wam pokazać jak to wygląda na twarzy.




Trudno przesadzić z wybronzowaniem, więc jest fajnie :) 

Także, jeśli jesteś bladolicą niewiastą i masz problem z wyborem bronzera - polecam puder transparentny Eveline :)
Miałyście jakieś ciekawe przeżycia z transparentnymi kosmetykami??:)

środa, 30 stycznia 2013

Plastikiem po oczach!


Cześć Dziewczyny!

Miło mi powitać nowych Obserwatorów, ogromnie się cieszę z każdej osoby, która tu zaglądnie, tak samo jak z Waszych przemiłych i budujących komentarzy! Muszę poważnie pomyśleć nad jakąś inwestycją w rozdanie dla Was…. :)

No ale o czym chciałam dziś popisać?
O sztucznych naocznych upiększaczach czyli o sztucznych rzęsach!

Jestem szczęśliwą posiadaczką czterech modeli Inglota, Golden Rose i dwóch sztuk rzęs marki bliżej nieokreślonej.

No cóż, wypociny moje zacznę od tego, że Matka Natura nie obdarzyła mnie naturalnymi bujnymi rzęsami. Na dodatek są one mysio-szare przez co bez tuszu wyglądam, jakbym prawie ich nie miała(no, nie tak jak niektórzy blondyni, ale mimo wszystko bez tuszu Ola jest łeee). Miesięczne zabiegi olejkiem rycynowym, odżywkami i suplementacja nic nie zdziałały, więc dałam sobie spokój i na co dzień po prostu dokładnie tuszuję, a na większe wyjścia/do sesji funduję oczom piękną oprawę.



W sumie na sztuczne rzęsy skusiłam się w sierpniu zeszłego roku i były to właśnie Inglotowe cuda.
Kruczo czarne, gęste i naturalnie wyglądające rzęsy były i są moją miłością. Dałam za nie 24złote i za klej dopłaciłam drugie tyle. Jednak po pół roku widać ich spracowanie, kleju trochę ubyło, ale spokojnie starczy jeszcze na niejeden wyskok w rzęsach, więc zakup uważam za udany. Ponadto, jak na półroczne rzęsy mają się nieźle! Są trochę poodginane i zmaltretowane, ale… sprawia to że wyglądają bardziej naturalnie i wciąż rewelacyjnie! Ponadto główny ich plus to miękkość i giętkość. Bardzo łatwo dopasować je do kształtu oka i to w nich cenię.

Spracowany Inglot

***********************************************

Drugie rzęsy, to kupione na chybił trafił po 5 złotych za parę na aukcji internetowej. 
Poszukując instrukcji „JAK ZAKŁADAĆ SZTUCZNE RZĘSY” znalazłam się w sieci filmików o podobnej tematyce(nie, nie chodzi mi o to, że klikasz bezmyślnie i nagle znajdujesz się na chińskiej stronie Internetu i zaczynasz sobie uzmysławiać jak bardzo zbłądziłeś!). Odnalazłam nagranie o tym jak WYBRAĆ rzęsy. Oglądając uważnie aukcję patrzę i patrzę – wszystko ok.! Przezroczysty pasek, układ włosków zamówiłam dwie pary i… nie żałuję :) Rzęsy te są twardsze, ale wciąż przyjemne w użytkowaniu. Mają delikatną plastikową poświatę, którą likwiduję czarnym cieniem na pędzelku. Generalnie są bardzo długie i stwarzają efekt oka WOW! Który świetnie prezentuje się na zdjęciach! Nie żałuję zakupu :) Oto jak rzęsy zmieniły całą oprawę oczu w ciągu paru minut!


Tanie nie wiem co ale fajne :)

***********************************************

Ostatnie rzęsy to Golden Rose.
Zdecydowanie najtwardsze z rzęs. Niestety nie mają przezroczystego paska, ale układ rzęs mnie zachwycił. Jak to jest w praktyce? Rzęsy są twarde i utrudnia to ich uformowanie. Nalepione trzymały się jednak bardzo dobrze no i to co najważniejsze czyli efekt. Delikatny, ale bardzo mi odpowiada. Zagęszcza rzęsy i nadaje ładnego akcentu całemu makijażowi. Szkoda, że są tak twarde i nie mają przezroczystego paska. Za niewygórowaną cenę fajny produkt.

Golden Rose i jego piękny delikatny efekt

***********************************************

Uff.. Wszystkie z nich oczywiście trzeba było przyciąć i dopasować do swego zacnego paczadła. Szczerze? Mam wielką chrapkę na rzęsy ArtDeco :) Zbierają dobre opinie, a kiedyś w końcu trzeba będzie pozwolić odejść do kosza moim Ingotowym perełkom.

A Wy sięgacie po sztuczne rzęsy?
Jeśli tak to jakie polecacie??
Buziaki!

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Makijaże dwa i pół :)

Cześć Dziewczyny!

Sesja atakuje!!!!

Dziś na egzaminie ustnym zgwałcono mój mózg i nie potrafię już sklecić poprawnie zdania, więc notka będzie delikatnie po macoszemu treścią, ale….

Chciałam się pochwalić, że Studniówkowy szał szczęśliwie dopadł i mnie :)
Dzięki makijażowi siostry prezentowanemu poniżej ( który został opublikowany na popularnym portalu społecznościowym zaczynającym się na literę "F" :)) zawitały w moje skromne progi Basia i Karolina z prośbą o makijaż.

A to je moja siostra :) Podobna?? :)

Dziewczyny prezentują zupełnie inne typy urody – Basia jest brunetką o brązowych oczach, delikatnej jasnej cerze z dużymi oczami i naturalnie ciemnymi brwiami. Chciała podkreślić oczy mocno, z domieszką czerni i akcentem złota. Basi miałyśmy przyczepiać kępki rzęs, jednak okazało się, że naturalnie ma tak długie i grube rzęsy, że odpowiednie pociągnięcie mascarą i wyglądają jak sztuczne :) (zazdroszczę!!!;))



Karolina to delikatna niebieskooka blondynka, o głęboko osadzonych oczach w ślicznym kociakowym kształcie i oliwkową, ale problematyczną cerą. Chciała przede wszystkim ujednolicić cerę i podkreślić delikatnie oczy. Karolina pozwoliła mi mocniej podkreślić brwi, co uważam, że nadało spojrzeniu tajemniczości i głębi. (Karolina również podczytuje blogi i poszerza swoją włosow-kosmetyczna wiedzę:) miło było znaleźć wspólny jezyk!)



Dziewczyny przyniosły ze sobą własny Dermacol, który na bazie Soraya ułatwił nam zadanie w pokryciu niedoskonałości. Konturowanie twarzy + cienie Sleek oraz BH Cosmetics iii… Dziewczyny poszły podbijać imprezę :)

Dostałam zgodę na publikację zdjęć, z czego również ogromnie się cieszę i dziękuje dziewczynom za prezent w postaci mojego ulubionego Rimmela Stay Matte, który dobijał dna, a ja nie muszę go już kupować :)

Niestety nie mam zdjęć w kreacjach/pełnych fryzurach, ale widziałam zdjęcia i dziewczyny prezentowały się świetnie!

Chętnie przyjmę wór krytyki :)
Lecę uczyć się słówek (cała noc przede mną!)
Trzymajcie kciuki za jutro! :*

sobota, 26 stycznia 2013

Ulubiony sport zimowy :)


Heja heja Dziewczyny!


Przyznajcie się, która z Was zimą najchętniej ze sportów zimowych wybiera się na kawę i ciastko? :)
Ja mam nadzieję, że poza siedzeniem przed laptopem i kserówkami wyjdę w końcu ruszyć dupsko i pozjeżdżać trochę na worku ze znajomymi :)

Z okazji pięknego wyniku 69 obserwatorów ( no cóż :P ... :) chciałabym Wam zaprezentować mój ulubiony deser kawowy dla serwowania gościom, dla zaspokajania najdzikszych zachcianek podniebienia po śniadaniu, a także ot tak - dla zwykłej kawowej przyjemności!



                        Potrzebować będziemy:                   
kawy rozpuszczalnej (najlepiej jak najdrobniej zmielonej)
cukru pudru
zimnego mleczka skondensowanego
posypki (opcjonalnie)
SHAKERA





Wiem, że pewnie z tym ostatnim najgorzej, ja dopiero niedawno dorobiłam się nowego trzepiąc ostro w Shaherze do alkoholi. Była to istna masakra, szklana obudowa zasysała zatyczkę, przy otwieraniu wieczko przecinało palce, bleee... W końcu zamówiłam Shaker do suplementów dla Strongmanów i sprawuje się świetnie (może macie kogoś takiego w pobliżu i użyczy Wam swojego Shakera na chwilkę?:))








A więc przygotowanie, które jest banalne. 
Wsypujemy kolejno hojnie do Shakera 3 łyżeczki cukru pudru, następnie 3 łyżeczki kawy i zalewamy mleczkiem do linii 200ml. gdy wsypie się najpierw kawę potem cukier puder nic złego się nie stanie (ani roztwór nie wybuchnie), ale kawa może zacząć przywierać do dna i dłużej się rozpuszczać. 



Shaker zatykamy szczelnie i trzepiemy nim góra dół ile Matka Natura dała siły i cierpliwości :)
(czyli dokąd kawa się nie rozpuści a piana nie osiągnie dwa razy większych rozmiarów)
Jest to fajne ćwiczenie na bajcepsa (ja się dorobiłam niezłych okazów) ale jeśli macie w zasięgu wzroku i ręki osobnika płci męskiej możecie podbudować jego ego i (o ile nie ma nic przeciwko wykonywaniu takich skojarnych ruchów) zachęcić go do trzepania :D W czasie trzepania gotujemy sobie wodę.



Po takim zabiegu nasza mikstura zamieniła się w gęsty kawowy mus i sporo jej przybyło. Należy ją rozlać do filiżanek - około 3/4 całej filiżanki. Ile wyjdzie nam z takiej ilości masy? Zależy od wielkości filiżanek. Jeśli są bardzo duże - to pewnie 3. Mniejszych można wyczarować nawet 5.


Kawowy mus zalewamy szybko wrzątkiem NAJLEPIEJ z dużej wysokości i na dwie tury. Najpierw troszkę, potem jeszcze trochę dolać. Zalewanie piany z wysoka sprawi, że zrobi się puchata i ładnie będzie się prezentować.
  


Jeszcze ładniej prezentować się będzie posypana jakimiś pysznościami w miejscu powstałej i bezsmakowej białej pianki :) (tak tak, kawa, która jest na spodzie naszej parucentumetrowej pianki, powstała poprzez pozbawienie tejże pianki kawowej esencji) Ja posiadam dwa okazy - czekoladę i wanilę z karmelem. Wydawało mi się drogie to ustrojstwo, gdyż kosztowało 8 złotych. jednak mam je już dobrze ponad rok i dopiero teraz waniliowy granulat dobija dna. Mogę więc polecać :)



Całość dumnie prezentuje się w filiżance i zachęca do spożycia. Piankę najlepiej zebrać sobie łyżeczką i zjeść nim "oklapnie" (takie życie, tyle się człowiek utrzepie, a pianka po paru minutach klapnie...). Sama kawa jest słodka, deserowa i bardzo delikatna i działa bardziej na zmysły aniżeli pobudzająco.


Cóż, jestem właśnie po takim deserku i biorę się za pracę :)
Próbowałyście?
Spróbowałybyście? :)

piątek, 25 stycznia 2013

Jak się zmieścić w 7-miu faktach?

Cześć Dziewczyny!

Witam nowych gości na moim blogu:) Bardzo miło widzieć każdą nową osobę i przemiło czyta się nie tylko Wasze wpisy ale też komentarze, które są przeTFUrcze i prześmieszne, no i wiele mi pomagają:)
Dziś luźny post TAG-owy, do którego zaprosiła mnie Moshi! Dziękuję serdecznie i zapraszam do dalszej części...

Zasady wyróżnienia są proste i należy po prostu:
podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.




                                                     A więc zaczynamy!!!                                             


Coś, co dziwi wszystkich znajomych (nie mniej niż mnie samą) to fakt, że nie mogę przytyć. A jeśli już proces tycia się odbywa, to idzie mi "w cycki". Można by rzec układ idealny i marzenie niejednej z kobiet, ale zaprawdę powiadam Wam - jest to okropne! Miałam tyle ulubionych finezyjnych albo fikuśnych staników, z których wyrosłam... W szafie zostały mi tylko biały, czarny i granatowy, w reszcie nie mam się co pokazywać... Narzeczony mimo ciągłych zakupów stanikowych się cieszy :D



Nie lubię sklepów, gdzie podchodzi do mnie ekspedientka i wypytuje o moje potrzeby pokazując mi na półkach różnorakie przedmioty. Wywiera to na mnie presję zakupu i nie myślę wtedy "trzeźwo". Lubię sama pooglądać, pomacać, gdyż własnoręczne macanko potrafi rozwiać nasze wątpliwości (oj, bez skojarzeń:)), powąchać, porozmyślać jak się ma jakość do ceny, a może pamiętam jakąś recenzję... a w razie wątpliwości sama kogoś zawołam zapytać. 




Zawsze chciałam napisać książkę :) Uwielbiam pisać i mimo, iż styl pisania bloga odpowiada mojemu stylowi mówienia - uczyłam się pisać w klasie dziennikarskiej i na kółkach, od małego się tym pasjonując. Zaczęłam już pisać ale po paru rozdziałach nagle zawaliły mnie obowiązki i szkic książki leży sobie gdzieś schowany w "zakurzonym" folderze.



Jestem zmienno...nastrojowa :) Z równowagi potrafi wyprowadzić mnie byle pierdoła(głównie na drodze, jeżdżąc praktycznie codziennie dostaje szału) i będę się zaklinać jak szewc, po czym po niecałej minucie przeczytam coś śmiesznego, albo sobie przypomnę i będę na powrót szczęśliwa i radosna(to jednak dominuje w moim dniu:)) Jest to uciążliwe, zwłaszcza dla ukochanego, który nie może ogarnąć jak tak szybko można przestać się gniewać(choćby i na Niego:P). Co do nerwów w trasie znacie taką anegdotkę wyczytaną przeze mnie gdzieś w czeluściach Interneta?:
Jeśli Ty nie denerwujesz się za kierownicą, to prawdopodobnie jesteś powodem dla którego inni się denerwują.


W kwestii ciała mam dwie anomalie - pierwsza, to włosy moje mówią mi "STOP" podczas zimniejszych miesięcy. Po prostu przestają rosnąć i koniec. W tym roku udało mi się to trochę zniwelować wcierkami i po raz pierwszy w zimie moje włosy urosły tyci tyci, ale wciąż!
Po drugie moja normalna temperatura ciała wynosi 35,5. Nie zauważam z tego powodu żadnych objawów ani nie czuję bardziej ciepła/zimna. Po prostu gorączka u mnie zaczyna się wcześniej :)



Mam 10 lat młodszą siostrę(swoją drogą zielonooka naturalna blondi), z którą nijak się nie dogaduję i kłócę zawzięcie. Jest zupełnie inna niż ja i czasem mam ochotę ogolić ja w nocy na łyso :D Jednak gdyby ktoś inny chciał jej uprzykrzyć życie to wydrapałabym oczy :) Ot, taka chora filozofia więzi rodzinnych :)




I siódmy fakt... Nie znoszę Krakowa :D Nie, nie zmienia to fakt, że za niedługo tam się pewnie przeprowadzę... Po prostu od dziecka na każde mniejsze wycieczki jeździło się do Krakowa, plucha, deszcz, ziąb, czy skwar - jedziemy do Krakowa. Miasto to nigdy jakoś szczególnie mi się nie podobało, a jazda autem po nim to krótko mówiąc masakra... Ciasno, dziurawo i wszędzie zakazy. Większość znajomych poszła na studia do Krakowa, ja starałam się go unikać szerokim łukiem. jednak po tylu latach okazuje się, że chyba nie będę miała wyjścia...:) Wiem, dużo z Was jest tu z Krakowa, może się Wam to nie spodobać, ale nie ukrywałam nigdy braku zachwytów i awersji :)

****************************************************

No to by było na tyle o mnie:) Nominuję według zasad 15 osób, u których chętnie poczytałabym sobie odpowiedzi:) Do zabawy zapraszam:


Etiennette u której zawsze jest ciekawie
 Zdolną i przemiłą Milomanię
Kasię która mnie rozbawia do łez!
Mojito którą czytuję namiętnie :)
Anuszkę13 - Osobę o świetnych pomysłach
MuStories gdzie jest obiektywnie
Kosmetyczny Przekładaniec która mi doradza jak nikt :)
Adę której zazdroszczę oczu :)
Śliczną Bery
Włosową Siempre
Inspirującą Cherish your dreams
Pięknooką Makeuplicious
Linkę - czyli seksowną i śliczną mamusię :)
Dobrą na każdą strefę Strefowo :)
Kamilę, czyli blog, który spodobał mi się od razu :)

No, to idę sobie teraz Was poinformować :)

Siostra zgodziła się pomóc mi z fryzurami, więc idę do przodu niczym burza z postanowieniami! :)
Myślałam podzielić się z Wami czymś finezyjnym, więc zapytam najpierw - LUBICIE KAWĘ? :)
Buziaki!

czwartek, 24 stycznia 2013

Oko w Oko z Naoczną sprawą :)


Cześć Dziewczyny!


Dziś post o czymś, co również zainspirowało mnie do rozpoczęcia przygody z fotografią, co zdeterminowało ciągotki do rysunki, jest ulubioną częścią MNIE samej i uwielbiam oglądać to u innych. Mowa tu o oczach!

Odkąd pamiętam w podstawówce kreśliłam z tyłu zeszytu koślawe rysunki oka będąc wiecznie niezadowolona z efektów. Oglądałam wiele pięknych oczu pań w telewizorze, oczu na zdjęciach w gazetach, aż poszłam do Liceum i poznałam oczy absolutnie cudowne(pisałam o ich właścicielce i możecie je zobaczyć [TU]  :)). Zaprzyjaźniłam się z ich posiadaczką, dzięki której wytrwałości i chęci nauczyłam się robić zdjęcia portretowe. Postanowiłam też szkolić warsztat rysunku by dojść do satysfakcjonującego poziomu (to uzależnia i wciąż chce się „LEPIEJ!”). Każdy portret zaczynam od zarysowania oczu. Jeśli oczy wyjdą, to cała reszta musi wyjść i koniec.

Oczy stały się punktem głównym, punktem odniesienia do całości, studnią rozważań nad kreską, oczy mają swój własny zdjęciowy folder w moim komputerze…


Jeśli chodzi o same paczadełka nie można zapomnieć o ich oprawie czyli brwiach. Na to również byłam uczulona od zawsze. Moje włoski były szaro wyblakłe i delikatne aż do okresu dojrzewania, kiedy to nagle strasznie ściemniały i zrobiły się sztywne jak druty. Zaczęłam je regulować w 6 klasie SP czyli osiągając level 12-letni. I tak sobie rosłam chodząc do kosmetyczki – aż do Liceum. Kiedy wizyty w salonie kosmetycznym stały się uciążliwe zaczęłam sama skubać pojedyncze włoski. Rwałam tam gdzie kosmetyczka, potem jeszcze gdzie indziej, potem jeszcze… O dziwo, nie przesadziłam i nie zepsułam sobie ich kształtu a zadowolona z efektów przestałam chodzić do kosmetyczki.

Największym życiowym dylematem w moim życiu było czy wyrwać te małe dziwne włoski z góry brwi czy nie??? Wszyscy mówili, że ich się nie rusza, że nie wolno itd… Jednak patrząc na te wszystkie piękne aktorki, z idealnie prostymi łukami brwiowymi nie dopatrywałam się tam małych śmiesznych włosków? Ryzyk fizyk – pozbyłam się ich. Brwi faktycznie bardzo się zmieniły – zrobiły się takie proste i zdyscyplinowane, układne i bez skazy. Uff :) Bardzo mi się to spodobało!


Jakiś czas po tym poszłam do kosmetyczki zrobić sobie frencz na wesele i regulację(mama stawiałaJ). Kobieta spieprzyła mi brwi, podnosząc mi łuk przedziwnie i wychudzając go w miejscu, gdzie powinien być najgrubszy. Wyglądałam okropnie, nie mam niestety (lub na szczęście) zdjęć z tamtej „metamorfozy”. Byłam zbyt zrozpaczona z idiotycznego wyglądu, żeby to utrwalać na fotografii. Zapuściłam wyregulowałam po swojemu i dalej sama zajmowałam się swoimi krzaczkami.



Postanowiłam pokombinować z kształtem, podmalować je trochę i znalazłam się w swoim żywiole. Temat brwi stał się u mnie stałą zmienną, którą regulowałam według upodobań (wciąż sobie delikatnie zmieniam jak mi się znudzi).



Jednak w 2011roku dopadła mnie kolka nerkowa. Wycieńczenie organizmu spowodowało, że zarówno brwi jak i rzęsy strasznie mi wypadły. Przerzedziło mi się głównie jedno miejsce w brwi, w którym zrobiła się łysinka i wyglądała okropnie. Zamalowywanie niewiele dawało i wyglądało zbyt sztucznie. Wybrałam się więc ponownie do kosmetyczki na hennę i podregulowanie tego, co zostało. Pomijając hennę – Zamiast zająć się delikatnie moimi włoskami Pani Kosmetyczka wokół łysinki powyrywała inne włoski, dzięki czemu stworzyła jeszcze ładniejsza DZIURĘ. Mówiła, „że to nigdy się nie zasłoni taką henną i nie ma co oczekiwać bla bla bla” a w rzeczywistości narobiła mi więcej szkody niż pożytku! Ależ byłam na siebie zła… Zamalowywałam łysinkę zapuszczając włoski i dbając o nie SAMA.

Kosmetyczki boję się bardziej niż japońskich horrorów oglądanych w nocy podczas samotnego pobytu w domu, co skłania mnie do powiedzenia, że wybiorę się już do niej nie zmuszona. 

Do brwi używałam najpierw kredki, jednak dalej wypadały mi po niej włoski. Wyczytałam, że z dwojga złego lepiej wypełniać brwi cieniem i tu w ruch poszła paletka urodzinowa, marki nieznanej :) Cienie są kiepskiej jakości pomimo ładnych kolorów, jednak brąz pasował idealnie do moich oczu i brwi. Koleżanka o delikatnej urodzie, blond włosach i niebieskich oczach również skorzystała z tego brązu gdyż jest on bardzo delikatny i chłodny – dla blondynek w sam raz.


Poniżej wstawiam alternatywne zastosowanie dla cieni, które były w neutralnych kolorach.
 



Jednak jak widać brąz się kończy i zaczęłam intensywnie poszukiwać zamiennika! Ponieważ nie chodzę do Natury (zawsze wydawało mi się tam drogo!!!! ) gdy ostatnio ją odwiedziłam dostałam OCZOPLĄSU! No i poprosiłam panią o pomoc w znalezieniu cienia. I powiem Wam, znalazłam prawie idealny odpowiednik brązu z mojej paletki! 


Jest to CATRICE Absolute Eye Colour kolorek 080. Ma on trochę cieplejszą barwę, jednak jest to zauważalne po dogłębnych oględzinach. Ja nie widzę różnicy na żywo ani też na zdjęciu :)

Wy też oceńcie same! (tu w roli głównej moje niemalowane paczadła)



Liczę na Catrice, które po początkowym stadium zapoznawania jest mi bliskie jak stary dobry cień. No i muszę wyznać, że pokochałam Naturę:) Przez moje odkrycie ostatnio wydałam więcej niż powinnam, co by się pocieszyć przed sesją… Więcej grzechów nie pamiętam! :) Catrice na pewno jest mocno napigmentowane, a ponieważ należę do tych kobiet, które "lubią brąz" chętnie maziam cieniuję nim także powieki :) Stosuję regularnie intensywnie od tygodnia, a ubytkek ledwo widać na powierzchni cienia. Chyba znalazłam ulubieńca! :D Na dodatek za rozsądną cenę!
A więc trzy razy na tak i przechodzi do finału! :)

Nie mam się za bardzo co brwiami chwalić, tym bardziej, że parę z WAS ma dla mnie idealne łuki brwiowe, ale pytam się: co z nimi robicie na co dzień moje Drogie?
Buziaki! 

PS. Pięknie dziękuję Mojito za wspaniały prezent niespodziankę :* Jeśli ktoś jeszcze nie zna serdecznie zapraszam do niej :)

wtorek, 22 stycznia 2013

Hair project - pod włos!



Hej Dziewczyny!

Siostra dziś wraca z Egiptu (ale jej dobrze!) a ja ślizgam się po naszych polskich drogach moją starą polówką… Udało mi się dziś wpaść do Galerii Handlowej w przeuroczym Bielsku, po to, żeby jutro wrócić tam z pieniędzmi:) Spodobało mi się tyyyle rzeczy, wśród tylu barwnych cyferek obwieszczających potencjalnemu klientowi PRZECENĘ, że się pokuszę :) Dziś niestety byłam o braku środków do życia, więc jedyne co miałam to 10 złotych na B-smarta w KFC i kokardkę, ale o niej na końcu :)

Moje Drogie Panie!
Jako, że zauważyłam, iż odkąd żyję Blogosferą pełna piersią moje wydatki na kosmetyki wzrosły. Z racji tego chciałabym w końcu zrobić podsumowanie włosowych produktów, które szczęśliwie mniej lub bardziej zużyłam w ostatnim czasie! Taki mój mały Hair Project przed ostatecznym podsumowaniem Akcji Zapuszczania Włosów organizowanej przez Frombodytohair. 

**************************************************************



Zacznę może od mgiełki Jantar. Wcierka tejże serii mnie uwiodła, faktycznie włosiska po niej rosły i skóra głowy śmiesznie się świeciła :) Jak zwykle idę za ciosem uważając, że produkty tej samej serii musza być fajne więc zakupiłam mgiełkę. Za śmieszne pieniądze, bo około 6-7złotych. A więc sprawa ma się tak – używając od czasu do czasu jestem zadowolona z rezultatów jakie dawała. Włosy ładnie się układały i były uporządkowane, co przy moich niesfornych kłakach jest bardzo uciążliwe. Nawilżenie jako takie nie mam pojęcia czy było, ochrona to samo, jednak uważam, że od czasu do czasu mgiełka dobrze robiła włosom. JEDNAK przy codziennym stosowaniu trochę wysuszała włosy i wolałam psikać nią włosy po odżywce b/s, albo odstawić ją na jakiś czas. I po powrocie znów bardzo mi odpowiadała. Mój związek z tą mgiełką oznaczam statusem „to skomplikowanei daję 4/5 w ocenie ogólnej.




**************************************************************


Następny zdenkowany produkt to Kompres nawilżająco-regenerujący Joanny. Seria „z apteczki babuni” podbija ostatnio moje serce, nie ukrywam :) Kompres ten kupiłam ze względu na nazwę (tak, nawilżanie i regeneracja – w sam raz dla mnie!) nie kierując się ani składem ani tez opiniami. I uważam go za strzał w dziesiątkę. Osobom, które posiadają, lub miały do czynienia z Kallosem powiem tak – działa podobnie :) Za słoiczek 250ml zapłaciłam 7zł. Aj, miło mi się go używało. Konsystencja jest podobna do Kallosowej, działanie też, trzymałam go bardzo krótko i bardzo długo na włosach – w obu wypadkach spisał się świetnie. Moje włosy jakkolwiek to się działo – były mięciutkie już w trakcie masowania przy nakładaniu i ślicznie się układały po użyciu kompresu. Były delikatnie wygładzone, a jeśli chodzi o błysk – ciężko go zaobserwować po maskach, czy odżywkach na moich włosach więc i tu nie potrafię jednoznacznie powiedzieć. Dodatkową zaletą może być zapach, który bardzo mi się podoba i tylko uprzyjemnia korzystanie z kosmetyku. W ogólnym rozrachunku wystawiam mu zasłużoną 5!


**************************************************************


Pozostając przy Joannie przedstawiam Serum na końcówki. Kolejny dowód na to, że jestem „seryjnym” zakupoholikiem:) Serum bardzo przypadło mi do gustu głównie przez swój bajeczny zapach. Ma kremową konsystencję w odróżnieniu do jedwabiów i olejków, które zwykłam używać na końcówki. Przy stosowaniu serum nie zauważyłam rozdwajania końców, ani tez wyraźnej regeneracji czy poprawy (włosy od wrześniowego cięcia zostają w dobrym stanie!!) zresztą wiemy, że zniszczonej końcówki już nie zregenerujemy… Ale na opakowaniu może sobie pisać „regenerujące” :) Jestem mimo wszystko zadowolona i daję 4/5, odejmując za opakowanie, z którego przy końcu ciężko mi się było dogrzebać do resztek i dziwne zjawisko, gdy przy końcu jednolita masa zrobiła się nagle tak jakby …dwufazowa… ?


***********************************************************


Następnym cudem włosowym jest coś z produktów znanych firm – Timotei i Intensywna Odbudowa! Kolejny produkt kupiony
a) przez napis na opakowaniu:)
b) przez przemagiczny, przecudowny zapach!


O produktach z różą jerychońską zrobiło się głośno, pełno bilboardów i reklam, aż rzygać się chciało… W końcu wzięłam tą oto odżywkę z półki, żeby powąchać to reklamowane wszem i wobec cudo. Zako(wą)chałam się! Wzięłam do koszyka i koniec! Cóż, zacznę od minusów :) Produkt jest niezbyt wydajny, ja muszę go nakładać dużo. Butelka jest może i jakoś tam ekologiczna, ale otwieranie wcale mi nie spasowało, źle mi się z niego wydobywało odżywkę. Samo działanie? Śreeeednie…. Nie zauważyłam jakichś efektów, które mogłabym tu opisać. No cóż, jak to po odżywce, trochę lepiej mi się rozczesywało włosy i były delikatnie milsze w dotyku. Używałam jej głównie jako pierwsze O w OMO, gdyż zapach utrzymywał się po spłukanie jedynie przez chwilę na włosach (nad czym pierońsko ubolewam!). Nie jest źle, super też nie jest. Daję zasłużone 3/5.

*****************************************

Z racji, że jest to projekt włosowy wspomnę może o moim nowym maleństwie, gdyż zakupiłam dziś sobie KOKARDKĘ do włosów!


 Jako, że w Orsay’u jest wyprzedaż akcesoriów i większość asortymentu można dostać za 5złotych przygarnęłam to oto cudo. Zapinane na klips, plastikowe, czarne cudo. Marzyłam o kokardce, więc myślę, że te małe marzenia czasem trzeba urzeczywistnić kiedy nadarza się okazja! :)

I w związku z tym daje sobie postanowienie noworoczne, a co!
Nauczę się jakoś spinać moje kudły (bo moje zdolności manualne ograniczają się do rozpuszczenia włosów, kucyka albo założenia opaski:P ) a być może za niedługo pochwalę się jakąś fryzurą z użyciem tejże kokardki. Miałam dziś ją już co prawda na głowie, ale założyła mi ją koleżanka z roku i czuję, że sama tak nie potrafię…



Co do kosmetyków – może coś Was zainteresuje z tego zestawu powyżej, może coś już miałyście?
A ja poszukując inspiracji chętnie przyjmę tu Wasze linki z jakimiś propozycjami fryzur z użyciem kokardek !!! :)
Buziaki!